Miliony z naszych kieszeni dla ludzi Leszka Millera
Byli członkowie rządu Leszka Millera nie muszą się spieszyć z poszukiwaniem nowej pracy. Zgodnie z obowiązującym prawem jeszcze przez trzy miesiące od swojej dymisji będą żyli na nasz koszt.
14.05.2004 | aktual.: 14.05.2004 08:10
Pieniądze z rządu dostaną wszyscy zdymisjonowani ministrowie. Różne mogą być jednak wypłacane im kwoty. - Wszystko zależy od tego, w jakiej sytuacji życiowej będą po dymisji - tłumaczy Joanna Fiodorow z Centrum Informacyjnego Rządu. - Jeśli nie znajdą sobie nowej pracy, będą otrzymywali normalne pensje. Jeśli natomiast znajdą inne zajęcie, tyle że gorzej płatne, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów wypłaci im różnicę pomiędzy pensją rządową a nową.
Kasa jeszcze płynie
Rozwiązanie takie każdej ustępującej ekipie gwarantuje art. 5 ustawy z 31 lipca 1981 roku o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. Na razie na pensje za friko nie mają co liczyć millerowscy ministrowie, których przygarnął do swojej ekipy Marek Belka. Jeśli uda mu się dzisiaj zdobyć wotum zaufania, będą normalnie pracować, a ich pensje się nie zmniejszą.
Swoja odprawę weźmie natomiast na pewno wicepremier i minister infrastruktury Marek Pol, minister skarbu Zbigniew Kaniewski, minister zdrowia Leszek Sikorski oraz minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. Oni, zarabili dotychczas po 11.726 zł. brutto plus dodatki za wysługę lat. Z tej czwórki tylko Leszek Sikorski otrzymywać będzie pełną kwotę. Pozostali są posłami i o ile zdecydują się, że do rozwiązania Sejmu będzie to ich jedyne zajęcie, dostaną z rządu tylko wyrównanie w wysokości ok. trzech tysięcy zł.
Sam Leszek Miller, który z ław rządowych przesiadł się do pierwszego rzędu po lewej stronie parlamentarnej sali, też będzie się musiał zadeklarować. Jako premier zarabiał 13.540 zł. brutto (plus dodatek stażowy)
i jeśli zdecyduje się zostać posłem zawodowym, rząd, którego do niedawna był szefem przez trzy miesiące będzie mu wypłacał ok. 4,5 tys. brutto.
Trochę droga ta zmiana
Ustawa gwarantująca trzymiesięczne odprawy jest nie tylko stara, ale i niesprawiedliwa. Pieniądze gwarantuje bowiem każdemu, kto choćby przez godzinę był ministrem. I tak przez trzy miesiące utrzymywać będziemy np. Leszka Zielińskiego pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych, wiceministra środowiska Andrzeja Mizgajskiego i Andrzeja Szejnę z Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej.
Wszystkich Leszek Miller powołał na stanowiska w kwietniu tuż przed swoim odejściem. Niezależnie od tego, że pracowali w rządzie często niecały miesiąc otrzymają trzymiesięczne pensje. Niewykluczone jednak, że ustąpienie rządu Leszka Millera kosztować będzie nas jeszcze drożej. Jeśli jego następca Marek Belka nie uzyska dziś wotum zaufania w Sejmie, odejść będą musieli nie tylko wymienieni wyżej ministrowie, ale również 17 obecnych, których do współpracy wybrał sobie Belka.
Dymisja czeka również 22 sekretarzy i 57 podsekretarzy stanu. Trzymiesięczne odprawy dla nich wszystkich kosztować będą budżet państwa 3,7 miliona złotych. To jednak nie wszystko, bo dodatkowo ponad milion złotych może być wydany na pożegnanie wojewodów i ich zastępców. W sumie rozstanie z Leszkiem Millerem i jego ekipą kosztować będzie podatników prawie 5 milionów złotych.
Jacek Harłukowicz