Michnik zeznawał przed sejmową komisją śledczą
Adam Michnik zapewnił komisję śledczą, że po pierwszej rozmowie z premierem nabrał pewności, że Leszek Miller nie ma nic wspólnego z aferą Rywina. Nie potrafił jednak powiedzieć, czy premier sugerował mu wyciszenie afery. Potwierdził, że prosił Janinę Paradowską, by ze swojego wywiadu z premierem usunęła pytania o tę aferę.
W sobotę przez pięć godzin redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" odpowiadał na pytania posłów z komisji śledczej.
Michnik potwierdził, że prosił Janinę Paradowską z "Polityki", aby ze swojego wywiadu z premierem, który przeprowadziła we wrześniu ubiegłego roku, wykreśliła pytania dotyczące sprawy Rywina. Tłumaczył, że zależało mu, aby sprawa nie nabrała marginalnego charakteru i nie została obrócona w żart, tak jak to uczynił w krótkiej notce na ten temat tygodnik "Wprost".
Jan Rokita (PO), który przytoczył zeznania Paradowskiej w prokuraturze, zapytał Michnika, czy to na prośbę premiera zwrócił się do dziennikarki "Polityki". Michnik nie odpowiedział wprost na to pytanie.
"Jest prawdą, że ja prosiłem panią redaktor Janinę Paradowską, aby tej sprawy, w tym trybie - pytania w wywiadzie o czym innym - nie ciągnąć. Prosiłem ją, że gdyby miała chwilę cierpliwości - aż się boję mówić, bo może mi się wydaje, że to powiedziałem - ale wedle mojej świadomości zadeklarowałem, że my tej sprawy 'nie zamieciemy pod dywan'" - oświadczył naczelny "Gazety Wyborczej".
Rokita pytał też, na jakich przesłankach Michnik wyraża przekonanie, że Miller nie mógł mieć nic wspólnego z propozycją Rywina.
"W moim przekonaniu premier Leszek Miller zachował się w sytuacji, w której się znalazł, tak samo, jak ja bym się zachował na jego miejscu" - powiedział Michnik. Dodał, że "gdyby cokolwiek było inaczej, to premier poinformowałby Rywina, że mleko się rozlało i żeby on już w tę propozycję nie brnął". "Kiedy premier mi powiedział, że nie miał z tym nic wspólnego, to ja mu uwierzyłem" - dodał.
Rokita pytał też Michnika, czy w trakcie jego rozmów z Millerem między 15 lipca a 27 grudnia nie było żadnej sytuacji, która nasuwałaby podejrzenia, że premierowi zależy na wyciszeniu sprawy.
"Ja na to pytanie nie potrafię rozsądnie odpowiedzieć. Trudno mówić o wyciszeniu sprawy, która była wyciszona. Sprawy nie było żadnej - była mała publikacja we 'Wproście'. Nie umiem odtworzyć dokładanie kontekstu tych rozmów. Nie potrafię panu odpowiedzieć w tej chwili. Po prostu nie pamiętam" - oparł Michnik.
Rokita dopytywał Michnika: "Nie zapamiętałby pan takiej sytuacji, gdyby dzwonił do pana Prezes Rady Ministrów albo spotkał się z panem i mówił: 'Adamie, lepiej by było, żeby nie było na temat publikacji'?".
Michnik powiedział, że nie umie sobie w tej chwili "tego wszystkiego odtworzyć". Dodał, że rozmawiał z premierem niejednokrotnie przez telefon i osobiście. "Nie umiem wykluczyć w tej chwili, że w jakimś momencie tego typu rozmowa mogła mieć miejsce. Ale w żadnym razie nigdy to nie był element nacisku, nigdy nie było tak, żebym ja się czuł pod naciskiem szefa rządu czy kogokolwiek" - podkreślił naczelny "GW".
Indagowany przez Rokitę, powiedział też, że "nie pamięta", czy między 15 lipca a 27 grudnia 2002 roku rozmawiał na temat "sprawy Rywina" z prezydentem. "Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć" - oświadczył Michnik. Zapytany "dlaczego", odparł: "bo nie pamiętam".
Rokita powiedział też, że z zeznań, jakie złożył w prokuraturze prezes TVP Robert Kwiatkowski, wynika, że to ktoś ze środowiska "Agory" i "GW" był inicjatorem propozycji łapówkarskiej, jaką Lew Rywin miał złożyć Agorze. Dodał, że na taki przebieg zdarzeń wskazują też dowody, na które powoływali się obrońcy Rywina.
Sam Michnik nazwał rzekome sugestie Kwiatkowskiego nieodpowiedzialnymi i nieprzyzwoitymi. Podkreślił, że jest zaniepokojony, iż prezes telewizji publicznej "posuwa się do tego rodzaju manipulacji, gry słowami, machinacji, insynuacji".
Michnik nie wykluczył jednocześnie, że ktoś z kierownictwa Agory rozmawiał z Rywinem na temat pomocy w lobbowaniu na rzecz ustawy o radiofonii i telewizji. Wykluczył natomiast, by ktokolwiek z jego środowiska oferował Rywinowi jakieś korzyści czy też wynagrodzenie.
Podczas przesłuchania przed komisją Michnik wyraził przekonanie, że za Rywinem "ktoś stał". Odmówił wskazania konkretnych osób, które "Gazeta" podejrzewała o związki z aferą, mimo że sam wcześniej opowiadał, że w dziennikarskim śledztwie "już, już jakieś ryby były w sieci". "Będę się trzymał twardych faktów, a fakty są takie, że żadna gruba ryba poza Lwem Rywinem do sieci nie wpadła" - wyjaśnił Michnik. Zaznaczył, że nie może odpowiedzialnie wymieniać osób "często na wysokich stanowiskach", co do których mu się wydawało, że "istnieją poszlaki, które wskazują na ich udział w tym przedsięwzięciu".
Komisja będzie kontynuować przesłuchanie Michnika w poniedziałek rano. (aka)