Przygraniczny proceder. Kwitnie nielegalny handel szczeniętami
Mimo starań niemieckich organizacji prozwierzęcych na pograniczu nadal odbywa się nielegalny handel szczeniętami - informują media.
Temat sprzedaży szczeniąt na polskich przygranicznych targowiskach regularnie powraca w niemieckiej prasie. Mimo iż organizacje z Niemiec, zajmujące się ochroną praw zwierząt, od lat starają się przeciwdziałać temu procederowi, niewiele się zmieniło. Hamburski działacz Stefan Klippstein wspólnie z innymi aktywistami oraz zespołem reporterów telewizji ProsiebenSat1 zbadali, skąd pochodzą psy i jak przebiega handel.
Jak pisze 13 lipca gazeta "Maerkische Oderzeitung" (MOZ), powołując się na ustalenia aktywistów, "fabryki rozmnażania" psów istnieją w Polsce, Belgii czy Holandii. Zwierzęta są w nich hodowane w złych warunkach, a za właścicielami stoi chęć zysku. Jednak "znacznie tańszym sposobem dla handlarzy są gospodarstwa rolne" – pisze "MOZ". Gazeta opisuje przypadek suki, którą aktywiści odkryli w gospodarstwie niedaleko Słubic. Zwierzę żyje na łańcuchu od 10 lat, dwa razy w roku rodzi szczenięta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyważyli drzwi w aucie. Dramatyczne sceny w Kraśniku
Szczeniak za butelkę wódki
Sprawę opisała w ubiegłym tygodniu również gazeta "Bild". Według niej wielu rolników nie jest w stanie poradzić sobie z utrzymaniem coraz większej liczby szybko rozmnażających się psów i chętnie się ich pozbywa. - Za butelkę sznapsa albo wódki można dostać miot pięciu szczeniąt - mówi "Bildowi" Klippstein. Czasami zapłaci też ktoś za psa parę złotych. Zdaniem Klippsteina tego typu korzyści to jeden z argumentów przemawiających za tym, żeby nie kastrować czworonogów.
Część szczeniąt trafia na bazar w Słubicach, chętnie odwiedzany przez sąsiadów zza Odry. Tu sprzedawane są Niemcom, z których część pozbywa się następnie psów dalej za pomocą portali internetowych. Jak informuje "Bild" ceny szczeniaków z Polski osiągają tu czasem nawet 800 euro, co oznacza dla handlarza ogromy zysk.
Napędzanie biznesu
Jak pisze "MOZ", niektórzy z kupujących uważają, że ratują zwierzęta. Tyle tylko, że taka "rzekoma akcja ratunkowa" w rezultacie jeszcze bardziej napędza biznes. Zdaniem obrońcy praw zwierząt osoby kupujące w taki sposób psa narażają się na niebezpieczeństwo. Wiele szczeniąt jest bowiem zarażonych pasożytami lub cierpi na parwowirozę, wysoce zaraźliwą chorobę wirusową. Według gazety "Bild" nawet osiem na dziesięć szczeniąt z nielegalnego handlu w Polsce umiera.
Na niektórych przygranicznych bazarach obowiązują już zakazy handlu zwierzętami – ale nie w Słubicach. Proceder trwa niezmiennie od lat. Jak wynika z informacji DW już w 2016 roku handlarze psami z Polski mogli zarobić nawet 25 tysięcy euro tygodniowo. Handel zwierzętami uchodził wówczas w Europie, według danych Parlamentu Europejskiego, za trzecie najbardziej dochodowe źródło – po handlu narkotykami i bronią.
Czytaj więcej: