Minister Izabela Leszczyna i zagraniczny kapitał w Żywcu. Mieszkańcy mówią dość
Szpital Żywiec, którego dyrektor publicznie zarzuciła minister Izabeli Leszczynie, że "wprowadza w błąd opinię publiczną", został objęty kontrolą z Ministerstwa Zdrowia i NFZ. To nowa odsłona konfliktu o pieniądze pomiędzy powiatowym szpitalem, funduszem i szefową resortu zdrowia. Do kancelarii premiera Tuska trafiło 25 tys. podpisów w obronie placówki.
16.10.2024 19:18
W piśmie, jakie trafiło do szpitala w Żywcu, naczelnik departamentu kontroli Ministerstwa Zdrowia powiadamia, że do 9 listopada urzędnicy ministerstwa będą zadawać pytania i analizować przedstawiane na żądanie dokumenty. Kontrola odbywa się "metodą zza biurka", czyli z Warszawy. Podstawą jest upoważnienie minister Izabeli Leszczyny.
"Dotyczy organizacji i udzielania świadczeń opieki zdrowotnej z finansowanych ze środków publicznych w zakresie kardiologii" - padło w dokumencie.
Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, w piątek 11 października w szpitalu pojawili również urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia - to druga, osobna kontrola. A wszystko zaczęło się od publicznej wymiany zdań: pomiędzy szefową placówki a szefową resortu zdrowia Izabelą Leszczyną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na początku października szpital w Żywcu zakomunikował pacjentom i lokalnym władzom, że z powodu finansowych zaległości w rozliczeniach NFZ, musi zawiesić działalności izby przyjęć, trzech oddziałów oraz dwóch poradni.
Dobija ich niewypłacona kwota ok. 40 mln zł za nadwykonania w świadczeniach limitowanych (głównie z dziedziny kardiologii). Informowaliśmy, że ta sprawa to wycinek problemów szpitali w całej Polsce. Minister zdrowia Izabela Leszczyna przekonuje, że zamykający oddziały szpital w Żywcu w ten sposób po prostu szantażuje NFZ.
W Żywcu w efekcie zawrzało. Mieszkańcy 150-tysięczego powiatu zorientowali się, że choć płacą składki do NFZ, to będą musieli jeździć i ustawiać się w kolejce do lekarzy z Bielska- Białej, Cieszyna, Suchej Beskidzkiej i innych okolicznych miejscowości. A nie chcą.
Rozmówcy WP komentują, że skoro ich nowy szpital upada przez brak płatności od Narodowego Funduszu Zdrowia, to "trzeba wozić obłożnie chorych pod dom minister Leszczyny". Ewentualnie: "niech polityk odda dla nich swoje miejsce w rządowej klinice MSWiA".
W piątek starosta żywiecki Adrian Midor zarzucił Ministerstwu Zdrowia, że zamiast podjąć próbę rozwiązania konfliktu, wszczyna kontrolę. - Kontrakty dla naszego szpitala są niedoszacowane. Wszyscy płacimy te same składki do NFZ, ale do Żywca za jednym pacjentem płynie około 1 tys. zł, a szpitale ościennych powiatów otrzymują ok. 2 tys. zł. Żądam wyjaśnień od NFZ - powiedział urzędnik.
NFZ nie płaci
Na początku września tego roku okazało się, że NFZ nie zapłaci dostatecznie szybko za świadczenia wykonane ponad limit (tak zwane nadwykonania), czyli za zabiegi, operacje i porady wykonane w 2024 roku. Śląski oddział NFZ potwierdza nadwykonania w Żywcu, ale zastrzega, że "nie będą rozliczane po zakończonym kwartale, lecz po zakończeniu roku, po uwzględnieniu możliwości finansowych NFZ". Mówiąc wprost: szpital leczy, ale środki za to leczenie dostanie dopiero w przyszłym roku.
W finale ostrego sporu przed mediami stanęły dwie osobowości: dyrektor szpitala Małgorzata Świątkiewicz oraz ministra zdrowia Izabela Leszczyna.
Leszczyna oskarżała: - Nie pozwolę, żeby szpital w Żywcu szantażował oddział wojewódzki NFZ. (..) "wielki kapitał zagraniczny doszedł do wniosku, że na szpitalu powiatowym, ochronie zdrowia można w Polsce zarabiać pieniądze. Nie, nie można. Wybudowali szpital absolutnie przeskalowany, nieadekwatny do niewielkiego powiatu żywieckiego" - powiedziała.
Zobacz także
Minister zdrowia zarzuciła placówce, że wykonywane są tam "wysoko wycenione zabiegi specjalistyczne, kardiochirurgiczne, chociaż szpital w ogóle nie ma kontraktu na kardiochirurgię".
"Kontraktu nie ma, bo konsultant wojewódzki uznał, że jest szpital 20 km dalej wysoko specjalistyczny w Bielsku-Białej z kardiochirurgią" - wyjaśniała. Kolejne zarzuty to powiększenie "wartości umowy z NFZ o 100 milionów złotych". I nawet to, że do Żywca przyjeżdżają na leczenie ludzie z innych powiatów.
Poniżej galeria obiektów nowego i starego szpitala w Żywcu.
Źródło: Facebook
Nowy budynek szpitala
Źródło: Facebook
Nowy budynek szpitala
Źródło: Facebook
Stary budynek szpitala
Źródło: Facebook
Nowy budynek szpitala
"Minister wprowadza w błąd". Zarzuty wyjaśnione punkt po punkcie
8 października dyrektor Małgorzata Świątkiewicz zdanie po zdaniu zdementowała tezy minister.
Według niej szpital Żywiec nie jest "przeskalowany", ponieważ posiada tę samą liczbę łóżek, co istniejący do 2020 roku szpital powiatowy. Świątkiewicz pokazała umowę z NFZ w zakresie kardiologii wraz z listą świadczeń. Szpital nie miał i nie zabiega o umowę z NFZ dotyczącą kardiochirurgii, bo z tej dziedziny ma 3-4 pacjentów miesięcznie.
Upadł też zarzut o wybieraniu sobie "wysoko wycenianych zabiegów". Jak zaznaczyła dyrektor, w ubiegłym roku szpital w Żywcu miał 13,5 tys. pacjentów, z tego 2 tys. osób przyjęła kardiologia. Z kolei wśród pozostałych hospitalizacji największa liczba dotyczy oddziału internistycznego. Szpital obsłużył też 130 tys. pacjentów w poradniach.
Wśród pacjentów - jak mówiła dyrektor - 10 proc. stanowią osoby spoza powiatu żywieckiego. A nie 40 proc., jak zarzucała minister.
Nie zgadza się nawet to, że minister Leszczyna nazwała ich "niewielkim powiatem". W rzeczywistości na 314 powiatów w Polsce Żywiec jest 25. pod względem liczby ludności (to statystyka przy pominięciu największych miast, będących osobnymi powiatami). Jest drugim co do wielkości powiatem w województwie śląskim.
Już 9 października Wirtualna Polska poprosiła Ministerstwo Zdrowia o stanowisko w sprawie zarzutów szpitala powiatowego. Pytaliśmy, czy wobec wyjaśnień, są podtrzymywane, czy minister jest skłonna wycofać zastrzeżenia.
Do czasu publikacji nie otrzymaliśmy żadnego komentarza.
Kim jest wielki kapitał?
Wyjaśnijmy ważny wątek "kapitału robiącego biznes". Szpital w Żywcu jest zarządzany przez spółkę ICZ Healthcare (jej prezes to Emad Althukair). Wywodzi się z Kanady, buduje szpitale w różnych zakątkach świata np. Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na wyspach Turks i Caicos pozostających w jurysdykcji brytyjskiej, w Turcji wybudowała kilkadziesiąt placówek. Wszędzie współpracuje z władzami przy organizacji usług służby zdrowia. Cztery lata temu, kosztem 230 mln zł, wybudowała w Żywcu szpital.
Plany są ambitne - w ciągu 30 lat dzięki kontraktom z NFZ lat inwestycja zwróci się inwestorowi wraz z zyskiem. Po tym okresie szpital stanie się własnością powiatu.
Za 2023 rok ICZ Healthcare odnotowała 2,4 mln zł zysku netto, wcześniej było 5,5 mln straty. Z dokumentów finansowych wynika, że po czterech latach przedsięwzięcie jest wciąż dalekie od zwrócenia poniesionych nakładów inwestycyjnych.
"Pacjent ma prawo wybrać placówkę, w której chce się leczyć"
- Nie daliśmy powodu, do takiego ataku, jaki ze strony pani minister zobaczyliśmy w mediach. Gdyby nie nieuregulowane przez NFZ płatności za udzielone już świadczenia i od lat za niskie plany rzeczowo-finansowe szpitala, nie stracilibyśmy płynności finansowej. Chcemy zwyczajnie leczyć ludzi, oferując profesjonalizm i przyzwoitą jakość - mówi Wirtualnej Polsce Małgorzata Świątkiewicz, dyrektorka Szpitala Żywiec.
Jej zdaniem wzrost nadwykonań i kontraktu z NFZ wynika stąd, że po zbudowaniu nowej placówki pacjenci, którzy kiedyś nie chcieli leczyć się w starym nieremontowanym szpitalu powiatowym, po prostu powracają.
Ponadto osoby, płacące składkę do NFZ mają prawo wybrać szpital, w której chcą się leczyć. - Jeżeli są pacjenci, potrzebujący danego leczenia, to nasz szpital im to leczenie chce zapewnić i oferuje. Skala udzielonych świadczeń wynika z rzeczywistych potrzeb zdrowotnych w regionie. Nie ma rzekomej chciwości zagranicznego kapitału - podkreśla.
Rozmówczyni wyjaśnia, jakie skutki ma luka w finansach. Opóźnienia w wypłatach pensji lekarzy i personelu spowodowały, że część osób odeszła lub ograniczyła swoją dostępność w pracy. Następnie z braku obsady trzeba było ograniczać przyjęcia na oddziałach.
- Nie umiem odpowiedzieć, jaka będzie nasza przyszłość. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że powiat liczący 150 tys. mieszkańców i odwiedzany przez turystów zostanie bez szpitala - mówi dalej dyrektor. Zastanawia się, "kogo tak boli żywiecka kardiologia", że spór zaszedł tak daleko.
Burza w Żywcu. Tysiące podpisów pod apelem trafiły do Tuska
"Kilka dni temu byłam operowana w tym szpitalu. Cudowni lekarze, pielęgniarki. Szpital nowoczesny, czyściutki. Czułam się jak w hotelu pięciogwiazdkowym. Ciężko uwierzyć, że chcą go zamknąć" - takie wpisy powtarzają się na Facebooku szpitala.
- W starym szpitalu budynki mają 130 lat, była jedna sala operacyjna i wspólne sanitariaty na korytarzach. Sanepid nie chciał dopuszczać tam działalności. Nie ma już do tego powrotu. Czy nasze składki zdrowotne płacone do NFZ się nie liczą? Jesteśmy gorsi? Dlaczego nasze pieniądze mają płynąć do sąsiednich szpitali, skoro we własnym mieście, mamy całkiem nowy szpital? Tu nie ma logiki! - oburza się Dariusz Szatanik, rzecznik prasowy starostwa powiatowego w Żywcu.
Podkreśla, że bardzo zdziwiły go słowa minister o zagranicznym kapitale i o tym, że pacjenci kardiochirurgii mają leczyć się w Bielsku Białej. - Kardiochirurgię w Bielsku-Białej prowadzi zagraniczny podmiot Grupa American Heart of Poland. Dlaczego jak nasze składki trafią do nich, to będzie dobrze, a jak zostaną w tutejszym szpitalu to źle? Może w tym wszystkim są jakieś inne powody konfliktu - zgaduje.
Starosta żywiecki, burmistrz miasta i wójt gminy tydzień temu pojechali do Warszawy, aby osobiście dostarczyć do kancelarii premiera zebrane ostatnio 25 tys. podpisów pod apelem o ratowanie szpitala w Żywcu.
"Spotkania, rozmowy, apele czy zbiórka podpisów nie spotkały się ze zrozumieniem ze strony Ministerstwa Zdrowia, jak i Narodowego Funduszu Zdrowia" - napisał w komunikacie do mieszkańców starosta Adrian Midor.
"Jednocześnie zadajmy sobie pytanie, czy mieszkańcy powiatu żywieckiego są pacjentami drugiej kategorii i nie mają prawa do świadczeń kardiologicznych w swoim szpitalu? - podsumowuje urzędnik.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski