Mimo sił pokojowych walki w Liberii trwają
Na ulicach stolicy Liberii Monrowii trwaja walki, mimo że od poniedziałku do tego ogarnietego wojną domową kraju przybywają od poniedziałku wielonarodowe wojska pokojowe. Na ulicach Monrowii słychać strzały. Ponad ruinami miasta unoszą się kłęby dymu.
05.08.2003 | aktual.: 05.08.2003 15:05
Część stolicy jest opanowana przez rebeliantów z ruchu LURD (Liberyjczycy Zjednoczeni dla Demokracji i Pojednania). Centrum pozostaje w rękach żołnierzy wiernych prezydentowi Charlesowi Taylorowi, który mimo zapowiedzi wciąż nie chce odejść ze stanowiska. Najnowszy termin, jaki sobie wyznaczył, to 11 sierpnia.
Linia frontu między stronami konfliktu łączy dwa stołeczne mosty. Przywódcy LURD zapowiadali, że wraz z przybyciem pierwszych zagranicznych żołnierzy opuszczą zajmowane w Monrowii pozycje i będą w pełni współpracować z siłami pokojowymi. Jednak, jak się wydaje, do wtorkowego popołudnia nie wycofali się z żadnego stanowiska.
Jeden z rebelianckich dowódców powiedział AFP, że siły rządowe przygotowują ofensywę na północ od centrum miasta. Można się jej spodziewać najpóźniej w środę.
Tymczasem wokół lotniska pod Monrowią są już trzy setki nigeryjskich żołnierzy. Przybyli śmigłowcami z sąsiedniego Sierra Leone. Ich pierwszym zadaniem jest zajęcie i zabezpieczenie pasów startowych; potem mają przejąć kontrolę nad Monrowią, przywrócić porządek i bezpieczeństwo. Nigeryjski batalion ma liczyć 770 osób i znajdzie się w całości w Monrowii do 17 sierpnia.
W sumie w Liberii ma być 3250 żołnierzy z różnych krajów Afryki Zachodniej. Jak ustaliła w zeszłym tygodniu Rada Bezpieczeństwa, po paru miesiącach zastąpią ich oddziały pokojowe ONZ.
Stany Zjednoczone na razie odmawiają wojskowego zaangażowania się w rozwiązanie konfliktu. Przekazały 10 milionów dolarów "na cele logistyczne". Jednak w pobliże liberyjskich wybrzeży skierowano dwa amerykańskie okręty wojenne: "Iwo Jima" i "Carter Hall". Na razie stoją na morzu. Kolejny ma dopłynąć za parę dni.
Liberyjczycy, a także państwa regionu, oczekują zaangażowania USA, widząc w tym najpewniejszy sposób na szybką normalizację sytuacji w Liberii. Rola USA byłaby szczególna także dlatego, że Liberia powstała w XIX wieku przy pomocy Stanów Zjednoczonych jako pierwsza afrykańska republika dla wyzwolonych z niewoli amerykańskich Murzynów.