PolskaMógł zabić siebie, żonę i cztery córki. Trafi na 7 lat do więzienia

Mógł zabić siebie, żonę i cztery córki. Trafi na 7 lat do więzienia

Wyrok 7 lat pozbawienia wolności usłyszał mężczyzna oskarżony o próbę umyślnego doprowadzenia do wypadku, w którym mógł zginąć nie tylko on, ale także jego żona i cztery córki. Wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku nie jest prawomocny.

Mógł zabić siebie, żonę i cztery córki. Trafi na 7 lat do więzienia
Źródło zdjęć: © WP.PL | Marcin Gadomski

31.07.2013 | aktual.: 31.07.2013 18:03

40-latek oskarżony był o to, że w czerwcu ub.r. na trasie Białystok-Knyszyn, działając z zamiarem popełnienia samobójstwa, próbował doprowadzić do wypadku, umyślnie naruszając przepisy ruchu drogowego. Mężczyzna, kierując mercedesem vito, zjechał na przeciwny pas ruchu pod jadącą z naprzeciwka ciężarówkę. Jej kierowca, widząc samochód, zaczął hamować i zjechał na pobocze. Ostatecznie samochody otarły się o siebie, mercedes wpadł do rowu.

Mężczyzna przebywa obecnie w areszcie, leczy się psychiatrycznie. W trakcie procesu zaprzeczał, by w ten sposób próbował popełnić samobójstwo.

Mógł zabić siebie, żonę i cztery córki

Sąd uznał mężczyznę za winnego. Jak powiedziała sędzia Marzenna Roleder, oskarżony, działając z "zamiarem ewentualnym" pozbawienia życia swojej żony i czterech córek, umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Podkreśliła jednak, że w trakcie popełniania czynu mężczyzna "miał ograniczoną zdolność rozumienia jego znaczenia i kierowania swoim postępowaniem".

Sąd, korzystając z możliwości złagodzenia kary, skazał oskarżonego za czyn "w warunkach ograniczonej poczytalności". W ocenie sądu, kara 7 lat pozbawienia wolności jest karą "adekwatną i sprawiedliwą". Jest to kara łagodniejsza od kary, o którą wnosił prokurator, czyli 15 lat pozbawienia wolności.

Trudna sytuacja życiowa

Sędzia uzasadniając wyrok, mówiła, że "pierwszorzędną rolę" grał stan emocjonalny oskarżonego w trakcie popełniania czynu. Jak mówiła, wpływała na to sytuacja życiowa mężczyzny, który miał trudności zawodowe i finansowe; miał długi, nachodzili go wierzyciele. Na to nałożyły się problemy z nadużywaniem alkoholu (biegli uznali, że jest uzależniony).

Według sądu podczas popełniania czynu oskarżony ani nie zasłabł, ani nie stracił świadomości; wiedział, co się dzieje na drodze. Sędzia dowodziła, że 40-latek "celowo" kierował się na jadącą z naprzeciwka ciężarówkę. Wcześniej oskarżony mówił, że nie wiedział, co robi, a świadomość odzyskał dopiero w karetce.

Sąd: mężczyzna nie był w pełni świadomy tego, co robi

Jednak - jak podkreśliła sędzia - nie był on w pełni świadomy tego, co robi. Z opinii biegłych wynika, że u mężczyzny wystąpił "zespół abstynencyjnego", spowodowany odstawieniem alkoholu na kilka dni przed zdarzeniem. Zdaniem sądu nałożenie się na siebie bardzo trudnej sytuacji życiowej i finansowej oskarżonego oraz zespołu abstynencyjnego, miały wpływ na ograniczenie jego świadomości.

Sąd w okres kary wliczył czas pobytu oskarżonego w areszcie, czyli od czerwca ubiegłego roku. Przedłużył też mężczyźnie areszt do uprawomocnienia się wyroku.

Sąd odrzucił kwalifikację czynu prokuratury, według której czyn miał znamiona katastrofy w ruchu lądowym. W ocenie sądu nie był to stan zagrożenia dla "dużej, nieokreślonej" liczby uczestników ruchu. Z zeznań świadków wynika bowiem, że w tym czasie nie było na drodze dużego natężenia ruchu. Sędzia Roleder dodała, że zarzucane oskarżonemu usiłowanie zabójstwa kilku osób, jest czynem o wiele poważniejszym.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (112)