Media i geniusz Trumpa [OPINIA]
Dziś każda kompromitacja uchodzi Donaldowi Trumpowi i jego najbliższym współpracownikom płazem i każdy zarzut rozbija się o ścianę nieprzeniknionego lekceważenia. Trump nie musi się martwić reakcjami swojej bazy wyborczej - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
"To fake news!".
"To nieprawda".
"Nie zgadza się".
"Macie fałszywe dane".
"Jesteście organem światowego lewactwa".
"Chodzicie na pasku Partii Demokratycznej".
"To zemsta deep state".
"Następne pytanie poproszę".
Oto krótki przewodnik po sztuce rozmowy z mediami Donalda Trumpa. Czy raczej instruktaż: jak skutecznie ignorować dociekliwych dziennikarzy. Trzeba przyznać, że 47. prezydent USA opanował tę umiejętność do perfekcji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie wierzę". Jest reakcja na zmianę narracji Trumpa ws. Rosji
Dawno minęły czasy, gdy amerykańscy przywódcy, oraz ich spolegliwi rzecznicy, wili się jak piskorze, ścierając się z reporterami gazet i stacji telewizyjnych, dziennikarzy "The New York Timesa", "Washington Post" czy MSNBC - gdy chodziło o prezydentów republikańskich, oraz "The Wall Street Journal", "National Review" czy Fox News, gdy te używały sobie na prezydentach z ramienia Demokratów.
Niepisana umowa mediów i polityków
Lokatorzy Białego Domu bali się mediów, a media skutecznie owe lęki wykorzystywały. Często, mówiąc górnolotnie, stały na straży demokracji. Niekiedy jednak po prostu podbijały sobie nakłady i oglądalność, naginając rzeczywistość. A nierzadko manipulowały opinią publiczną, wręcz świadomie ją okłamując. Dopuszczali się tego żurnaliści zarówno liberalni, jak i konserwatywni. Nikt nie był święty, ani najpotężniejsi politycy, ani najbardziej wpływowi komentatorzy.
Niemniej, mimo wszystkich wad obu stron tego sporu, mimo głębokich pokładów wzajemnej, ledwie skrywanej pogardy, obowiązywały pewne niepisane zasady. My zadajemy pytania - mawiali dziennikarze do polityków - a wy na nie odpowiadacie. Ponosicie odpowiedzialność za czyny i słowa, a my jesteśmy po to, by niegodne postępki i kłamliwe wyjaśnienia obnażać. Nieufność nie wykluczała rozmowy. Politycy i dziennikarze żyli na jednej planecie i musieli ze sobą prowadzić dialog.
Kiedyś prezydenci bali się mediów. Dzisiaj media boją się prezydenta. Czy nie pozwie do sądu o grube miliony dolarów za jedno nieprzychylne zdanie? Czy nie pozbawi ich akredytacji? Czy wreszcie - w najłagodniejszej wersji - nie obsmaruje ich najbardziej wulgarnymi epitetami, jak zdarzyło się to m.in. Jeffreyowi Goldbergowi, naczelnemu "The Atlantic", który kilka tygodni temu opisał słynną "Signalgate"?
Gdyby Trump obawiał się mediów i przejmował się tym, co mówią i piszą najpoważniejsi i najbardziej wyważeni publicyści, to zapewne Elon Musk wyleciałby z hukiem z administracji, Pete Hegseth nie byłby już sekretarzem obrony, Steve Witkoff specjalnym wysłannikiem ds. wojny na Ukrainie, a Peter Navarro głównym doradcą ekonomicznym. Ktoś odpowiedziałby za chaos w sprawie ceł, ktoś inny za deportacje ludzi, którzy nie powinni być deportowani.
Dziś jednak każda kompromitacja uchodzi Trumpowi i jego najbliższym współpracownikom płazem, każdy zarzut rozbija się o ścianę nieprzeniknionego lekceważenia. Także dlatego, iż Trump nie musi się martwić reakcjami swojej bazy wyborczej. MAGA żyje we własnym świecie, zbudowanym z "najmojszych prawd". "Jest tylko jedna racja i my ją mamy!" - jak perorował jeden z posłów w pamiętnym "Dniu świra" (gwoli sprawiedliwości, wyborcy Demokratów przez lata byli zamknięci w podobnej bańce).
Zadawanie jakichkolwiek pytań Trumpowi straciło sens. Tym samym powoli traci sens także całe polityczne dziennikarstwo w USA. "Czy rzeczywiście dzwonił do pana Xi Jinping?", "Do jakich ustępstw chce pan zmusić Putina?", "Czy czeka nas recesja?".
"Fake news", "Deep state", "A Biden to przecież…", "Następny proszę". Do tego sprowadza się dzisiaj konwersacja prezydenta Stanów Zjednoczonych z mediami. Bo przecież "everything’s going great", a media nie są od tego, żeby kwestionować geniusz "największego prezydenta w historii USA". Tylko od tego, żeby ten geniusz opisywać.
Dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski
Marek Magierowski, dyrektor programu "Strategia dla Polski" w Instytucie Wolności, ambasador RP w Izraelu (2018-21) i Stanach Zjednoczonych (2021-24), były wiceminister spraw zagranicznych. Autor książki "Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej" oraz powieści "Dwanaście zdjęć prezydenta".