"Model uniwersalnego prawa umożliwia cyniczne gry"
Ten spór jest irytujący z wielu powodów. Po pierwsze, jak już gdzieś pisałam, to nowatorski dokument (w nudnym opakowaniu). Traktuje on UE jako wiązkę procesów i przestrzeń standardów, po której każdy kraj może wędrować, wykorzystując różne formy obowiązywania prawa, wybrany przez siebie poziom efektywności danej normy i – interpretując we właściwy dla siebie sposób, świadomie wprowadzone do Traktatu, nieostre pojęcia (np. zasadę pomocniczości). Może też wykorzystywać, po raz pierwszy sformalizowane, narzędzia wpływania na rozwiązania zanim zostaną poddane pod głosowanie. Fiksacja na blokadach, gdy nie wykorzystuje się innych, pozytywnych instrumentów realizacji własnych interesów – drażni.
27.03.2008 | aktual.: 27.03.2008 11:01
Tym bardziej, że, po drugie, proponowane przez PiS jednostronne deklaracje (np. w odniesieniu do Europejskiego Trybunału) nie mają mocy wiążącej. A zasygnalizowane w spocie – autorstwa – trudno powiedzieć – czy Pana Prezydenta, czy Kurskiego – „niebezpieczeństwa” zostały przedstawione w sposób prostacki. Bo np. nawet w razie skargi do ETS polskiego obywatela, który nie mógł w Polsce przeprowadzić ceremonii ślubu homoseksualnego, Trybunał nie może wprost wpłynąć na polskie prawo. Może tylko sprawdzić, czy ogólna norma szacunku dla odmienności jest u nas respektowana choćby w minimalnym, zadowalającym, właśnie – efektywnym poziomie. I jest: w Polsce istnieje zasada „związków partnerskich” (w różnych konfiguracjach), mających dla partnerów konsekwencje w sferze majątkowej – i generalnie – cywilno-prawnej. Tak więc, bez wielkich słów mieścimy się w polu norm UE. A jedyny dostrzegany ostatnio, wyraz dyskryminacji to właśnie ów spot.
Nowatorskie elementy Traktatu, jak choćby gra nieokreślonością, wykorzystywanie konfliktów na jednym poziomie jako katalizatorów odwracających uwagę od konfliktów na poziomie innym, czy – uznanie za tożsamość UE całego pola możliwych, indywidualnych konfiguracji, to tylko jedne z wielu przejawów radykalnych zmian współczesnego świata. I szkoda, że u nas nie ma nad tym dyskusji. Innym przejawem jest choćby pełzający odwrót od zideologizowanej „nowoczesności” i abstrakcji pojęć używanych w polityce.
Mam tu na myśli choćby niedawne wystąpienie arcybiskupa anglikańskiego w Wielkiej Brytanii proponującego segmentację prawa, i odmienne zasady, zgodne z charakterem wspólnoty z którą dany osobnik się identyfikuje. Ta (opisywana przez „The Economist”) „herezja” w liberalnym świecie uniwersalnych praw, była podyktowana faktem manipulowania prawem przez członków społeczności islamskiej w Anglii. Na przykład – odmawianie płacenia alimentów, bo w świetle prawa angielskiego, ślub – np. z 14-latką był nieważny – a więc nie ma i zobowiązań.
Biskup proponując konsekwentne trzymanie się prawa własnej wspólnoty, wskazał na obecne nadużycia, lecz jego recepta wracała do czegoś, co „nowoczesność” zakwestionowała. A mianowicie – praw i zobowiązań nie – uniwersalnych i posiadanych przez każdego człowieka, ale – nadawanych niejako przez wspólnotę do której on należy. Ta kulturowa kontekstualizacja i – segmentacja prawa – gdy deklaracja przynależności do danej wspólnoty wyznacza swoistą dla niej ścieżkę procesowania, ma rozwiązać praktyczny problem wielokulturowego społeczeństwa. I, nagle okazuje się, że ów pragmatyzm wymaga cofnięcia się z „nowoczesnej” ścieżki a-kulturacji człowieka w sferze prawa i dekontekstualizacji tego ostatniego.
Przypomina to stosowanie prawa w koloniach w XIX wieku – choć teraz kolonizowana jest sama Anglia! Czy pryska mit? A może to nowoczesność nie wytrzymuje zderzenia z globalizacją? Zakładano, że to tradycyjne mechanizmy zanikną, a tu okazuje się, że Europa wkracza w synkretyzm i nieokreśloność postulowane w sferze władzy już w klasycznej doktrynie Taoizmu, a liberalny model uniwersalnego prawa kruszy się bo umożliwia cyniczne gry i przestaje służyć sprawiedliwości!
Prof. Jadwiga Staniszkis dla Wirtualnej Polski