PolskaMecenas Widacki nie przyznaje się do zarzutów

Mecenas Widacki nie przyznaje się do zarzutów

Zarzuty nakłaniania świadka do składania
fałszywych zeznań i utrudniania postępowania karnego postawiła białostocka prokuratura apelacyjna znanemu adwokatowi
Janowi Widackiemu, byłemu ambasadorowi Polski na Litwie.
Podejrzany nie przyznał się, złożył obszerne wyjaśnienia -
poinformował rzecznik tej prokuratury Janusz Kordulski.

Zarzuty dotyczą świadka w sprawie apelacyjnej, w której mecenas Widacki był obrońcą jednego z szefów mafii pruszkowskiej Mirosława D., pseudonim Malizna. Prokuratura zarzuciła prawnikowi, że jesienią 2004 roku nakłaniał świadka Sławomira R., który odsiaduje wyrok wieloletniego więzienia m.in. za zabójstwo, do złożenia nieprawdziwych zeznań, które byłyby korzystne dla jego klienta.

Prokuratura zarzuciła Janowi Widackiemu, że za takie zeznania obiecał świadkowi udzielić pomocy materialnej i zapewnić bezpieczeństwo osobiste i że takiej pomocy udzielił. Kordulski dodał, że prokuratura ma w tej sprawie także inne dowody niż tylko oświadczenie tego świadka, które uzasadniały postawienie zarzutów.

Adwokatowi zarzucono też, że oświadczeniem tego świadka posłużył się jako dowodem w sądzie (składając je do akt sprawy), który miałby zdyskredytować osobę obciążającą Mirosława D. Wnioskował też o przesłuchanie tego świadka przez sąd.

Piątkowe przesłuchanie trwało cztery godziny, wobec podejrzanego nie zastosowano żadnych środków zapobiegawczych.

Po wyjściu z prokuratury obrońca Widackiego, mecenas Jerzy Zimowski, powiedział dziennikarzom, że jego klient otrzymał nieprawdziwy zarzut, "który jest dla niego głęboko krzywdzący i bardzo dla niego bolesny". Według niego, Widackiego pomawiają kryminaliści. Przedstawiliśmy dzisiaj nowe dowody - dodał.

Widacki powiedział, że jest niewinny i nie nakłaniał nikogo do składania fałszywych zeznań, bo nie miał takiego powodu. Mam poczucie krzywdy, będę dochodził swoich racji - dodał. Widacki powiedział też, że zawiadomienie o zarzucanym mu przestępstwie zostało zgłoszone wtedy, gdy działała sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen. Zgłaszający prawdopodobnie miał nadzieję, że zaistnieje w świetle jupiterów - dodał.

Podkreślił, że "nie było żadnego racjonalnego powodu", by akurat tego świadka nakłaniać do fałszywych zeznań. Według niego, to sam świadek szukał kontaktu z nim i innymi obrońcami w jednym z procesów, by "rzekomo przedstawić dowody niewinności".

Na wniosek Polskiej Agencji Prasowej, w oparciu o prawo prasowe, białostocka prokuratura zgodziła się na publikowanie danych personalnych podejrzanego, ze względu na ważny interes społeczny. Po wyjściu z prokuratury sam Widacki zgodził się na publikowanie jego danych personalnych i prezentowanie wizerunku w mediach.

Nie przypadkiem chyba ktoś zrobił przeciek do telewizji dwa dni temu, żeby przez ostatnie dwa dni można było mój wizerunek demonstrować i pełne imię i nazwisko, zanim jeszcze zarzuty zostały postawione - dodał Widacki.

Prokurator Kordulski zapewnił, że to nie białostocka prokuratura ujawniła wcześniej informacje o tym, że będą stawiane zarzuty mecenasowi Widackiemu. Dopiero jak dziennikarze o to pytali, potwierdzaliśmy ten fakt- dodał.

Śledztwo, w ramach którego postawiono zarzuty Janowi Widackiemu, Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku prowadzi od jesieni 2005 roku, na zlecenie Prokuratury Krajowej. Dotąd zarzuty nakłaniania do składania fałszywych zeznań postawiono w tym śledztwie dwóm innym osobom.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)