Moda na C2H5OH
Rozpoczął się Nowy Rok, a wraz z nim pełną parą ruszyły karnawałowe bale, poadwentowe dyskoteki, prywatki i domowe imprezy. Jak powszechnie wiadomo, dobra zabawa w polskim wydaniu to bardzo często nie tylko ciekawi ludzie i ożywione dyskusje, ale przede wszystkim opróżniane w szybkim tempie butelki. Skutkiem jest początkowy wzrost ożywienia dysput, po czym gwałtowny jego spadek połączony z zakończeniem zabawy albo pod stołem, albo w toalecie – z objawami "choroby morskiej".
20.01.2007 | aktual.: 20.01.2007 20:04
Bezalkoholowe spotkania nie są w Polsce specjalnie modnym sposobem na dobrą zabawę; po pierwsze dlatego, że jakoś nie wypada, bo goście się nie będą bawić, bo gospodarz ma humor dopiero "po drugim" i tak dalej... Skoro popularność alkoholu jest aż tak ogromna, a jego brak to katastrofa, to po co eliminować albo przynajmniej ograniczać obecność tego najlepszego wodzireja imprez, "rozweselacza smutasów" i "rozwiązywacza języków"? Z drugiej strony co takiego zniewalającego jest w substancji, która jednym pomaga, innym szkodzi, a zdarza się że i zabija?
Suche fakty
Alkohol etylowy – dla naukowców i badaczy C2H5OH, zaś dla użytkowników i koneserów, posiadający całą gamę imion, zależną od dodatków i producentów; od Jana III Sobieskiego i Napoleona, poprzez Pana Tadeusza i Chopina, następnie Johnny’ego Walkera, mniej osobowo Absolwenta i Abstynenta, skończywszy na Turze, Rambo, Torreadorze, czy Komandosie, znanych też jako "wino marki wino" to związek organiczny, należący do grupy alkoholi (podobnie zresztą jak ocet), który w postaci czystej (jako spirytus) otrzymuje się w wyniku destylacji, wykorzystując różnicę w temperaturze wrzenia między etanolem a wodą.
Na większą skalę czysty etanol zaczęto uzyskiwać w Europie w VIII wieku n.e. z żyta, a w XVIII wieku z ziemniaków. Istnieje wiele metod uzyskania alkoholu, w różnej zresztą postaci. Tanie jego wydania powodują, iż dla najbardziej spragnionych, najlepszym sposobem na jego otrzymanie jest po prostu przechadzka do najbliższego sklepu spożywczego.
Mimo, iż skuteczność destrukcyjnego wpływu alkoholu na zdrowie fizyczne i psychiczne człowieka, całych rodzin, a nawet społeczeństw została wielokrotnie dowiedziona i pokazana wprost, trunek ten wciąż pozostaje jednym z najważniejszych elementów jakiegokolwiek świętowania. Zresztą nie tylko święto jest okazją do napicia się; również smutek to świetna sposobność do tego, podobnie jak żal po zdradzie, radość z powitania, bliskość rozstania itd. itp.
Niszczące działanie alkoholu dotyka wszystkich układów i czynności organizmu; począwszy od wątroby i serca, poprzez układ nerwowy (w tym mózg), kończąc na psychice człowieka. Wzrost chęci seksualnych u osoby spożywającej alkohol zupełnie kłóci się z jego nikłymi możliwościami w takim stanie. Do społecznych aspektów nadużywania alkoholu należą m.in. psychodegeneracja społeczeństwa, wzrost wulgarności, znieczulicy społecznej, agresji, chamstwa, a ostatnio wzrost przestępczości po spożyciu alkoholu (i nie chodzi tu tylko o siadanie za kierownicą po kieliszku, ale na przykład o rozboje z nożem w stylu zakopiańskiej zabawy sylwestrowej).
Na zdrowie!
W ostatnich czasach powstało bardzo wiele mitów na temat wpływu alkoholu na życie i zdrowie człowieka. Większość z nich została wymyślona, dla uspokojenia własnego sumienia i usprawiedliwienia się osób przesadnie go używających, jak na przykład to, że alkohol leczy nerki czy serce.
Faktem jest, iż chorym na kamicę nerkową zaleca się picie o czasu do czasu piwa, które działa moczopędnie. To prawda, że lekarz zaleca niekiedy osobom z chorym sercem lampkę koniaku przed pójściem spać. Nawet niektóre badania wskazują, iż niewielka ilość alkoholu może nie tylko nie szkodzić, ale wręcz pomóc.
Niestety nie wiadomo, jaki może być końcowy efekt systematycznego spożywania nawet niewielkiej ilości etanolu, ponieważ jego wpływ jest zależny nie tylko od samej ilości, ale przede wszystkim od indywidualnych predyspozycji każdego człowieka, który czasem - opierając się na badaniach - może zamiast ulgi, w dłużej perspektywie czasowej doznać poważnych kłopotów z wątrobą, trzustką, czy układem nerwowym, nie mówiąc o uzależnieniu (w przypadku osób genetycznie mniej odpornych na alkohol).
Wypijmy za to, że nie ma na świecie takiej rzeczy, za którą nie można by wypić!
Oczywiste jest, że wszystko – łącznie z alkoholem - jest dla ludzi. Jak mawiał Pitagoras - we wszystkim musi być umiar. Niestety brak umiaru kończy się z reguły dość przykrymi konsekwencjami. Żadne zwierzenia anonimowych alkoholików, przerażające statystyki czy nauki lekarzy i psychologów nie spowodują prawdopodobnie znienawidzenia alkoholu przez ludzi. Ale też nie o to chodzi, by go całkowicie odrzucić, lecz rozumnie podejść do sprawy - łącząc przyjemność z rozwagą. Oby w odpowiednich proporcjach…
Grzegorz Smyczyński