Memento dla "amerykańskiego żandarma"
Zajęcie przez radykalnych studentów irańskich amerykańskiej ambasady w Teheranie i wzięcie kilkudziesięciu osób z jej personelu jako zakładników, stanowiło jeden z przełomowych momentów pierwszych miesięcy islamskiej rewolucji w Iranie. Ten bezprecedensowy we współczesnych stosunkach międzynarodowych akt terroru, gwałcący wszelkie kanony cywilizowanej dyplomacji, stanowił też swoisty punkt zwrotny w postrzeganiu przez Amerykanów wydarzeń zachodzących od stycznia 1979 roku w Iranie.
Obalenie irańskiej monarchii i zmuszenie do ucieczki szacha Pahlawiego, tryumfalny powrót z wygnania ajatollaha Chomeiniego i chaos pierwszych miesięcy rewolucji stanowiły dla administracji USA zagadkę, której tak naprawdę nikt do końca w Stanach nie rozumiał i której rozwiązania nie znały nawet największe autorytety w dziedzinie iranistyki. W USA postrzegano wówczas rewolucję islamską głównie w kategoriach społeczno-gospodarczych, nie dostrzegając głębi ideologicznego potencjału ajatollahów i atrakcyjności głoszonych przez nich haseł politycznych. Konsekwencją takiej optyki Waszyngtonu było nie tylko utrzymywanie po wybuchu rewolucji pełnej obsady ambasady w Teheranie (będącej wówczas największą placówką dyplomatyczną USA na Bliskim Wschodzie), ale też rzeszy amerykańskich doradców wojskowych (ich liczbę szacuje się nawet na 40 tys.) czy personelu i miejscowych agentów CIA.
Ten ostatni wątek miał zresztą, jak się wydaje, pewien wpływ na wydarzenia z 4 listopada 1979 roku: atak na ambasadę amerykańską i uwięzienie jej personelu nie były zapewne wyłącznie efektami spontanicznej akcji tłumu fanatycznych studentów, lecz zaplanowaną i dobrze przygotowaną operacją nowych irańskich rewolucyjnych służb specjalnych. W zajętym przez "studentów" budynku Irańczycy znaleźli ponoć setki tajnych dokumentów amerykańskich, w tym także listy ich irańskich agentów i informatorów...
"Kryzys zakładników" z lat 1979-81 ukazał Amerykanom prawdziwe oblicze nowego irańskiego reżimu i całkowicie zmienił sposób postrzegania "kwestii irańskiej" przez Waszyngton. Zresztą nie tylko Waszyngton - Iran stopniowo stawał się pariasem w oczach niemal całego Zachodu, a także większości arabskich krajów regionu, zaniepokojonych rosnącą agresywnością i aspiracjami teokratycznego szyickiego reżimu w Teheranie. To właśnie wtedy nałożono nań pierwsze sankcje finansowe i ekonomiczne. Zaczęła się szeroka międzynarodowa izolacja tego kraju.
Zajęcie i wielomiesięczna okupacja ambasady USA w Teheranie po dziś dzień stanowi dla każdej kolejnej administracji amerykańskiej swoiste memento, które automatycznie niejako wpływało na sposób myślenia decydentów w Waszyngtonie odnośnie polityki wobec Teheranu. Efekty tego psychologicznego "piętna" widać nawet w działaniach i wypowiedziach wielu członków administracji Baracka Obamy, który wszak z poprawy relacji z Iranem uczynił jedno ze swych głównych haseł wyborczych.
Warto odnotować, że "kryzys zakładników" w Teheranie miał także bezpośrednie reperkusje dla amerykańskiej sceny politycznej. Przedłużające się jałowe negocjacje na temat uwolnienia zakładników, a nade wszystko nieudolna i tragiczna w skutkach próba ich siłowego uwolnienia podjęta w kwietniu 1980 roku, walnie przyczyniły się do klęski prezydenta USA Jimmiego Cartera w jego walce o reelekcję w wyborach jesienią 1980 roku i zwycięstwa kandydata republikanów Ronalda Reagana. Co ciekawe, "kryzys zakładników" w Iranie zakończył się tego samego dnia, w którym Reagan objął urząd w Białym Domu (20 stycznia 1981 roku)...
W szerszym, geopolitycznym wymiarze okupacja ambasady USA stanowiła przypieczętowanie dramatycznej zmiany w regionalnym układzie sił na Bliskim Wschodzie, której zasadniczym elementem było osłabienie pozycji i wpływów Stanów Zjednoczonych w tej części świata. Przedrewolucyjny Iran był bowiem faktycznym wasalem USA, a jego rolę w regionie Zatoki Perskiej często określano mianem "amerykańskiego żandarma".
Ten "żandarm" miał jednak za zadanie nie tylko strzec "pax Americana" w tej części świata, ale też odgrywał kluczową rolę w globalnej konfrontacji Zachodu z Imperium Zła - Związkiem Radzieckim, flankując go od południa i blokując wszelkie potencjalne zakusy Moskwy na zwiększenie jej oddziaływania na Bliskim Wschodzie. To właśnie z tego względu szach wydał dziesiątki miliardów USD na zbrojenia, a Amerykanie utrzymywali w Iranie olbrzymie składy zaopatrzeniowe i bazy materiałowe na wypadek wojny z Sowietami; cały ten arsenał wpadł zresztą w 1979 roku w ręce ajatollahów... Zmiana reżimu w Iranie na radykalnie antyamerykański całkowicie zburzyła ten strategiczny układ, niwecząc misternie budowane od kilku dekad przez USA geopolityczne plany i sojusze w regionie.
Okrągła, 30 rocznica wydarzeń z 1979 roku z pewnością - tak jak ma to miejsce rokrocznie - stanie się okazją do burzliwych demonstracji w Teheranie (czytaj więcej: irańska policja strzela do manifestantów)
. Tym bardziej, że swe protesty i manifestacje zapowiedzieli też dzisiejsi studenci - przeciwnicy obecnej ekipy rządzącej. To zresztą nie jedyny paradoks, z jakim mamy do czynienia w Iranie. Wszak prezydentem Islamskiej Republiki Iranu jest dziś Mahmud Ahmadineżad - jeden z inicjatorów i aktywnych uczestników szturmu i późniejszej okupacji ambasady USA w Teheranie. Młodzi Irańczycy, dziś występujący przeciwko niemu, zarzucają mu odejście od ideałów rewolucji islamskiej, których uosobieniem jest dla większości z nich Mir Hossein Mousawi - ofiara wielkiej manipulacji władz w wyborach prezydenckich z czerwca br.
Tomasz Otłowski
Autor jest analitykiem w zakresie stosunków międzynarodowych, bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej RP. Współpracownik Fundacji Aleksandra Kwaśniewskiego Amicus Europae, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, publicysta. W latach 1997-2006 analityk i szef Zespołu Analiz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy Prezydencie RP.