Miriam Shaded ofiarą przemocy. "Partner próbował mnie zabić. Są inne ofiary"

Miesiącami była katowana przez swojego partnera. Wiele razy próbowała się od niego uwolnić, ale groził jej i szantażował. Tylko w rozmowie z Wirtualną Polską Miriam Shaded postanowiła podzielić się swoimi traumatycznymi przeżyciami. Nie chciała dłużej milczeć, bo oprawca jej i kilku innych kobiet lada moment może wyjść z aresztu.

Miriam Shaded ofiarą przemocy. "Partner próbował mnie zabić. Są inne ofiary"
Źródło zdjęć: © East News | Stefan Maszewski
Magda Mieśnik

To nie będzie miła rozmowa. Dlaczego się pani zgodziła?

Nawet sobie pani nie wyobraża, jak trudna. Zawsze bliskie mi były wartości takie jak ochrona bliskich, chrześcijańskie wybaczenie, miłość, unikanie publicznego prania brudów z życia prywatnego. Niestety, stanęłam w sytuacji, gdy muszę chronić siebie i inne kobiety. Tutaj nie ma dobrego wyjścia. Bez względu na decyzję, może się to skończyć tragicznie.

Chce Pani ostrzec przed swoim byłym partnerem?

Nie tylko ostrzec, ale pomóc wielu innym kobietom, które się znalazły w podobnych sytuacjach. Tego się nie zrozumie, dopóki się samemu przez to nie przejdzie. Jeżeli James nie poniesie odpowiedzialności za czyny, które popełnił, w końcu zabije jedną z nas lub kolejną dziewczynę, która jeszcze nie jest świadoma, jak jest groźny.

Ile kobiet miał skrzywdzić?

Na razie wiem o ośmiu. Jestem jedną z piątki dziewczyn, które złożyły zawiadomienia i oświadczenia do prokuratury. Nie wszystkie chcą zeznawać, chcą zapomnieć o krzywdach, które im wyrządził. Poza tym, nie mają wystarczającej liczby dowodów.

Pani złożyła zawiadomienie do prokuratury?

Złożę w najbliższych dniach.

Czego będzie dotyczyć pani zawiadomienie?

Usiłowanie zabójstwa, znęcanie się, spowodowanie trwałych uszczerbków na zdrowiu takich jak złamania ręki i kciuka, uszkodzenie ucha, połamanie nosa, rozcięcie łuku brwiowego i wielu obrażeń głowy. Do tego ogromna trauma psychiczna. Będą jeszcze inne zarzuty, ale nie chcę o nich na razie mówić.

O co oskarżają go pozostałe kobiety?

Usiłowanie zabójstwa, pobicia, gwałt, niszczenie mienia.

Pani się boi…

Bardzo się boję, że skrzywdzi mnie lub kogoś z moich bliskich, że zrobi coś złego innej kobiecie. James W. jest nieobliczalny. Teraz jest w areszcie, ale 10 września może wyjść na wolność.

Jak tam trafił?

Zaatakował dziewczynę, z którą spotykał się tuż po tym, jak się od niego uwolniłam. Ostrzegałam ją przed Jamesem. Mówiłam, że jest bardzo agresywny i niebezpieczny, ale mi nie uwierzyła. Życie uratowali jej sąsiedzi. Krzyczała tak głośno, że wezwali policję.

Obraz
© Archiwum prywatne

Jak to się zaczęło?

Poznaliśmy się przez Facebooka poprzez wspólnych znajomych. Dwa lata do mnie pisał, ale nie zwracałam na to uwagi. Na żywo poznaliśmy się przy okazji sylwestra 2017/2018. Próbował się ze mną umówić. Unikałam go, ale w końcu, za trzecim razem się zgodziłam.

Unikała go pani, bo docierały do pani niepokojące informacje?

Nie. Wyglądał na playboya. Nie chciałam się z kimś takim umawiać. Poznaliśmy się jednak lepiej i pierwsze cztery miesiące to była bajka. Spędzaliśmy razem każdą chwilę, wszystko robiliśmy razem. Dopiero gdy go pokochałam, zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Teraz zastanawiam się, w jaki sposób mógł to ukrywać tak długo.

Pierwszy raz?

Zorientowałam się, że coś jest nie tak. Okazało się, że zaczął zdradzać mnie z inną kobietą, a swoje nieobecności tłumaczył tym, że pracuje dla służb. Gdy chciałam usłyszeć prawdę, popchnął mnie. Zapaliła mi się czerwona lampka, ale jakoś to sobie wytłumaczyłam. Zaczął jednak być coraz bardziej agresywny. Próbował w ten sposób ukryć swoją winę. Kierował się zasadą, że najlepszą obroną jest atak.

Co robił?

Niszczył sprzęty w mieszkaniu. Rozwalił mi laptopa, na którym miałam zapisany bardzo ważny projekt dla Syrii i straciłam całą pracę. Zaczął stosować przemoc. Pobił mnie kilka razy.

Próbowała pani odejść?

Wielokrotnie, ale wtedy zawsze namawiał mnie do powrotu. Obiecywał, że się poprawi, że mnie kocha. Zostałam wychowana tak, by przebaczać tym, którzy nas krzywdzą. Nie chciałam mu zrobić krzywdy i dalej nie chcę. Nie chodzi mi o zemstę. Długo to trwało, ale w końcu zrozumiałam, że to ja walczę o przetrwanie i doprowadziłam do rozstania.

Zostawił panią w spokoju?

Na chwilę. Miał nową partnerkę, ale od znajomych dowiedział się, że na jednej z imprez poznałam mężczyznę. Złapał mnie pod mieszkaniem. Wdarł się do niego i straszne mnie pobił. Połamał palce. Kazał mi mówić, że spadłam z roweru. Było mi bardzo wstyd i nie potrafiłam się nikomu przyznać.

Rodzina nic nie wiedziała?

Domyślali się, ale mówiłam o tym jedynie swojej najlepszej przyjaciółce i byłemu partnerowi. Wyprowadziłam się do rodziców, ale on dalej szukał ze mną kontaktu. Zapewniał, że żyć beze mnie nie może, że się zmieni, że to przez sterydy. Szukał tłumaczeń, bombardował mnie miłością.

Uwierzyła pani?

Starałam się uzyskać pewność, że odchodząc od niego, podejmuję słuszny wybór. Bardzo ciężko jest znaleźć kogoś, do kogo się coś poczuje. Rozstawanie się z osobą, która stosuje przemoc, to długi proces. Paradoksalnie, kobieta po traumie pobicia zostaje w toksycznej relacji, bo potrzebuje uczucia, ciepła i szuka ukojenia właśnie u mężczyzny, który ją skrzywdził. A on wtedy to daje. Jest kochający czuły, gorliwy, obiecuje poprawę. Tyle że kolejne razy zdarzają się coraz częściej. Agresja się nasila.

Obraz
© Archiwum prywatne

W kwietniu na pani Instagramie pojawiło się wasze zdjęcie. Pokazuje pani na nim pierścionek zaręczynowy.

James wszędzie za mną chodził. Od znajomych dowiadywał się, gdzie mieszkam, co robię. W kwietniu udało mu się wejść do klatki w moim bloku. Stanął pod drzwiami mieszkania. Prosił, bym go wpuściła. Nie chciałam. Stał tam trzy godziny. Mówił, że nie odejdzie, dopóki z nim nie porozmawiam. Zgodziłam się wyjść do restauracji. Tam się oświadczył. Odmówiłam. Powiedział, że w takim razie to prezent na dowód, że się poprawi. Wtedy zrobił to słynne zdjęcie. Potem włamał się do mojego telefonu i bez mojej wiedzy opublikował zdjęcie na Instagramie. O tym, że jestem zaręczona, dowiedziałam się od starszej siostry, która zadzwoniła do mnie następnego dnia z gratulacjami. Nie miałam siły prostować informacji, o których wszyscy głośno mówili. Jedynie rodzinie i bliskim powiedziałam, że prawda jest inna.

Jak wyglądały wasze relacje po tym spotkaniu?

Było dużo lepiej. Tyle, że James brał kokainę. Gdy miał zjazd po imprezach, zaczynał być depresyjny i agresywny. Wpadał w szał, gdy na przykład zwróciłam mu uwagę, że źle się zachował lub gdy nie przyjmowałam jego kłamstw. Gdy mnie bił, groził, że jeżeli jeszcze raz krzyknę, to wyrzuci mnie przez balkon i powie, że popełniłam samobójstwo. Zdecydowałam, że definitywnie odchodzę.

Jak to przyjął?

Prawie mnie zabił. Dusił bardzo długo. Zaczęłam się modlić. Obraz się rozmazywał. Pociemniało mi przed oczami. Straciłam przytomność.

Jak udało się pani przeżyć?

W pewnym momencie po prostu się wyżył. Zyskał kontrolę, puścił mnie i przeszedł nad tym do porządku dziennego. Ale zostały ślady, są zdjęcia, dowody.

Wtedy pani odeszła?

Tak. Choć to nie było łatwe. Zaczął mi grozić, że się na mnie zemści. Chciał opublikować upokarzające mnie materiały, które wcześniej nagrał.

Zgłaszała pani przemoc na policję?

Jeździłam do lekarzy, wysyłali mnie na SOR. Mam całą historię badań, obdukcji, zdjęcia. Byłam na policji, mówiłam o przemocy. Funkcjonariusze brali mnie na przeczekanie albo odsyłali do prokuratury. W tym czasie James szantażował mnie, śledził, przepraszał, płakał, groził mi, że się zabije. Musiałam dojrzeć do tego, że lepiej być samą niż z kimś, kto mnie krzywdzi. Najważniejsze dla mnie było zapewnienie sobie bezpieczeństwa, bo gdy składa się zawiadomienie, nie ma szans na natychmiastowe aresztowanie sprawcy. Trzeba mieć dowody, a James był sprytny. Niszczył laptopy, telefony, usuwał wszystko, gdzie były rzeczy, które go obciążały. W którymś momencie dowody po prostu zaczęłam przesyłać moim najbliższym, bo wiedziałam, że u nich tego nie znajdzie. Teraz, gdy siedzi w areszcie, mogłam wreszcie przygotować oświadczenie dla sądu i zebrać dowody.

Kiedy widziała go pani ostatni raz?

Na początku lipca. Miał już wtedy nowa partnerkę. Atak na nią sprawił, że został aresztowany. Dopiero wtedy tak naprawdę mogłyśmy podjąć konkretne kroki.
Zamknięty nam nie zagraża, ale boimy się, że zaraz znajdzie się na wolności. Chcę, by z tego zła powstało coś dobrego.

Chce pani pomagać ofiarom przemocy?

Oczywiście. Zawsze czułam, że to jest moja misja. Udało mi się uratować kilkaset osób. Teraz po prostu jeszcze lepiej rozumiem, co czują ofiary. Nie można tolerować przemocy, nawet zadawanej przez ludzi, których kochamy. Każda krzywdzona kobieta szuka wymówek, tłumaczy partnera i dalej tkwi w toksycznym związku.

Pani też to robiła.

Tak, ale w końcu zrozumiałam, że on w końcu kogoś może zabić. 99 proc. kobiet nie zgłasza przemocy ze strony mężczyzn. Opowiadanie o tym wiąże się z ogromnym wstydem, przeżywaniem tego na nowo. Mi też jest wstyd, bo poniosłam porażkę. Liczę się z hejtem, jaki na mnie za to spadnie. Zaraz pojawią się komentarze, że "Chciała, to ma", "Sama się prosiła", "Mogła wcześniej odejść". Spodziewam się zarzutu, że ostrzegałam Polki przez mężczyznami z krajów islamskich, a mnie skrzywdził Europejczyk. Tyle, że różnica jest ogromna. Mam rodzinę, znajomych, przyjaciół, którzy tego nie akceptują, prawo, które to penalizuje. Poza tym sama wybrałam tego partnera. Tamte kobiety nie wybierają same, nie mają wsparcia od rodziny, społeczeństwa i prawa. Nie mają wsparcia nawet od Allaha.

Jak chce pani pomagać?

Chcę informować o możliwościach, jakie mają poszkodowane. Każdą z nas może to spotkać. Kobiety, które przechodzą przez coś takiego, mogą się zgłosić na Niebieską Linię lub do ośrodka przeciwdziałania przemocy. Nie trzeba posiadać ubezpieczenia. Są ośrodki, w których można się schronić na trzy miesiące. Warto przechowywać na przykład u koleżanki torbę z najważniejszymi rzeczami i w sytuacji zagrożenia po prostu uciec z mieszkania. W wielu przypadkach brakuje reakcji ludzi, sąsiadów. Wiedzą, że coś złego dzieje się za ścianą, ale wychodzą z założenia, że to nie ich sprawa. Chciałabym zaapelować do ludzi, by zawsze, gdy słyszą krzyki, wzywali policję. Gdy ofiara przemocy ją wezwie, sprawca będzie się na niej mścił. Dlatego kobiety często tego nie robią. Sąsiedzi mogą to zrobić anonimowo i uratować komuś życie. Tak jak uratowali życie jednej z kobiet, które krzywdził James. Na pewno cenna byłaby aplikacja, za pomocą której policja otrzymywałaby lokalizację kobiety, której życie jest zagrożone. W naszym prawie funkcjonuje zakaz zbliżania, ale to nie działa.

Dlaczego?

James już w przeszłości krzywdził kobiety. Wobec jednej miał orzeczony zakaz zbliżania się. I co z tego? Wynajął sobie mieszkanie naprzeciwko niej i dalej ją nękał. Bała się to zgłosić, żeby się na niej nie zemścił. To zamknięte koło, ale chcemy je przerwać.

Jeśli jesteś ofiarą przemocy, możesz się skontaktować z ekspertami Niebieskiej Linii.

Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (420)