Młodzież z inicjatywą
Uczniowie liceów i gimnazjów organizują się, by walczyć o nowoczesną,
otwartą szkołę. Pierwsze od dawna protesty młodzieży szkolnej wywołał minister Roman Giertych, zwolennik tradycji i mundurków. Sam strzelił sobie gola.
To nieprawda, że Inicjatywę Uczniowską założono, by zwalczać ministra edukacji narodowej Romana Giertycha. Powstała, bo pewna nauczycielka z 27 gimnazjum na warszawskiej Pradze dała w twarz uczniowi.
Inicjatywa w chwili powstania liczyła pięć osób i prawdopodobnie byłaby dziś kompletnie nieznana. Dzięki Romanowi Giertychowi zdobyła jednak rozgłos i już niemal nikt nie pamięta, że miała walczyć o prawa uczniów, a nie z politykami. Zwalczanie Inicjatywy Uczniowskiej przez ministra edukacji zaowocowało scementowaniem się obozu zwolenników szkoły otwartej, bazującej na pedagogice eksperymentalnej i partnerskiej relacji uczeń-nauczyciel. Jak się okazuje, nie tylko uczniowie, ale także część pedagogów zaczęła popierać taką nowoczesną wizję szkolnictwa. Tym samym Roman Giertych, zwolennik konserwatywnej, tradycjonalistycznej edukacji, sam sobie strzelił gola.
Inicjatywa Uczniowska zaczęła działać w październiku ubiegłego roku. Głośno zrobiło się o niej dopiero po serii marszów antygiertychowych, ale już wcześniej przeprowadziła kilka spektakularnych akcji. W lutym inicjatorzy leżeli krzyżem pod siedzibą Ministerstwa Edukacji, protestując przeciw Narodowemu Instytutowi Wychowania. Później przebrani za wojsko znów pojawili się pod siedzibą resortu, tym razem w akcie niezgody na list ministra do kuratorów nawołujący do niewpuszczania ekologów i pacyfistów do szkół.
Nie wykruszyły ich wakacje. Spotykali się co tydzień. Podczas Przystanku Woodstock tworzyli siatkę terenową organizacji. Udało im się zwerbować 200 osób z całej Polski. Pod koniec lipca zorganizowali w Warszawie ogólnopolski zjazd (było kilkadziesiąt osób, ale tylko trzy spoza Warszawy - dwie z Krakowa i jedna z Wrocławia). Dziś Inicjatywa zrzesza ponad 300 osób. Właśnie przygotowują się do ogólnopolskiego strajku uczniowskiego.
Katechizm rewolucjonisty
Warszawski "pigalak" - trójkąt ulic Poznańskiej, Pięknej, Wspólnej, ledwie kilka przecznic od symbolu kapitalizmu - hotelu Marriott. Trzeba skręcić w bramę tuż za murem domu ambasadora Maroka, minąć odrapaną figurkę Jezusa i znaleźć drzwi do maleńkiej sutereny. To Czarna Emilka, miejsce spotkań alterglobalistów i anarchistów. Tutaj spotyka się też warszawska Inicjatywa Uczniowska. Ściany oklejone plakatami i kartkami. Na jednej apel: "Kurwa. Nie palić, sprzątać kiepy!", na innej: "Pokażmy politykom, jak im ufamy! Bojkot Wyborów 2005".
- Nie jestem przywódcą ani twórcą Inicjatywy. Właściwie nie wiem, dlaczego media okrzyknęły mnie tym mianem - zapewnia 17-letni Olek Pawłowski już na początku naszego pierwszego spotkania w czerwcu. - Nawet nie byłem w grupie inicjatywnej IU. Przyszedłem na gotowe.
Co chwilę odbiera telefony od dziennikarzy lub od innych członków IU.
- Kiedy dokładnie? Pod koniec ubiegłego roku... Nie, jakoś tak na przełomie zimy i wiosny.
- Byłeś więc na waszej pierwszej głośnej akcji pod MEN przeciwko katolicyzacji szkół?
- Nie, wtedy jeszcze nie byłem w IU. Tyle się dzieje, że już mylą mi się miesiące - wyznaje z rozbrajającym uśmiechem.
- Tylko mnie nie czaruj - ostrzegam.
Zaczyna się śmiać: - No, tak mi też mówią w szkole nauczycielki.
- Złego słowa o nim nie powiem. Społecznik, laureat konkursów. Do tego zawsze taki grzeczny - zachwyca się Janina Sietkiewicz, dyrektorka 16 gimnazjum w Bielsku-Białej, w którym się uczył. - W pierwszej klasie został członkiem samorządu szkolnego, w drugiej i trzeciej był już jego przewodniczącym. Zawsze miał czerwone paski.
- Nigdy nie miałem czerwonego paska w gimnazjum, ale uczę się dobrze. Mam średnią na poziomie 4,5 - prostuje.
Już w Bielsku-Białej działał w środowiskach anarchistycznych. Kiedy dwa lata temu przeprowadził się z ojcem do Warszawy, łatwo odnalazł się też w tutejszym środowisku anarchistycznym. Olek to "genetyczny patriota". Jego dziadek Lesław był jednym z założycieli Solidarności w Białymstoku. Byłby jednak pewnie trochę zaszokowany wnukiem, który nagle w rozmowie zaczyna cytować "Katechizm rewolucjonisty" XIX-wiecznego anarchisty Michaiła Bakunina: - Dzieci nie należą ani do swoich rodziców, ani do społeczeństwa, należą do samych siebie i swej przyszłej wolności. A celem wychowania i nauki szkolnej jest rzeczywiste uwolnienie dzieci po osiągnięciu przez nie pełnoletności. Ciche poparcie nauczycieli
Inicjatywa mocno dała się we znaki ministrowi Giertychowi. Nad stronami internetowymi tej organizacji od dwóch miesięcy ślęczy Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Doniesienie złożyło MEN. Jego zdaniem na stronach IU w "Buntowniku", uczniowskim piśmie Federacji Anarchistycznej, opublikowane są instrukcje, jak popełnić przestępstwo i uniknąć odpowiedzialności.
Policja bada, czy przepisy na domowy klej do rozlepiania plakatów i na bomby z jajek lub sugestie, że po akcji dobrze jest pozbyć się dowodów, nie są podżeganiem do popełnienia przestępstwa niszczenia mienia.
Zaś Mazowieckie Kuratorium Oświaty zapowiedziało kontrolę nauczycieli uczących działaczy Inicjatywy. Urzędnicy sprawdzą, czy zachowanie pedagogów nie odbiegało od kanonów ustalonych przez Kartę nauczyciela. Do dziś nikt w kuratorium nie wie, jak ta kontrola miałaby wyglądać.
Z rodzicami jest różnie. Jedni popierają swoje dzieci, inni sprzeciwiają się temu, co robią. Jeszcze inni nic nie wiedzą. 18-latka z Krakowa najpierw chętnie opowiada o sobie, zgadza się na zdjęcia, a potem przysyła SMS: - Przepraszam, ale odwołuję wszystko. Wydaje mi się, że ten tekst może mi raczej zaszkodzić, niż pomóc.
Jej rodzice do dziś nie wiedzą, że ta wzorowa maturzystka, świeżo upieczona studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest anarchistką. Jeden z członków warszawskiej IU Filip przychodzi na spotkanie ze mną w towarzystwie mamy. - Ja też pracuję w mediach i muszę dbać o dobro mojego dziecka.
Mama innego w rozmowie ze mną jest bardzo krytyczna. - Musi być autoryzacja tego, co pani o nim napisze. Nie, nie podoba mi się to, co robi. On powinien mieć jeden obowiązek - naukę.
Nauczyciele młodzieży z IU zazwyczaj nic nie wiedzą lub przynajmniej udają, że nic nie wiedzą. Nie poruszają tego tematu. Bardzo rzadko któryś daje znać, że wie, co robi jego uczeń. Ale nikt nie dostał od nauczycieli po nosie za działalność w Inicjatywie.
Wyjątkowa jest postawa Tytusa Bednarskiego z 1 Społecznego LO w Warszawie. We wrześniowym programie "Co z tą Polską?" bardzo krytycznie wypowiadał się na temat ministra Giertycha. W efekcie usłyszał od niego: - Zdaje się, że to z pańskiej szkoły w czerwcu mieliśmy pod ministerstwem gości, bardzo miło zresztą przyjętych młodych ludzi.
Mamy prawo protestować
- Cicho bądź. Teraz ja mówię - 14-letnia Basia Hładka ucisza inną dziewczynę. - To ja jestem przecież rzecznikiem prasowym IU.
- Nie, w środku nie można robić zdjęć. Takie jest życzenie właściciela Emilki - kategorycznie sprzeciwia się zdjęciom w lokalu.
To ona wyznacza, kiedy mogę porozmawiać z innymi członkami warszawskiej Inicjatywy. Cały czas kontroluje, czy wszystko jest w porządku. Uczy się w 27 gimnazjum, w którym rok temu powstała Inicjatywa Uczniowska. - Dowiedziałam się o tym od mojego starszego brata, który też jest anarchistą.
Jej mama wie, czym po szkole zajmuje się córka. - Jak mnie pierwszy raz zobaczyła w telewizji, trochę to przeżywała. Ale przeszła już przez wszystko z moim bratem, więc wie, że nic na to nie poradzi. A jak zaczęła słuchać Romka i tego, co on wygaduje, to nawet nas wspiera.
- Masz chłopaka? - pytam.
- Nie. Jestem jeszcze na to za młoda. A zresztą nie mam czasu.
- A nie jesteś za młoda na protesty? Uważasz, że w ogóle macie prawo, by protestować?
- No pewnie, że mamy. Bo my uważamy, że w Polsce powinna być edukacja wolnościowa.
- Co to znaczy?
- To taka teoria, według której uczeń i nauczyciel mają takie same prawa. A w szkole wszystkie decyzje podejmuje się demokratycznie.
- To gdzieś działa?
- Tak, u meksykańskich partyzantów. Manifestacje się przejadły
- Inicjatywa Uczniowska nie jest przez nikogo kontrolowana ani finansowana - zapewnia członek IU z Warszawy Tomek Wyszogrodzki. - Choć Federacja Młodzieży Socjalistycznej (młodzieżówka SLD) chciała nam zaproponować pomoc w kwestiach organizacyjnych, a Racja Polskiej Lewicy (partia lewicowa wydająca antyklerykalny tygodnik "Fakty i Mity") oferowała kasę, z żadnej z tych propozycji nie skorzystaliśmy. Sami sobie dajemy radę. Ale ci z FMS się nie poddawali i zjawili się na protestach ze swoimi planszami, a potem gazety pisały, że jesteśmy przybudówką SLD.
Inicjatywa to dziś dziewięć oddziałów w całym kraju. Najliczniejszy z lokalnych jest krakowski. Współpracuje z komitetem Wolny Kaukaz i Federacją Anarchistyczną. - Większość z nas jest po prostu anarchistami i wcale tego nie ukrywamy - opowiada Piotrek Malinowski, uczeń Technikum Poligraficznego w Krakowie i jeden z założycieli IU w Krakowie.
Krakowska sekcja ma własne logo i własne pomysły na działalność. - Trochę się już nam manifestacje przejadły. Teraz zdecydowaliśmy się na pracę u podstaw - tłumaczy Piotrek. - Organizujemy zbiórki materiałów szkolnych dla dzieci z biednych rodzin oraz dyskusje na temat edukacji wolnościowej. Chcemy pokazać alternatywną metodę nauczania.
W Warszawie IU też szuka nowych metod działalności i też chce iść w stronę edukacji. A także edukować Ministerstwo Edukacji. - Będziemy co tydzień urządzać przed MEN spotkania z prelekcjami na temat praw ucznia, edukacji seksualnej czy edukacji wolnościowej.
Ale nie wszyscy są zadowoleni z tych zmian. - Jest u nas mały konflikt. Pojawiły się dwie grupy. Jedna uważa, że powinniśmy szukać nowych zadań, druga woli powrót do pierwotnych celów - wyjaśnia Basia Hładka.
- Czyli obrony praw ucznia?
- Też, ale główne do walki z Giertychem.
Inny konflikt pojawił się pod koniec wakacji. IU nie poparła akcji ruchu Giertych Musi Odejść, który zorganizował marsz 4 września. - To są politykierzy - tłumaczyli w IU.
Dziennikarz zaangażowany
- Na każdego protestującego przypada jeden policjant i dwóch dziennikarzy - śmieje się Artur Juszyn, kiedy stoimy i oglądamy protest komitetu Wolny Kaukaz przed konsulatem Federacji Rosyjskiej w Krakowie. Jest lipiec, dzień wcześniej znaleziono zabitego czeczeńskiego przywódcę Szamila Basajewa. Protestujących jest siedmiu. Policjantów pilnujących demonstracji ośmiu, a dziennikarzy około piętnastu. W tym aż dwie ekipy telewizyjne. Spośród siedmiu demonstrantów czterech należy do krakowskiej IU. Także Artur stojący wśród dziennikarzy z dyktafonem.
- Dlaczego tu przyszedłeś? - z reporterskim zacięciem pyta Artur jednego z protestujących. - Bo mi wysłałeś SMS, że będzie protest - odpowiada tamten ze śmiechem.
- Ja też jestem w komitecie Wolny Kaukaz - tłumaczy mi Artur. - Tyle że mam teraz praktyki w "Gazecie Krakowskiej", więc tym razem stoję po drugiej stronie barykady. Ale tak naprawdę to ja organizowałem dzisiejszy protest, nawet wysłałem maile do mediów.
- Także do prasy, do konkurencji? - dziwię się.
- A prawda, popełniłem błąd. Trzeba było dać znać tylko telewizji i radiostacjom. Mielibyśmy w redakcji exclusive'a.
W CV, które złożył, kiedy starał się o staż w "Gazecie Krakowskiej", nie napisał ani o komitecie Wolny Kaukaz, ani o IU. Ale i tak miał o czym pisać: - Chyba najbardziej spodobało się to, że pierwszą publikację miałem w wieku 11 lat w "Świecie Gier Komputerowych". W czwartej klasie podstawówki zacząłem wydawać gazetkę szkolną, ale zamknięto ją za błędy ortograficzne. Ponownie gazetkę założyłem w szóstej klasie, tym razem zamknięto ją, bo była nieprawomyślna. Trochę nabijaliśmy się z nauczycieli. Konsultacje z kolektywem
Olek Pawłowski na lipcowym zjeździe Inicjatywy z lekko cynicznym śmiechem zapewniał: - We wrześniu będą kontrolowane przecieki do prasy o tym, co planujemy na październik.
- A co planujecie?
- No przecież wiesz, z czego jest słynny październik. Mamy zamiar nawiązać do historii. Minister Giertych powinien być z nas dumny. Gdy jednak przyszedł wrzesień, wyciągnięcie czegoś z IU okazało się nie takie proste.
- Nie o wszystkim mogę mówić. Nie mam pełnomocnictw - tłumaczy się Olek. - Wiesz, nie działamy teraz sami. Poczekaj, zadzwonię i dowiem się, co ci mogę powiedzieć. - Odchodzi na bok. Po chwili wraca. Dyktuje mi numer telefonu. - To numer Sławka Sierakowskiego, on ci wszystko powie.
Sierakowski to redaktor naczelny lewicowego kwartalnika "Krytyka Polityczna". Razem z nim mają organizować w październiku Dni Wolności na Uniwersytecie Warszawskim.
- Razem to za dużo powiedziane. Nie przychodzą nawet na spotkania organizacyjne - żali się Sierakowski.
- Mamy też organ prasowy, miesięcznik "Edukatorzy" - chwali się Olek. - Drukuje go dla nas Związek Zawodowy Solidarność '80.
"Edukatorzy", czarno-biała gazeta o nakładzie tysiąca egzemplarzy, wygląda jak gazetka szkolna. W środku anonimowe artykuły. - Pisało je kilka osób, a konsultowaliśmy je później z całym kolektywem - tłumaczy Olek.
- Sierakowski, Solidarność '80? Zawsze podkreślaliście swoją polityczną niezależność?
- Poznaliśmy życie. Nie ze wszystkim damy sobie radę. Wiemy już, że potrzebujemy dorosłych. Ale nie bierzemy, jak popadnie, tylko od osób, które nam imponują, są dla nas autorytetami.
- IU to ważna rzecz. To, że dzieciakom chciało się włączyć w polityczny dyskurs, jest nie do pogardzenia - uważa Sierakowski - Ale gubi ich to, co zgubiło większość rewolucjonistów - żądza sławy.
Sylwia Czubkowska