"Mińsk wypowiedział dyplomatyczną wojnę Zachodowi"
Jako wypowiedzenie dyplomatycznej wojny oceniają białoruscy politolodzy i opozycyjni politycy wtorkową decyzję białoruskich władz o wezwaniu ambasadorów UE i Polski do opuszczenia Białorusi.
- To faktycznie ogłoszenie wojny dyplomatycznej. Perspektywy rozwoju tej sytuacji są bardzo pesymistyczne. Następuje eskalacja konfliktu. Każda ze stron musi odpowiadać coraz ostrzej, bo inaczej straci twarz. Jeśli wczoraj UE rozszerzyła sankcje na 21 urzędników, to teraz, chcąc nie chcąc, będzie zmuszona jeszcze powiększyć czarną listę i wprowadzić elementy sankcji gospodarczych - oświadczył opozycyjny analityk Alaksandr Kłaskouski, którego cytuje portal opozycyjny "Biełorusskij Partizan".
Według Kłaskouskiego Mińsk nie może spalić za sobą wszystkich mostów, bo to zaszkodziłoby Białorusi. Jest on też zdania, że obecne wydarzenia są podsycane przez Moskwę, gdyż "antyzachodnia histeria jest jednym ze składników walki przedwyborczej w Rosji".
Również szef Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Labiedźka uznał wtorkową decyzję Mińska za "oficjalne wypowiedzenie wojny Zachodowi". Jak mówił w wypowiedzi dla niezależnego portalu udf.by, Białoruś nie może sobie jednak pozwolić na "taki luksus", gdyż miałoby to dla niej poważne konsekwencje gospodarcze i finansowe.
Komentator polityczny Roman Jakowlewski w wypowiedzi dla opozycyjnego portalu Karta'97 odesłanie szefowej przedstawicielstwa UE uznał za "faktyczne zamrożenie stosunków dyplomatycznych". Według niego teraz zacznie się "wojna psychologiczna". "Nie wykluczam, że wkrótce staniemy się świadkami kolejnych +seriali telewizyjnych+ dotyczących dyplomatów" - powiedział, odnosząc się do materiałów nadawanych przez państwową telewizję białoruską.
"To oświadczenie wyjaśniło nam, co miał na myśli Łukaszenka, gdy mówił o jakiejś +czerwonej linii+ w stosunkach między UE i Białorusią, której nie radził przekraczać. Ta linia właśnie się pojawiła" - dodał Jakowlewski.
Przyjmując 20 lutego listy uwierzytelniające od ośmiu ambasadorów, prezydent Alaksandr Łukaszenka oznajmił: "Zrozumcie, że na razie znosimy te sankcje, którymi wy, Europejczycy, machacie nam przed nosem. Ale jeśli tylko przekroczycie czerwoną linię, odpowiemy bardzo ostro".
Także politolog Uładzimir Mackiewicz uważa, że decyzja władz białoruskich to krok w stronę konfrontacji. "Odesłanie ambasadorów - a tak można pojmować propozycję, by pojechali do domu - to demonstracyjny krok świadczący o tym, że białoruski reżim odmawia dialogu. (...) Jest to krok w stronę konfrontacji" - ocenił Mackiewicz w rozmowie z Radiem Swaboda.
Według lidera partii "Sprawiedliwy Świat" Siarhieja Kalakina "to najgłupsza decyzja, jaką mogła podjąć strona białoruska". Jak podkreśla, uderzy ona w zwykłych ludzi i w gospodarkę. "Takimi czynami reżim Łukaszenki nie rozwiązuje żadnych problemów, a tylko pogarsza stosunki z całym światem. Przy tym czekają go bardzo trudne relacje z Rosją. Będzie musiał prowadzić trudną walkę pozycyjną na dwa fronty" - uważa Kalakin.
Odmienną opinię wyraził politolog Siarhiej Musijenka, szef białoruskiego ośrodka socjologicznego ECOOM, uważanego za bliski administracji prezydenckiej. "Maniakalna potrzeba Unii Europejskiej, by poszerzać te listy (osób objętych sankcjami - PAP), nie świadczy dobrze o Europejczykach, bo przypomina epokę jaskiniową. Nie mogę zrozumieć, czego oni się boją? Co takiego ci ludzie mogą u nich zobaczyć? Co oni ukrywają? Dlaczego na przykład nie wpuszczają dziennikarzy? Co takiego mogliby tam zobaczyć, skoro w Europie wszystko jest tak wspaniale?" - mówił politolog na antenie Radia Swaboda.
W wieczornym wydaniu wiadomości białoruska telewizja państwowa poinformowała, że Mińsk wezwał ambasadorów UE i Polski do opuszczenia Białorusi w reakcji na zatwierdzenie przez ministrów ds. europejskich państw UE sankcji wobec Mińska. Sankcje wobec 21 kolejnych przedstawicieli reżimu białoruskiego objęły zakaz wizowy oraz zamrożenie aktywów. Więcej miejsca w dzienniku zajęła jednak pogodna relacja z festiwalu kultury białoruskiej w Białymstoku.