PolskaMieszkańcy zbierają na pochówek Klaudii, która została śmiertelnie potrącona przez samochód

Mieszkańcy zbierają na pochówek Klaudii, która została śmiertelnie potrącona przez samochód

• 14-latka zginęła 1 lipca na przejściu dla pieszych
• Sportowa honda wjechała w dziewczynę na pasach
• Rodzice Klaudii nie mają funduszy na jej pochówek
• Znajomi z warszawskiej Pragi Północ i sąsiedzi rodziny zorganizowali zbiórkę na rzecz godnego pochówku dziewczyny

Mieszkańcy zbierają na pochówek Klaudii, która została śmiertelnie potrącona przez samochód
Źródło zdjęć: © PAP

06.07.2016 | aktual.: 06.07.2016 14:38

"Zbieramy każdy grosz, aby ich jedynej córki nie chowała opieka społeczna" – mówi pani Beata, znajoma rodziców 14-latki. Już udało się zebrać ok 1200 zł i chcieliby uruchomić konto bankowe, na które można by wpłacać datki na pogrzeb Klaudii.

Klaudia zginęła na ruchliwym warszawskim skrzyżowaniu Targowej z Kijowską. Kierowca był trzeźwy, ale jak opisują świadkowie, jechał z dużą prędkością.

Cała lokalna społeczność ulicy Targowej, gdzie mieszkała Klaudia z rodzicami, jest wstrząśnięta wypadkiem. Zbierają dosłownie każdy grosz, który może się przydać do zorganizowania uroczystości. Jedna z sąsiadek chodzi z puszką po osiedlu, bo chce pomóc tej nieszczęśliwej rodzinie. Pobliski salon sukien ślubnych obiecał ubrać Klaudię do pogrzebu. Datki wrzucają także poruszeni sprawą przechodnie. W akcję włączyli się też kupcy z okolicznych sklepów.

"Jeśli my sobie nie pomożemy, to, kto?" – mówi mieszkanka Targowej. Mieszkańcy będą starać się o otworzenie specjalnego rachunku bankowego, co umożliwiłoby zbiórkę na większą skalę.

Sąsiedzi boją się, że podejrzany o śmiertelne potrącenie dziewczyny nie poniesie kary. "Wjechał w nią, gdy piesi mieli zielone światło. Ale tacy ludzie mają pieniądze. Już słyszeliśmy, że będzie chciał wyjść z aresztu, bo jego partnerka jest w ciąży" – mówi jeden z mieszkańców Pragi.

Świadkowie twierdzą, że po wypadku, Kamil G. wyszedł z samochodu, ale zamiast podjeść do dziewczynki sięgnął po telefon i do kogoś zadzwonił. "Dzwonił po ojca i kolegów. Na miejsce przyjechały takie byczki, pewnie by go chronić. Ale zachowali się w porządku, bo jak zobaczyli, że zabił dziecko, to powsiadali do samochodów i odjechali" – opowiadają.

Nie wiadomo czy moment wypadku został zarejestrowany przez kamery monitoringu miejskiego. Podejrzany miał już na rok zabrane prawo jazdy. W tym czasie został, co najmniej trzykrotnie zatrzymywany za jazdę bez uprawnień i przekraczanie prędkości. Sąd aresztował go na dwa miesiące, grozi mu do 8 lat więzienia.

wypadekpogrzebulica
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)