Mieszkając z katem. Maltretowane dzieci bardzo rzadko są odbierane rodzicom

Niemowlęta z połamanymi kośćmi, śladami po przypalaniu papierosami, kilkulatki zamykane za karę w ciemnej piwnicy. Co roku kilkanaście tysięcy dzieci w Polsce jest katowanych we własnych domach. Tylko 2,5 proc. z nich jest odbieranych rodzicom. Reszta dalej żyje w koszmarze. Dla niektórych kończy się to tragicznie.

Mieszkając z katem. Maltretowane dzieci bardzo rzadko są odbierane rodzicom
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Michałowski
Magda Mieśnik

Złamania rąk, nóg, żeber i kości twarzy. Stłuczenie nerki i wątroby. Pęknięta śledziona. Liczne sińce, krwiaki i przypalenia papierosami. To nie jest efekt wieloletniej przemocy. W takim stanie do szpitala trafiła zaledwie pięciomiesięczna Ania. Pielęgniarki nie wiedziały, jak ją rozebrać, by nie powodować bólu.

- Dziecko trafiło do nas w bardzo złym stanie. Minęło już tyle miesięcy, a ona nadal krzyczy, gdy podchodzi do niej mężczyzna. W domu znęcał się nad nią konkubent matki. To nieprawda, że małe dzieci zapominają. One cały czas pamiętają – mówi nam Karolina, która pełni rolę rodziny zastępczej dla Ani. Pomogła już wielu dzieciom, które padły ofiarą przemocy w rodzinnym domu.

Ania jest jednym z 12 161 dzieci, które tylko w jednym roku padły ofiarą przemocy w rodzinnym domu. Spośród nich tylko 309 chłopców i dziewczynek zostało odizolowanych od swoich katów – matek, ojców, opiekunów.

Zobacz też: Robert Biedroń ostro o geście Joanny Lichockiej. "Kaczyński zobaczył swoje odbicie"

Policja nie reaguje?

- Mimo stwierdzenia przemocy wobec dziecka - a musiała być ona stwierdzona, skoro 12 161 dzieci znalazło się w tabeli "ofiary przemocy" - wezwani na miejsce funkcjonariusze zdecydowali, że sytuacja nie wymagała podjęcia kroków prowadzących do zabezpieczenia dziecka poza rodziną. Najwyraźniej w opinii policjantów aż 11 852 dzieci dawało sobie wystarczająco dobrze radę w rodzinie, pomimo iż zostały uznane za ofiary przemocy – mówi nam Anna Krawczak z Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem Uniwersytetu Warszawskiego.

Do szpitali trafiają setki bitych dzieci. Nie od razu udaje się rozpoznać obrażenia charakterystyczne dla przemocy domowej. Są jednak reguły, którymi kierują się lekarze. Na skórze maluchów szukają śladów szczypania, duszenia, ugryzień. Czasem udaje się nawet zauważyć odcisk przedmiotu, którym było bite dziecko – pasa, wieszaka czy kabla od żelazka. U bitych dzieci można też zaobserwować liczne wylewy i blizny po wcześniejszych urazach czy symetryczne oparzenia.

Odcisk wieszaka

Jak wynika z doświadczeń lekarzy, złamania w wyniku bicia w połowie przypadków dotyczą dzieci poniżej pierwszego roku życia. Niemowlęta same nie są sobie w stanie zrobić takiej krzywdy, dlatego często to pierwszy sygnał alarmowy. Część takich historii kończy się śmiercią dziecka. Pół roku temu zmarł katowany 3-latek z Włocławka. W sierpniu ubiegłego roku zmarła pobita dwumiesięczna dziewczynka z Darłowa. Kilka tygodni wcześniej z tych samych powodów doszło do śmierci 4-latka.

Jak do tego dochodzi? Mimo stwierdzenia obrażeń, tylko 2,5 proc. dzieci katowanych we własnych domach trafia pod opieką np. rodzin zastępczych. Kilka miesięcy temu do pogotowia rodzinnego trafiło sześciomiesięczne niemowlę zabrane przez policję z libacji z udziałem rodziców. Wcześniej służby miały kilka zgłoszeń dotyczących przemocy w tej rodzinie. Dziecko było odwodnione, zaniedbane, wymagało pomocy lekarskiej. - Następnego dnia w drzwiach pogotowia stawia się matka niemowlęcia: już wytrzeźwiała, więc sąd uznał, że może podjąć opiekę nad swoim dzieckiem. Matka odebrała niemowlę – mówi Anna Krawczak.

Gdy sąd zdecyduje jednak, że dziecko ma pozostać pod opieką rodziny zastępczej, często procedury wygrywają z dobrem ofiary przemocy. Na początku stycznia niemowlę i jego starsza siostra z powodu przemocy miały zostać odebrane rodzicom. Do tej pory mieszkają w rodzinnym domu.

W grudniu sędzia nakazał przeniesienie małych dzieci do rodziny zastępczej. Znów przemoc fizyczna i psychiczna. Maluchy nadal mieszkają z katem, ponieważ służby nie mogą ustalić, kto ma zabrać dzieci.

Spór o foteliki

- Kilka lat temu toczyła się korespondencyjna dyskusja między Ministerstwem Sprawiedliwości oraz Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej na temat tego, kto powinien zabierać interwencyjnie dzieci z rodziny. Poszczególne jednostki wskazywały, że nie jest to ich zadaniem i nie mogą tego zrobić, ponieważ nie mają… fotelików dla dzieci do przewozu – mówi Anna Krawczak.

Osoba prowadząca rodzinę zastępczą mówi, że dzieci, które są katowane, miesiącami tkwią w rodzinnych domach. – Sąd orzeka, że trzeba je zabrać, ale gdy nie ma klauzuli o natychmiastowej wykonalności, mijają miesiące, zanim do tego dojdzie. Służby czekają, aż matka sama odda dziecko, ale zazwyczaj do tego nie dochodzi. Dla maluchów to tragiczne w skutkach. Nikt nie wie, co dalej dzieje się w tym domu, bo kurator już tam nie zagląda, a matka zrezygnowała z pomocy asystenta rodzinnego – mówi Karolina.

Gdy PiS doszło do władzy, w 2016 r. przyjęto ustawowy zakaz odbierania dzieci z domu z powodu biedy. Zgodnie z prawem, można je odebrać rodzicom, gdy zagrożone jest ich zdrowie bądź życie. Drugi warunek: wcześniej rodzina powinna zostać objęta pomocą i wsparciem, a dopiero gdy ta pomoc nie przyniesie efektów, można wnioskować o zabranie dziecka z rodziny.

Za wysoki próg

Osoby zajmujące się pomocą maltretowanym dzieciom podkreślają, że w Polsce jest bardzo wysoki próg akceptacji przemocy. - Asystentka rodziny kilkakrotnie zgłaszała potrzebę zabezpieczenia dzieci z powodu ich przewlekłego głodzenia przez rodziców. Jej przełożony odparł, że ponieważ dzieci chodzą do przedszkola i szkoły, interwencja jest bezzasadna. Dostają tam przynajmniej jeden ciepły posiłek dziennie, z głodu nie umrą – przytacza jeden z przykładów Anna Krawczak.

Jak wynika z badań Rzecznika Praw Dziecka, grożenie "spuszczeniem lania" i zamykanie dziecka w pokoju na wiele godzin to metody 30 proc. Polaków. 28 proc. akceptuje "trzepnięcie w plecy, ramię lub tyłek". Co piąty rodzic karze dziecko szczypaniem i mocnym ściskaniem ramion. 11 proc. bije swoje dziecko przedmiotem, np. pasem i ciągnie za włosy lub ucho.

Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (708)