PolskaMiasto w ukrytej kamerze

Miasto w ukrytej kamerze

Monitoring wizyjny daje efekty: liczba przestępstw zmniejszyła się nawet o 60 procent. Jednak pod lupę Wielkiego Brata trafili normalni obywatele.

Miasto w ukrytej kamerze
Źródło zdjęć: © Komenda Stołeczna Policji

17.11.2008 | aktual.: 19.11.2008 12:20

Tylko naprawdę sprawny i bystry operator, obserwując kilka nagrań jednocześnie, potrafi dostrzec taki szczegół jak strzykawka. Tak było kilka tygodni temu w Warszawie – kamera zarejestrowała ładę samarę z młodym mężczyzną za kierownicą. Operatorka monitoringu przybliżyła obraz i zobaczyła, że mężczyzna trzyma w ręku strzykawkę. Zawiadomiła policję, która już po 15 minutach dogoniła auto i zaaresztowała kierowcę. Okazał się nim 32-letni Rosjanin, świeżo pod wpływem heroiny. Trafił do aresztu.

– Kamera uchwyciła niedawno, jak dwóch chłopaków odkręca tablice rejestracyjne. Po dwóch minutach zatrzymała ich policja i odzyskała skradziony pojazd. Kilka miesięcy wcześniej operator zauważył nogi wystające z wejścia do podziemia. Niestety, było już za późno, ofiara nie żyła. Jednak przegląd nagrań pozwolił odtworzyć ostatnie chwile przed tragedią, policja zatrzymała towarzysza denata, ten przyznał się do morderstwa – wspomina Jacek Gniadek, szef Zakładu Obsługi Systemu Monitoringu (ZOSM) w Warszawie, który ma 373 kamery i zatrudnia 191 wyszkolonych operatorów. Gdy któryś z nich coś zauważy, daje sygnał policji, ta zaś interweniuje. W stolicy jest też 16 tak zwanych centrów oglądowych w komendach rejonowych policji, skąd funkcjonariusze obserwują obraz z tych samych kamer co ZOSM.

fot. Komenda Stołeczna Policji; Operatorka monitoringu przybliżyła obraz i zobaczyła, że mężczyzna trzyma w ręku strzykawkę.

Zasada jest prosta: im szybciej operator powiadomi policję i ona przybędzie na miejsce, tym lepiej. By nie dopuścić do bójki czy rabunku, liczą się sekundy.

Niemiarodajne statystyki

W Polsce ponad 200 miast ma zainstalowany system monitoringu. – Pieniądze na niego zdobywa samorząd. To inwestycje wielomilionowe, bo jedna kamera to koszt 8–12 tysięcy złotych, za tym idzie też budowa światłowodów, przygotowanie pomieszczeń i wyszkolenie ludzi – mówi Ewa Gawor, szefowa Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego warszawskiego ratusza.

Jeśli już kamery są, zwykle obsługują je policjanci, strażnicy miejscy lub inne służby miejskie. O ich rozmieszczeniu decyduje statystyka policyjna. – Montujemy je też tam, gdzie jest duży przepływ ludzi, na ruchliwych skrzyżowaniach – mówi Ewa Gawor. – Obserwacja prowadzona jest na bieżąco, 24 godziny na dobę. Jednak sprzęt czasem nawala. W Katowicach kamery nie zarejestrowały śmiertelnego pobicia na placu Oddziałów Młodzieży Powstańczej. Ludzie też zawodzą.

– Rzeczywisty czas obserwacji obrazu z jednej kamery przez operatora to zaledwie dwa, trzy procent tego, co kamera „widzi” – ocenia Przemysław Pierzchała, szef Akademii Monitoringu Wizyjnego. W Warszawie, która ma najlepszy monitoring w kraju, na jednego operatora przypada aż osiem różnych obrazów jednocześnie. W Poznaniu kamer jest 108. – System ruszył w roku 2002, w rok po umieszczeniu kamer ogólna liczba przestępstw zmniejszyła się o 40 procent, a przestępstw narkotykowych aż o 60 procent. W rejonie ronda Kaponiera, niedaleko dworca PKP, przestępczość spadła niemal do zera – chwali rzecznik poznańskiej policji Andrzej Borowiak.

W Radomiu w monitorowanych miejscach przestępczość spadła o 50 procent, w innych miastach szacunki wahają się od 20 do 60 procent. W 37-tysięcznym Jaśle, gdzie od dwóch lat jest 10 kamer, w 2006 roku zanotowano 936 przestępstw, rok później – 840.

Czy tutaj inwigilują?

Zanim ruszył monitoring, w wielu miastach rozpoczął się bunt. – Ludzie obawiali się, że to będzie Orwellowski „Rok 1984”, że będziemy im zaglądać w talerze – wspomina Borowiak. – Ale gdy poprawiło się bezpieczeństwo, polepszyło się też samopoczucie obywateli.

W stolicy uspokojono mieszkańców sprawną akcją informacyjną, radomianie w plebiscycie lokalnego radia system monitoringu uznali za najważniejsze wydarzenie roku.

Oko kamery obserwuje place, skwerki czy witryny sklepowe na parterze. Gdy kamera wjeżdża wyżej, na prywatne mieszkanie, obraz jest zaciemniany. – Nie obchodzi nas, gdy ktoś obściskuje się z kochanką na ulicy, zamiast być w delegacji. Ważne są tylko zdarzenia przestępcze – zapewnia Borowiak.

Jednak granica czasami się zaciera. Kamery złapały 45-letniego Benedykta Z., gdy ten pijany w sztok wykonywał rundki rowerem na warszawskiej Woli, popisując się przed kolegami po klasowym spotkaniu. Czekał go areszt, kara finansowa, utrata prawa jazdy, a zdjęcia trafiły do mediów. To samo spotkało parę uprawiającą seks na pętli auto-busowej. Podobnie z chłopcami, którzy rozebrali się i paradowali nago po chodniku, sądząc, że nikt ich nie widzi. Kilka dni później w Internecie mógł ich zobaczyć niemal każdy. Socjologowie i obrońcy praw człowieka alarmują, że nie ma uregulowań prawnych dotyczących monitoringu, a nagrania wyciekają choćby do Internetu. Kto jest winny?

– Operator nie ma możliwości wyciągnięcia takich nagrań, o tym decyduje oficer policji – zapewnia Ewa Gawor. – Czasami trzeba pokazać takich delikwentów, ku przestrodze – dodaje Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji. Zresztą, nikt się jeszcze nie poskarżył...

Judyta Sierakowska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)