PolskaMEN prowadzi obliczenia i przekonuje, że zwolnień nie będzie. Samorządy komentują: dzieci nie sklonujemy

MEN prowadzi obliczenia i przekonuje, że zwolnień nie będzie. Samorządy komentują: dzieci nie sklonujemy

Szkoły podstawowe i gimnazja alarmują, że zwolnienia będą i podają twarde dane. Ministerstwo Edukacji Narodowej wciąż jednak konsekwentnie zaprzecza i twierdzi, że nie tylko likwidacji etatów nie będzie, ale powstaną także nowe miejsca pracy.

MEN prowadzi obliczenia i przekonuje, że zwolnień nie będzie. Samorządy komentują: dzieci nie sklonujemy
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Bielecki

Na początku marca Wirtualna Polska skontaktowała się z kilkoma szkołamipodstawowymi i gimnazjami w różnych miastach, by zweryfikować tezę Anny Zalewskiej. Minister od początku przekonuje, że reforma edukacji nie spowoduje redukcji etatów nauczycieli. Tezę MEN podważyły jednak ustalenia redakcji.

MEN uspokaja

Około 18 nauczycieli zostanie zwolnionych w jednym tylko gimnazjum w Częstochowie. Zwolnienia dosięgną także nauczycieli w Ząbkowicach Śląskich, Piotrkowie Trybunalskim ,Tarnowie czy Warszawie. Poprosiliśmy resort edukacji o komentarz w tej sprawie.

"Uprzejmie wyjaśniam, że proponowane zmiany związane z wdrażaniem reformy edukacji przyczynią się do zwiększenia liczby etatów nauczycieli, ponieważ liczba uczniów objętych nauką nie zmieni się, jak również liczba lat nauki" - poinformowała Wirtualną Polskę rzecznik prasowy MEN Anna Ostrowska.

"W istocie należy spodziewać się raczej zwiększenia zapotrzebowania na nauczycieli. Należy bowiem zauważyć, że średnia liczba uczniów w oddziale w szkole podstawowej jest mniejsza niż w gimnazjum, więc w VII i VIII klasie szkoły podstawowej wytworzy się więcej oddziałów niż gdyby utworzyło się w I i II klasie gimnazjum" - dodaje.

"Nie sklonujemy uczniów"

Z wyliczeniami MEN nie zgadza się między innymi Urząd Miasta w Częstochowie. Ze wstępnych obliczeń wynika, że pracę może tam stracić nawet 180 nauczycieli. - MEN swego czasu przeprowadziło symulację, która pokazała, że powstaną u nas nowe etaty. Ale resort nie wziął pod uwagę tego, że nie da się automatycznie przenieść liczby oddziałów szkolnych z jednej placówki do drugiej. Zatem przeprowadzenie reformy w taki sposób, jak wyobraża to sobie MEN, jest po prostu niemożliwe - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik prasowy Włodzimierz Tutaj.

Ministerstwo jednak ma w tej kwestii swoje racje i w odpowiedzi na pytanie Wirtualnej Polski przedstawia obliczenia: "Od roku szkolnego 2017/2018 obecne klasy VI szkół podstawowych staną się klasami VII szkół podstawowych. W klasach tych uczy się 1 672 dzieci w 84 oddziałach, przy średniej wielkości oddziału wynoszącej 19,9. Gdyby dzieci te poszły do klasy I gimnazjum, przy średniej wielkości oddziału klasowego w gimnazjum (24,8) powstałoby 68 oddziałów klasy I gimnazjum. Oznacza to, że w roku szkolnym 2017/2018 powstanie o 16 oddziałów więcej, co teoretycznie zwiększa zapotrzebowanie na ok. 27 etatów nauczycieli". Wszystko wygląda całkiem nieźle, gdyby nie to, że, niestety, mało który nauczyciel w Częstochowie pracuje na pełen etat.

- Załóżmy, że w danym gimnazjum pracuje dwóch nauczycieli z języka polskiego. Każdy z nich ma po 0,7 etatu. W podstawówce również jest dwóch nauczycieli z tego przedmiotu i również na 0,7 etatu każdy. Jeśli placówki połączymy, pełne etaty mamy dla trzech, a nie czterech nauczycieli - tłumaczy rzecznik prasowy miasta. - Nie sklonujemy uczniów. W danym roczniku jest ich określona liczba. I więcej nie będzie - dodaje.

Koszty reformy pokryją samorządy

W podobnej sytuacji jest między innymi Warszawa, gdzie kłopoty z pracą może mieć około 2 tys. nauczycieli ze szkól z każdego poziomu. Część może stracić pracę, część mieć obniżone pensum dydaktyczne, a część łączyć pracę w kilku placówkach.

- W samych gimnazjach pracuje 4 tys. nauczycieli. Postaramy się, aby jak najmniej osób straciło pracę. Wstępne dane o zatrudnionych i zwolnionych nauczycielach będziemy mieć w maju, a ostateczne - pod koniec września (na podstawie arkuszy organizacyjnych). Martwimy się nie tylko o nauczycieli, ale też o pracowników obsługi (w samych gimnazjach to ok. 1,4 tys. osób) - mówi Wirtualnej Polsce Katarzyna Pienkowska z Urzędu m.st. Warszawy.

Banki i kursy dla nauczycieli

Reforma edukacji to nie tylko nowe podstawy programowe i podręczniki. To szeroko zakrojone zmiany kadrowe i lokalowe. Pokrycie kosztów zmian w konkretnych szkołach leży jednak na barkach samorządów, dlatego te robią wszystko, by zminimalizować liczbę zwalnianych nauczycieli.

- W tym celu zostanie uruchomiony miejski Bank Nauczycieli, w którym dyrektorzy będą umieszczać informacje o zagrożonych utratą pracy nauczycielach i ich kwalifikacjach . Natomiast dyrektorzy placówek, w których występują wolne etaty lub godziny są zobowiązani zatrudniać w pierwszej kolejności nauczycieli z Bazy - poinformowała Wirtualną Polskę doradca prezydenta Bydgoszczy Marta Stachowiak. Podobny system funkcjonuje już w Częstochowie.

Wiele samorządów zdecydowało się także na sfinansowanie kursów i studiów podyplomowych dla zagrożonych zwolnieniem nauczycieli. Warszawa zdecydowała się na pakiet szkoleń „Szkoła w zmianie” dla m.in. dyrektorów szkół, które po wakacjach będą się łączyć, ale również dla nauczycieli. Miasto ma także w planach kursy dofinansowane z urzędu pracy. - Uruchomimy punkt konsultacyjny, który będzie służył głównie pracownikom obsługi. Na wsparcie nauczycieli w tym roku zaplanowaliśmy blisko 13 mln zł (m.in. na szkolenia z podstaw programowych) - mówi Pienkowska.

Przez kolejne trzy lata pierwszeństwo w zatrudnianiu przysługuje nauczycielom z gimnazjów, który w wyniku reformy edukacji stracili etat lub przeszli w stan nieczynny. Zatem zwalnianym pedagogom mają pomóc nowe przepisy. Ale tylko w teorii. Ci, którym znacznie zmniejszy się liczba godzin, muszą radzić sobie sami.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (184)