Mężczyzna spłonął na przystanku w Łodzi. "To prawdopodobnie mój syn"
Ta zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami Łodzi. 33-latek podpalił na przystanku siedzącego tam mężczyznę. Sprawca został zatrzymany. Jego ofiara, niestety, zmarła. Wciąż nie wiadomo, kim była. Do śledczych zgłosiła się jednak osoba, która może pomóc rzucić nowe światło na tę sprawę.
27.03.2024 | aktual.: 27.03.2024 06:35
Tragedia rozegrała się w Łodzi w nocy z 19 na 20 marca. Około godziny 1.00 policja otrzymała zgłoszenie o płonącym mężczyźnie na przystanku tramwajowym przy ulicy Pomorskiej. Na miejsce natychmiast udały się służby. Mężczyznę ugaszono, niestety, nie udało się go uratować. Zmarł.
Podejrzanego o podpalenie 33-latka ujęto 20 marca wieczorem. - W chwili zatrzymania miał 1,7 promila alkoholu w organizmie. Zachowywał się agresywnie, został jednak szybko obezwładniony przez policjantów - relacjonowała komisarz Aneta Sobieraj. Z ustaleń śledczych wynika, że mężczyzna z bliska obserwował akcję gaśniczą, po czym "spokojnie odjechał komunikacją miejską".
33-latek usłyszał już zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Nie przyznał się do winy. Przebywa obecnie w areszcie. Grozi mu od 15 lat więzienia do dożywocia.
Śledczy wciąż jednak nie wiedzą, kim był podpalony na przystanku mężczyzna. Prokuratura zaapelowała o pomoc do ludzi, którzy mogą mieć informacje o personaliach ofiary. "Był to mężczyzna w średnim wieku, wzrostu 176 cm, o zgarbionej posturze. Prawdopodobnie bezdomny" - podano w komunikacie.
"To prawdopodobnie mój syn"
- Po apelach prokuratury zgłosiło się kilka osób z informacjami na temat tego, kim jest mężczyzna spalony na przystanku. Szczególnie jedna z nich może być ważna i przynieść wyjaśnienia dotyczące ustalenia tożsamości poszkodowanego. Jest obecnie weryfikowana - powiedział "Faktowi" Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Z informacji "Super Expressu" wynika, że do śledczych zgłosiła się kobieta, która uważa, że podpalony na przystanku mężczyzna był jej synem. Miała przekazać śledczym, że rozpoznała go po butach oraz charakterystycznej przygarbionej postawie.
Kobieta miała poinformować śledczych, że jej syn rzeczywiście był bezdomny, ale regularnie się z nią kontaktował. Ostatnio jednak kontakt ten się urwał.
Śledczy, by potwierdzić tożsamość ofiary, mają zlecić przeprowadzenie badań DNA.
Źródło: fakt.pl, se.pl