Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża oskarżony o kolaborację z Rosją
Międzynarodowy Czerwony Krzyż w sytuacji wojny nie zdał egzaminu - do takich wniosków dochodzą obywatele Ukrainy. Pretensji jest wiele, a ich nagromadzenie powinno, zdaniem wielu Ukraińców, doprowadzić do wstrzymania wpłat na organizację.
Poważnym zarzutem wobec organizacji, która kojarzona jest z niesieniem pomocy ludności cywilnej w chwilach największych kryzysów, jest brak aktywności jej przedstawicieli przy organizacji korytarzy humanitarnych. Jak donosi "Ukraińska Prawda", przedstawiciele Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, organizacji oddzielnej od Ukraińskiego Czerwonego Krzyża, nie podjęli nawet negocjacji z agresorem w sprawie przygotowania warunków do wydostania się ludności cywilnej z bombardowanych miast. Jak wiadomo, takie korytarze miały wielokrotnie być uruchamiane, jednak w rezultacie najeźdźcy wykorzystywali je do bestialskiego atakowania bezbronnych, uciekających przed potwornościami wojny ludzi i strzelali do nich.
Największym jednak błędem międzynarodowej organizacji jest, według "Ukraińskiej Prawdy" to, że przedstawiciele humanitarnego ruchu wciąż używają wobec zdarzeń w Ukrainie określenie "konflikt", unikając słowa "wojna".
Argumentem dopełniającym czarę goryczy jest wiele mówiące zdjęcie. Na tej fotografii przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża ściska rękę rosyjskiego ministra Siergieja Ławrowa. Może dałoby się uznać to za niefortunny przypadek, gdyby nie ostatnie decyzje, podjęte przez ukraińskie kierownictwo MCK. Chce ono we współpracy z Rosjanami otworzyć biuro w Rostowie nad Donem, rzekomo pomagając Ukraińcom na terytorium kontrolowanym przez Rosję.
Działacze ukraińskiej filii Transparency International stoją na stanowisku, że utworzenie takiego urzędu w Rosji, w miejscu, do którego Rosjanie deportują obywateli ukraińskich zabieranych z podbitych obszarów, jest formą legalizacji tych wywózek.
Ukraińcy oskarżają Międzynarodowy Czerwony Krzyż
Ukraińska dziennikarka Nina Kuriata wezwała do podpisywania petycji skierowanej do najwyższych władz organizacji na świecie z prośbą o intensyfikację działań w Ukrainie.
Ukraiński parlamentarzysta Dmytro Hurin nazwał ukraiński Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża rosyjskimi kolaborantami. - Zebrane pieniądze wydają na siebie, a nie na zadania statutowe. Prawie nic nie zrobili, by otworzyć korytarze humanitarne. Teraz otwierają centrum wsparcia deportacji w Rostowie nad Donem. Założyciel Czerwonego Krzyża, Henri Dunant, wstydziłby się za to wszystko - mówi polityk.
Postuluje też, by Międzynarodowemu Czerwonemu Krzyżowi zabronić pracy na obszarze Ukrainy do końca wojny, przeznaczone na działalność organizacji środki przekazać innym podmiotom, zajmującym się pomocą ludziom, a prezesa MKCK (Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża) w Ukrainie, Petera Maurera zmusić do rezygnacji.
Szef Państwowego Przedsiębiorstwa Zamówień Medycznych Ukrainy Arsen Żumadiłow wyraził się dosadnie: -Ta wojna powoduje, że spadają maski. Widać wyraźnie, komu kompasy moralne pobłądziły. Wspomniał, że organizacja jest beneficjentem wielu dofinansowań, jednak nie widać żadnych jej działań, choć potrzeby są ogromne. Jeszcze okrutniejsi są internauci, którzy nie szczędzą złośliwych postów.
Czerwony Krzyż Ukrainy zwrócił uwagę wpisem w mediach społecznościowych, że ma mandat wyłącznie narodowy, działa tylko na terytorium Ukrainy, natomiast MKCK, posiadając międzynarodowy mandat, mógłby podjąć mediacje między stronami konfliktu zbrojnego w celu rozwiązywania problemów humanitarnych.