Samoloty MiG-29 trafią jednak na Ukrainę? "Koniec ze swobodnym hasaniem Rosjan"
To byłyby bardzo dobre wieści dla Ukrainy. Jak ujawnił James Stavridis, emerytowany amerykański admirał i były dowódca połączonych sił zbrojnych NATO w Europie, przywódcy państw Sojuszu mają powracać do pomysłu przekazania Ukrainie myśliwców MiG-29. W tym samym czasie pojawiły się informacje o tym, że skończyła się pierwsza partia irańskich dronów bojowych wykorzystywanych przeciwko Ukrainie. – Dostarczenie samolotów przez Zachód to kwestia czasu. Żeby Ukraina wygrała, musi uzyskać panowanie w powietrzu – mówią nam eksperci.
Według admirała Jamesa Stavridisa, wróciła dyskusja o przekazaniu Ukrainie MiG-ów, które - jak przypomina - w początkowej fazie wojny proponowała Polska. Amerykański wojskowy twierdzi, że w dyskusjach wskazuje się nawet na samoloty produkcji amerykańskiej, konkretnie F-16, które - jak pisze Stavridis - nie wymagają skomplikowanego szkolenia.
Z wojną lądową faworyzującą Ukrainę i brutalną wojną powietrzną faworyzującą Rosję, najlepszą opcją dla Zachodu będzie znaczne zwiększenie pomocy dla Ukrainy w zakresie wojny powietrznej –pisze amerykański admirał w artykule dla "Bloomberg". Jego zdaniem, jeśli Ukraina nie otrzyma samolotów, Rosja dokończy dzieła zniszczenia ukraińskiej infrastruktury energetycznej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Deszcz rakiet spadł na Rosjan. Piloci Mi-8 nie mieli litości
Stavridis uważa, że zapasy rosyjskich precyzyjnych rakiet są na wyczerpaniu, ale Siergiej Surowikin, głównodowodzący wojsk rosyjskich w Ukrainie, który ma spore doświadczenie w rujnujących nalotach dywanowych w Syrii, nie zawaha się wysłać do Ukrainy samolotów, które będą niszczyć cele, używając tradycyjnych, tzw. dumb bombs (niekierowanych pocisków).
Koniec ze "swobodnym hasaniem" rosyjskich samolotów?
Według niego scenariusz z ich wykorzystaniem jest coraz bardziej prawdopodobny, dlatego Zachód musi zwiększyć wsparcie dla ukraińskiej obrony powietrznej. Oprócz wspomnianych samolotów MIG-29 Ukraina miałaby również otrzymać wysokiej klasy systemy rakietowe, takie jak Iron Dome, Patriot i być może myśliwce taktyczne.
Zdaniem płk Macieja Matysiaka, byłego zastępcy Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i eksperta fundacji Stratpoints, Ukraina potrzebuje samolotów, bowiem to właśnie w powietrzu ma najgorszą sytuację.
- Rosjanie co prawda słabo operują w lotnictwie, obawiając się systemów obrony przeciwlotniczej i strat, ale mimo to mają tam sporą przewagę. Samoloty przekazane Ukrainie posłużyłyby do przechwytywania i zestrzeliwania rosyjskich rakiet i irańskich dronów. Nie pozwoliłyby na "swobodne hasanie" rosyjskim śmigłowcom, szturmowym samolotom, a także bombowcom, które przemieszczają się wysoko w powietrzu i rażą ukraińskie cele – mówi Wirtualnej Polsce płk Maciej Matysiak.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W jego opinii ostatnie sygnały płynące z USA wskazują, że faktycznie mogłyby być przekazane.
- W kontekście Patriotów strona amerykańska powiedziała, że nie przekaże ich Ukrainie, ale dała zielone światło pozostałym państwom-członkom Sojuszu. W przypadku samolotów wydaje się być podobnie. Przypomnijmy, że to Amerykanie już wcześniej wyposażyli ukraińskie lotnictwo w rakiety AARGM niszczące rosyjskie radary. Dostarczenie samolotów to już kwestia czasu – ocenia ekspert fundacji Stratpoints.
"Bez tego Ukraina nie odniesie sukcesu"
Z kolei gen. bryg. (rez.) pil. dr hab. Jan Rajchel, pilot wojskowy klasy mistrzowskiej również uważa, że Ukraina ma problemy w powietrzu. - Dlatego przekazanie jej samolotów pomogłoby w finalnym rozstrzygnięciu konfliktu. Nie stanie się to bez zintegrowanej obrony powietrznej. W mojej opinii takie dostawy samolotów mogą być już prowadzone. Pamiętajmy, że zanim zostaną przekazane, musi odbyć się przeszkolenie personelu. W warunkach wojennych to ok. sześć miesięcy. I takie szkolenie zapewne już trwa na różnych typach samolotów. Jak się zakończy, Zachód oficjalnie ogłosi zapewne swoją decyzję – mówi WP gen. Jan Rajchel, były rektor Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.
Jego zdaniem, w pierwszej fazie Rosjanie zdominowali walkę w powietrzu. Sytuacja z czasem jednak się zmieniła.
- Obecnie, z informacji, które do nas docierają, nie za dużo mówi się o udziale rosyjskiego lotnictwa. Poza lotnictwem strategicznym, które z własnego terytorium odpala strategiczne pociski. Świadczy to o tym, że Rosjanie nie mają pełnej dominacji, a ich straty muszą być znaczne. Podkreślmy, że nie da się tego konfliktu zakończyć militarnie bez panowania w powietrzu. Ukraina musi tę przewagę uzyskać, jeśli chce wypchnąć Rosjan ze swojego terytorium. Systemy obrony powietrznej i samoloty muszą być Ukrainie dostarczone. Bez tego nie odniosą sukcesu – uważa gen. Jan Rajchel.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W międzyczasie, jak przekazał w środę rzecznik sił powietrznych Ukrainy Jurij Ihnat, Rosji prawdopodobnie skończyła się pierwsza partia irańskich dronów bojowych wykorzystywanych przeciwko Ukrainie. Zdaniem analityków z Conflict Intelligence Team Rosjanie czekają teraz na nowe dostawy, albo w pośpiechu organizują produkcję na swoim terytorium.
Według płk Macieja Matysiaka, nie ma jednak co liczyć na zniknięcie irańskich bezzałogowców z frontu walki. - Jeśli nawet kończą się dostawy irańskich dronów to Iran zdążył już zapewne przekazać technologię i wszelkie narzędzia do produkcji maszyn Rosjanom. Takie jest modus operandi Iranu. Żeby uniknąć transportu, wysyła części, a w państwie-odbiorcy instaluje montownię. Irańska technologia jest prosta, ale skuteczna: dron ma lecieć, uderzyć i zabić. Rosjanie mają zapewne już dokumentację od Iranu, która pozwoli im produkować bezzałogowce. W Chinach lub Indiach znajdą i kupią zamienniki. To Rosjan nie powstrzyma – ocenia płk Maciej Matysiak.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski