Michał Laskowski: ciekawość nie jest podstawą do złożenia protestu
- Protesty PiS są mało konkretne. Głosów nieważnych wcale nie było wyjątkowo dużo, to była średnia polska - ocenił sędzia Michał Laskowski, rzecznik Sądu Najwyższego. Bardzo krytycznie odniósł się też do pomysłu, by zagraniczni obserwatorzy przyglądali się pracy sędziów Sądu Najwyższego.
- Zgodnie z ustawą, wszystkie protesty wyborcze muszą trafić do nowej Izby Sądu Najwyższego - stwierdził gość radia TOK FM sędzia Michał Laskowski pytany, o to, co stanie się z protestami wyborczymi Koalicji Obywatelskiej. We wtorek Grzegorz Schetyna zapowiedział, że jego ugrupowanie skieruje je do prezes SN prof. Małgorzaty Gersdorf. - Rozumiem brak zaufania części społeczeństwa do nowej izby, ale nie ma powodu, by lekceważyć obowiązujące prawo - dodał.
Zobacz także: Uchwała stwierdza, że wybory w danym okręgu trzeba powtórzyć, a nie, że zwycięża konkurent
- Trzeba przedstawić jakiś zarzut, z którego wynika, że doszło do jakiegoś błędu. Ciekawość nie jest podstawą do złożenia protestu - mówił rzecznik SN dopytywany przez prowadzącego rozmowę, kiedy można złożyć protest wyborczy.
- Niewielka różnica w ilości głosów nie jest podstawą, musi być jakiś konkret, żeby przyjąć protest do rozpoznania - mówił sędzia Laskowski. - Nie chce przesądzać, ale takie protesty do tej pory nie były rozpoznawane. To musi być coś niezwykłego, żeby podważać wynik wyborów - dodał dopytywany czy niewielka różnica głosów między dwoma kandydatami może być podstawą do zarządzenia ponownego przeliczenia głosów.
Laskowski tłumaczył też tryb postępowania z protestami wyborczymi. Najpierw każdy z nich oddzielnie rozpoznaje wyznaczonych 3 sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Po rozpatrzeniu protestu wydają oni postanowienia, które trafiają następnie pod obrady pełnego składu Izby. Dopiero na ich podstawie wydawana jest uchwała o stwierdzeniu ważności lub nieważności wyborów w całości lub w poszczególnych okręgach. - Uchwała stwierdza, że wybory w danym okręgu trzeba powtórzyć, a nie, że zwycięża konkurent - tłumaczył rzecznik SN.
Dopytywany w Radiu ZET czy będzie można przyglądać się pracy sędziów, którzy oceniają protesty wyborcze odparł, że do tej pory nie było takiego precedensu. - To jest postępowanie nieprocesowe - wyjaśnił. Nie widzi też możliwości, by wprowadzić obserwatorów zagranicznych, którzy mieliby "patrzeć na ręce" rozpatrującym protesty sędziom. We wtorek lider KO Grzegorz Schetyna zapowiedział, że jego ugrupowanie zrobi wszystko, "żeby odbyła się zagraniczna, obiektywna, międzynarodowa kontrola nad sposobem i procesem przeliczania tych głosów".
- Czy to byłoby dobrze, gdyby Sąd Najwyższy polskiego państwa miał być obserwowany przez obserwatora obcego państwa, bo jest wysoki poziom nieufności do sędziów? - odparł sędzia Laskowski, oceniając zapowiedzi lidera KO. - To się w głowie nie mieści! - dodał.
- Znaleźliśmy się w ciągu kilku lat w takiej rzeczywistości, że znaczna część społeczeństwa nie ma zaufania do sędziów Sądu Najwyższego. Ja wiem, że tak jest. Ale czy powinniśmy tworzyć jakieś mechanizmy, żeby patrzeć tym sędziom na ręce, albo jeszcze jakąś procedurę odwoławczą tworzyć, albo dopuszczać obserwatorów z zagranicy, którzy będą naszych sędziów sprawdzać. Żebyśmy nie przesadzili, bo to wszystko na głowie postawione jest - mówił sędzia Laskowski.
Laskowski przypomniał, że w 2005 roku Sąd Najwyższy nakazał powtórzenie wyborów do Senatu w Częstochowie, stwierdzając nieprawidłowości na kartach do głosowania. - Czy komuś przyszło do głowy, że on to robi z jakiś powodów politycznych? Że działa pod dyktando jakiejś partii? - dodał.
Do Sądu Najwyższego do środy rano wpłynęły 62 protesty wyborcze. - Pierwsze trzy zostały już w pewnym sensie rozpoznane. Po wstępnej kontroli formalnej uznano, że to nie są protesty, że nie można nadać im biegu - powiedział TVN 24 sędzia Laskowski.