ŚwiatMocarstwo atomowe wściekłe na USA

Mocarstwo atomowe wściekłe na USA

Ta przyjaźń od początku była szorstka, ale teraz można już mówić o zimnej wojnie. Stany Zjednoczone naraziły się Pakistanowi operacją przeciwko Osamie bin Ladenowi, o której nie uprzedziły Islamabadu, a ostatnio ostrzelaniem i zabiciem pakistańskich żołnierzy. Jednak, jak pisze ekspert ds. Azji i Bliskiego Wschodu, Tomasz Otłowski, czy się to komuś podoba czy nie, Pakistan to kluczowy gracz w pogmatwanej łamigłówce w Afganistanie, do tego posiadający broń nuklearną. Czy atomowe mocarstwa przełamią lody?

Mocarstwo atomowe wściekłe na USA
Źródło zdjęć: © AFP | Rizwan Tabassum

07.12.2011 | aktual.: 07.12.2011 17:50

Relacje pakistańsko-amerykańskie - mocno nadszarpnięte od maja bieżącego roku po spektakularnej, acz nieuzgodnionej z Islamabadem akcji amerykańskich komandosów przeciwko ukrywającemu się w Pakistanie Osamie bin Ladenowi - doznały pod koniec listopada kolejnego ciosu. W wyniku fatalnego w skutkach zbiegu okoliczności śmigłowce amerykańskie, działające w ramach misji ISAF, zaatakowały (już po pakistańskiej stronie granicy, w dystrykcie Mohmand) umocnione obiekty, z których wcześniej, jak wszystko na to wskazywało, prowadzony był intensywny ostrzał wojsk NATO operujących na terytorium afgańskim. Zaatakowanymi celami okazały się jednak nie stanowiska rebeliantów, ale posterunki pakistańskiej federalnej formacji paramilitarnej, chroniącej granice państwa (tzw. Korpus Graniczny, którego członkowie rekrutowani są głównie spośród miejscowych plemion pusztuńskich).

W wyniku ostrzału śmigłowców ISAF niemal 30 pakistańskich funkcjonariuszy straciło życie, a w ramach retorsji Islamabad podjął wobec USA i NATO szereg zdecydowanych kroków. Skala tych pakistańskich działań może pozornie dziwić, zważywszy na fakt, że w trudnym, górzystym terenie, w którym przebiega granica afgańsko-pakistańska, do podobnych incydentów (choć z mniejszą liczbą ofiar) dochodziło w ostatnich latach regularnie. W reakcji na incydent w Mohmand Islamabad nie tylko zamknął swe granice dla transportów z zaopatrzeniem dla wojsk ISAF, ale też nakazał Amerykanom opuszczenie użytkowanej przez nich bazy pakistańskich sił powietrznych w Shamsi, wykorzystywanej przez USA jako główny ośrodek stacjonowania samolotów bezzałogowych w Azji Południowej. Pakistańczycy zapowiedzieli też ogólną rewizję swych relacji z Zachodem oraz zbojkotowali rozpoczętą 5 grudnia drugą międzynarodową konferencję w Bonn na temat Afganistanu, czym zresztą najpewniej skutecznie przyczynią się do fiaska tej inicjatywy.

Szersze tło

Aby jednak w pełni zrozumieć kontekst pakistańskiej reakcji na incydent graniczny z 25 listopada br., należy pamiętać o skomplikowanej sytuacji politycznej zarówno w samym Pakistanie, jak i w jego najbliższym otoczeniu międzynarodowym. W wymiarze wewnętrznym, główną determinantą działań podejmowanych przez władze w Islamabadzie jest obawa przed postępującą w szybkim tempie radykalizacją polityczną i religijną coraz szerszych rzesz społeczeństwa kraju. Słaby rząd, tracący poparcie społeczne i pole dla skutecznych działań politycznych, znajduje się dziś z jednej strony pod presją rosnących w siłę islamskich ugrupowań radykalnych, z drugiej zaś pod naciskiem wszechpotężnych pakistańskich sił zbrojnych i służb specjalnych, coraz bardziej zniecierpliwionych rozwojem sytuacji wokół kraju.

Islamiści uczynili z krytyki dotychczasowej współpracy pakistańsko-amerykańskiej (i szerzej pakistańsko-zachodniej) główną tezę swej politycznej narracji, aż do przesady wykorzystując (a często i celowo podsycając) społeczne niezadowolenie z faktu nieustannego naruszania przez Amerykanów suwerenności Pakistanu - w postaci ataków ich bezzałogowców na terytoriach plemiennych czy też incydentów granicznych z udziałem sił ISAF. Kwestia zwalczania rzekomej uległości władz kraju wobec USA i Zachodu była też jednym z ważniejszych czynników leżących u podstaw wybuchu w 2007 r. zbrojnej rebelii pakistańskich talibów, do których szybko przyłączyły się inne zbrojne ugrupowania islamistyczne z Pendżabu i pakistańskiej części Kaszmiru, a także Al-Kaida.

Islamabad traci kontrolę

Aktywność rodzimych talibów z ugrupowania Tehrik-e-Taliban Pakistan (TTP) na terytoriach plemiennych pogranicza pakistańsko-afgańskiego doprowadziła w ciągu czterech lat do faktycznej utraty przez Islamabad kontroli nad tym strategicznym regionem kraju. TTP zostało liczącą się siłą społeczno-polityczną, otwarcie dążącą do obalenia obecnego porządku ustrojowego w państwie. W rezultacie rząd premiera Yousafa Razy Gilaniego zmuszony został do poszukiwania kompromisu z Talibami - kilka dni przed incydentem w Mohmand ogłoszono w Islamabadzie plan zawarcia z TTP "trwałego rozejmu". Co zresztą ciekawe, pakiet retorsji pakistańskich, podjętych wobec Zachodu po tragicznej w skutkach akcji ISAF, niemal w całości pokrywa się z zestawieniem warunków zawarcia pokoju, postawionych Islamabadowi przez liderów TTP.

Ze swej strony armia i służby specjalne Pakistanu wysuwają pod adresem cywilnego, skorumpowanego i słabego rządu w Islamabadzie zarzuty o zbyt dużą ugodowość wobec Zachodu, głównie w kontekście problemu afgańskiego. Ostatnio, po podpisaniu przez Kabul i New Delhi historycznego porozumienia o strategicznym partnerstwie, doszły do tego zarzuty najcięższego kalibru - o faktyczne oddanie Afganistanu w orbitę wpływów Indii. W Pakistanie, który jako państwo powstał w faktycznej opozycji do Indii i gdzie wrogość (a co najmniej nieufność) wobec południowego sąsiada jest wpisana w funkcjonowanie wszystkich struktur państwowych, tego typu oskarżenia wobec rządu ze strony elit wojskowych to już niemal jawna zapowiedź puczu. A wojskowe przewroty w Pakistanie mają wyjątkowo bogatą historię - w ciągu niespełna 65 lat istnienia tego państwa, armia aż czterokrotnie przejmowała w nim stery rządów. Również sytuacja międzynarodowa w regionie nie napawa optymizmem obecnych elit w Islamabadzie. I chodzi tu nie tylko o wspomniane
już obawy o umacnianie się indyjskich wpływów w Afganistanie, co powszechnie jest odbierane w Pakistanie jako sprytna próba ze strony New Delhi okrążenia ich największego wroga. Afganistan, uważany przez Pakistańczyków za strategiczną głębię ich kraju w ew. konflikcie z Indiami, ma dla Islamabadu zbyt duże znaczenie geopolityczne, aby przejść do porządku dziennego nad takimi działaniami Hindusów. Ale Pakistan z niepokojem obserwuje także ponowny, po 20 latach przerwy, wzrost oddziaływania Rosji u podnóży Hindukuszu i umacnianie się jej strefy wpływów w Azji Centralnej; w tym sensie Afganistan (kontrolowany przez przyjazne Pakistanowi siły polityczne) jawi się więc jako swoisty "bufor" względem rosnących regionalnych aspiracji Moskwy.

Pogrzebana szansa

Źródeł pakistańskich obaw jest jednak znacznie więcej - Islamabad nie jest na przykład pewien intencji szyickiego Iranu i prawdziwych powodów jego rosnącego ostatnio zaangażowania w Afganistanie. Podobnie nie wierzy w zapewnienia obecnej administracji USA, dotyczące planów niewielkiej skali amerykańskiego zaangażowania militarnego w Afganistanie po zakończeniu w 2014 r. misji ISAF. Ze względu na rolę i znaczenie Afganistanu w pakistańskiej geopolityce, jakakolwiek zachodnia obecność militarna w tym kraju po 2014 r. jest dla Islamabadu nie do zaakceptowania.

Biorąc pod uwagę stopień złożoności sytuacji w Pakistanie i w jego otoczeniu międzynarodowym, rząd w Islamabadzie w zasadzie nie miał więc wyboru - niejako musiał zareagować na incydent w Mohmand tak, jak zareagował. Co jednak obecna sytuacja oznaczać może dla relacji amerykańsko-pakistańskich? Jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się, że stosunki obu państw nie mogą już być gorsze. Z drugiej strony, pojawiło się w ostatnim czasie kilka symptomów dających nadzieję, że sprawy zmierzają ku poprawie. Fatalne wydarzenia w Mohmand pogrzebały jednak szanse na jakąkolwiek zmianę na lepsze, przynajmniej w najbliższej przyszłości.

Klucz do łamigłówki

Dla Stanów Zjednoczonych Pakistan to bez wątpienia poważne wyzwanie i spory problem. Z oczywistych względów strategicznych (i geopolitycznych) Waszyngton nie może bowiem stosować wobec tego kraju środków i mechanizmów, dostępnych w innych okolicznościach i częściach świata. Zbyt wiele bowiem zależy w całym regionie, a zwłaszcza w Afganistanie, od Islamabadu. Pakistańczycy najwyraźniej mają tego pełną świadomość i bez skrupułów zdają się ten fakt wykorzystywać.

Zasadniczym problemem, wyłaniającym się z obecnej skomplikowanej rzeczywistości wokół Pakistanu, jest fakt, że załamanie relacji amerykańsko-pakistańskich wykracza swymi skutkami daleko poza obszar dwustronnych stosunków międzypaństwowych. Zimna wojna między Islamabadem a Waszyngtonem - o ile nie zostanie szybko zażegnana - już wkrótce przynieść może cały szereg negatywnych skutków, odczuwalnych zarówno w Kabulu, jak i w Brukseli (Kwatera Główna NATO) oraz stolicach głównych krajów Sojuszu.

Czy się to bowiem komuś podoba czy nie, Pakistan to kluczowy gracz w pogmatwanej łamigłówce, jaką jest dziś kwestia afgańska. I chodzi tu nie tylko o fakt, że obecne zamknięcie granic tego państwa dla ISAF-owskich transportów zaopatrzenia wystawia na dramatyczną presję całą logistykę międzynarodowej misji w Afganistanie (przez Pakistan wciąż transportuje się bowiem ok. 50% ogółu dostaw dla sił NATO, w tym niemal całość paliw oraz np. większą część wody pitnej dla zachodnich żołnierzy). Jeśli pakistańska blokada potrwa dłużej niż 20 dni, żołnierzom ISAF trzeba będzie zacząć racjonować wodę, a tempo operacji militarnych spadnie - z braku benzyny - co najmniej o połowę. Byłyby to więc jak najbardziej wymierne skutki kryzysu we wzajemnych relacjach między Zachodem a Pakistanem.

Znacznie ważniejszy jest jednak rząd dusz, jaki Islamabad - a zwłaszcza pakistańskie struktury siłowe - sprawuje nad afgańskimi rebeliantami: zarówno talibami mułły Omara, jak i strukturami osławionej Siatki Haqqanich. Bez przyzwolenia Pakistanu siły te nie podejmą żadnych realnych prób porozumienia się z rządem w Kabulu, ani też nie zmniejszą swej aktywności militarnej. W tym sensie to w Islamabadzie wykuwa się w istocie przyszłość Afganistanu. Pakistan, śmiertelnie i trwale skłócony z władzami w Kabulu i z Waszyngtonem, to oczywista gwarancja porażki Zachodu w górach Hindukuszu. No i zawsze gdzieś w tle pobrzmiewać będzie złowrogie echo obaw o bezpieczeństwo pakistańskich arsenałów nuklearnych, które - w przypadku załamania obecnych struktur władzy w Pakistanie i przejęcia steru rządów przez islamistów - mogłyby dramatycznie zmienić równowagę sił strategicznych nie tylko w skali regionu.

Amerykanie mają tego świadomość i można mieć pewność, że nie "odpuszczą" Pakistanowi - pomimo piętrzących się trudności i narastającego medialnego szumu wokół pakistańskich retorsji należy zakładać, że obie strony dążyć będą do kompromisu i załagodzenia sporu. Obydwa kraje straciłyby bowiem zbyt wiele na ostatecznym i całkowitym zerwaniu łączących je więzów. Tyle tylko, że nadszarpniętego wzajemnego zaufania nie da się już najpewniej odbudować, co będzie siłą rzeczy niekorzystnie rzutować na ogólną sytuację w regionie Azji Południowej.

Tomasz Otłowski dla Wirtualnej Polski

Autor jest analitykiem w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Tezy i opinie zawarte w tekście nie są oficjalnym stanowiskiem BBN, wyrażają jedynie opinie autora.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)