Menedżerowie śmierci
Cherlawy i schorowany Osama bin Laden, główny animator największych zamachów na wolny świat, nie jest typem nieustraszonego bojownika. Nie ma też charyzmy przywódcy politycznego ani religijnego. Jeśli zabrać mu jego pieniądze, zostanie tylko pałający nienawiścią radykał, jakich wielu. Należałoby wykryć źródła i ścieżki przepływu jego funduszy, a następnie je zablokować. Do takiego prostego wniosku doszli amerykańscy eksperci ds. walki z terroryzmem. Kłopot w tym, że dotarcie do owych źródeł i ścieżek w dobie supertajnej, superszybkiej, skomputeryzowanej bankowości okazuje się znacznie trudniejsze niż polowanie na terrorystów. Pieniądze Osamy, jak zeznał przed amerykańskim sądem jeden z jego dawnych współpracowników, są rozproszone między zakamuflowanymi agencjami finansowymi i handlowymi na Bliskim Wschodzie, w Europie i za oceanem, a wielu ich partnerów nie ma nawet pojęcia o tym, że w rzeczywistości współpracują z bin Ladenem.
Intratny syndykat zbrodni
Finansowe podwaliny tego szeroko rozgałęzionego syndykatu zbrodni stworzył sam bin Laden. Osama, jedno z 53 dzieci saudyjskiego magnata budowlanego, który dorobił się fortuny wartej 5 mld dolarów (późniejszy twórca Al-Kaidy miał z tego otrzymać 300 mln USD), absolwent wydziału ekonomii i zarządzania uniwersytetu w Rijadzie, stał się pierwowzorem terrorysty nowego typu: hybrydy obrotnego, prywatnego przedsiębiorcy i bezwzględnego, fanatycznego mordercy. W latach walki z inwazją ZSRR w Afganistanie kupował broń, zakładał obozy szkoleniowe dla mudżahedinów i tworzył międzynarodową sieć finansującą rekrutację młodych arabskich ochotników do akcji przeciwko rosyjskim najeźdźcom (później także przeciw niewiernym w Somalii, Bośni, Kosowie czy Czeczenii). Po opuszczeniu ojczyzny i przeniesieniu się w 1994 r. do Sudanu wspierał tam fundamentalistów islamskich z rządzącej partii, zakładając jednocześnie przedsiębiorstwa i wykupując dochodowe farmy.
Kapitał Al-Kaidy mnożył się w błyskawicznym tempie. W pewnym okresie organizacja jednocześnie zarządzała firmą połowów i przetwórstwa krewetek w Kenii, wykupywała obszary leśne w Turcji i gospodarstwa rolne w Tadżykistanie. Do tego dochodzą: handel narkotykami (według niektórych ocen, z tego źródła pochodzi nawet 35 proc. funduszy operacyjnych Al-Kaidy), transakcje na czarnych rynkach złota i diamentów, wreszcie oszustwa finansowe, wyłudzanie pieniędzy i porwania dla okupu. Zorganizowanie kosztownych, równoczesnych zamachów bombowych w sierpniu 1998 r. na ambasady USA w dwóch sąsiednich państwach afrykańskich - Kenii i Tanzanii - nie nastręczyło syndykatowi zbrodni najmniejszych problemów. Bilans tych eksplozji firmowanych przez Osamę bin Ladena i Al-Kaidę: 224 osoby zabite i tysiące rannych.
Zarobić na zamachach
20 minut przed atakami na Nowy Jork i Waszyngton kontrolowana przez rodzinę bin Ladena spółka inwestycyjna Sadi (z siedzibą w Genewie) zleciła sprzedaż portfela akcji na kilku europejskich rynkach giełdowych. W ciągu kilku dni tuż po zamachach zanotowano duże transakcje zakupu akcji, zwłaszcza w sektorze naftowym i chemicznym. Mogło to być dowodem na to, że rodzina bin Ladena była poinformowana o terminie zamachów. W tym samym czasie władze niemieckie zablokowały konta rodziny bin Ladena w Deutsche Banku (100 mln dolarów), które prawdopodobnie służyły do prania pieniędzy terrorystów. Dziś na potrzeby Al-Kaidy, oprócz sztabów najwyższej klasy menedżerów, mogą pracować także znani i powszechnie szanowani biznesmeni, jak czwórka aresztowanych wiosną przez policję hiszpańską właścicieli firm ceramicznych z Walencji. Okazało się, że obok produkcji kafelków pomagali oni w praniu pieniędzy dla komórek Al-Kaidy w Europie, przelewając fundusze niewiadomego pochodzenia przez własne, czyste konta bankowe. W Hiszpanii
prawdopodobnie znajdowała się też ważna baza logistyczna dla komórek, które zaplanowały i przeprowadziły zamachy z 11 września 2001 r. w Stanach Zjednoczonych. Dwa miesiące wcześniej na Półwyspie Pirenejskim przebywał Mohamed Atta, ich główny organizator.
Dobroczyńcy ośmiornicy
Zanikanie w ostatnich latach zjawiska tzw. terroryzmu państwowego nie ułatwiło walki z Al-Kaidą i podobnymi do niej grupami. Przeciwnie, ponieważ główną formą gromadzenia funduszy stały się rozmaite źródła publiczne i prywatne, ekipy antyterrorystyczne muszą teraz badać nie kilka, lecz tysiące, a nawet setki tysięcy transakcji. Zmorą stała się działalność istnej galaktyki organizacji dobroczynnych i humanitarnych. Prym wiodą zasobne w petrodolary rody i instytucje z Arabii Saudyjskiej i krajów Zatoki Perskiej. "Arabia Saudyjska jest biednym krajem. Jedyne, co posiada, to pieniądze" - mawiał jeden z byłych saudyjskich ministrów finansów. Co roku wypływa z tego kraju na różne cele około 18 mld USD - "dotacje" dla terrorystów należy liczyć w setkach milionów.
O finansowanie terrorystycznej mgławicy na Bliskim Wschodzie USA od wielu lat oskarżały także państwa: Libię, Iran czy Syrię. W marcu tego roku grupa deputowanych do Parlamentu Europejskiego wystąpiła z apelem o powołanie komisji śledczej do zbadania sprawy pośredniego finansowania przez UE grup palestyńskich, uprawiających zbrojną przemoc i uznawanych za terrorystyczne. Od czasu podpisania porozumień pokojowych z Oslo w 1993 r. wspólnota międzynarodowa przekazała Autonomii Palestyńskiej około 5 mld dolarów, a sama UE 1,4 mld euro. Od wybuchu intifady we wrześniu 2000 r. unia udzieliła Palestyńczykom wsparcia o wartości co najmniej 330 mln euro. Co miesiąc z kasy UE płynie do Autonomii Palestyńskiej 10 mln euro. Według raportu nowojorskiego Center for the Study of Corruption and the Rule of Law, część tych funduszy, decyzją przewodniczącego Autonomii Jasera Arafata, były w ostatnich latach wypłacane członkom zbrojnego ramienia Al-Fatah, znanym z aktów terroru m.in. na Zachodnim Brzegu.
Waldemar Kedaj