Mazury. Mieszkańcy przeganiają bogatego inwestora. "Niech wycinają lasy w swoim kraju"
Obiecują 500 miejsc pracy i porządne pensje, ale problem w tym, że zamierzają wybudować największy tartak w Polsce i łakomie patrzą na mazurskie lasy. Austriacką firmę Binderholz pogonili już mieszkańcy bogatej gminy Stawiguda. Koncern wybrał więc biedniejszą gminę, licząc na poparcie swoich planów.
- Lepiej żyć w czystym środowisku i pracować w turystyce, niż nawet za wyższą pensję pracować w tartaku i przyczyniać się do niszczenia tutejszych lasów. Niech Austriacy wycinają drzewa u siebie - mówią mieszkańcy Frąknowa i Dobrzynia (woj. warmińsko-mazurskie). Protestują przeciwko planom budowy największego tartaku w Polsce.
"Największy" to określenie nieoddające skali planowanego biznesu. Binderholz oszacował, że dziennie do fabryki będzie wjeżdżało 300 TIR-ów z drewnem. Mogliby przetworzyć wszystko, co mazurscy leśnicy ścinają w promieniu 100 km, a surowca i tak by zabrakło. Dlatego planują podciągnięcie torów i dostawy drewna z Litwy, a nawet krajów skandynawskich.
Fabryka ma stanąć na 100 hektarach pola pod lasem w Dobrzyniu. To miejsce widoczne z trasy S7, a którym, z racji nieskażonego krajobrazu, zachwycają się turyści jadący na Warmię i Mazury. Niedaleko jest kilka rezerwatów, puszcza Napiwodzko-Ramucka, rzeki, po których spływają kajakarze. Jak stanie fabryka, to drogowskazem dla letników będzie 80-metrowy komin ciepłowni, w której spalane będą odpady.
Bogata gmina mówi "nie" tartacznikom
Firmę Binderholz zachęciła do inwestycji w Polsce rządowa agencja. Wiosną tego roku Austriacy wskazali na mapie zbudowane jeszcze przez Niemców lotnisko w Gryźlinach w gminie Stawiguda. Mieszkańcy od razu wszczęli bunt. "Nie po to mamy strefę ciszy nad jeziorem Pluszne, żeby obok ciągnął sznur TIR-ów z drewnem" - protestowali.
Na wiejskim zebraniu nikt nie podniósł ręki "za" fabryką i już było po konsultacjach społecznych. W maju wójt Stawigudy Michał Kontraktowicz ogłosił publicznie, iż specjalnie postawił inwestorowi twarde warunki, a ten nie przystał na ofertę. Cena sprzedaży gminnej ziemi miała być rynkowa, żadnych zniżek w podatkach, żadnych zapachów, emisji pyłów czy hałasów z zakładu.
- Stawiamy inwestorom warunki, które dają gwarancję poszanowania woli mieszkańców i ochrony środowiska - oświadczył wójt Stawigudy. Może sobie pozwolić na twarde negocjacje. Stawiguda jest jedną z najbogatszych gmin wiejskich w Polsce. Dochód na głowę mieszkańca przekracza 5,6 tys. zł (dane z rankingu serwisu samorządowego Wspólnota).
Aleksander Kwaśniewski o Jarosławie Kaczyńskim: nie zapomina i nie wybacza
Gigantyczny tartak na Mazurach. Radni zastanawiali się trzy minuty
Okazało się, że inwestor miał plan awaryjny. Zainteresował się sąsiednią gminą Nidzica. To znacznie biedniejszy samorząd, gdzie roczny dochód na głowę mieszkańca wynosi 3,2 tys. zł. Tam rozmowy ruszyły z kopyta.
Na posiedzeniu rady miejskiej Nidzicy, burmistrz Jacek Kosmala przedstawił inwestycję w samych superlatywach: - Na dzień dobry nie ponosimy kosztów. Jest to ekologiczna firma, nie będzie tu żadnego zanieczyszczenia środowiska - tłumaczył. Wspomniał też, że Austriacy oczekują 50-procentowej ulgi w podatku od nieruchomości na 10 lat. Po kilku minutach namysłu radni jednomyślnie upoważnili go do rozmów z Binderholz.
Część mieszkańców gminy oczekuje odprawienia inwestora, tak jak zrobili to mieszkańcy sąsiedniej Stawigudy. Założyli fanpage na Facebooku "NIE fabryce w gminie Nidzica". Argumenty mają te same.
- Powstanie fabryki doprowadzi do dewastacji najcenniejszego dobra, jakim może się poszczycić nasz region, środowiska naturalnego. Mamy lasy, jeziora, malownicze krajobrazy, spokój i ciszę. Fabryka, która powstanie będzie szpetną wizytówką okolicy - mówi WP jeden z autorów strony.
- Burmistrz pochwalił się artykułem o walorach naszej przyrody w serwisie National Geographic, a jednocześnie sprowadza do gminy tartak, który będzie sprzyjał spustoszeniu lasów - wytyka.
Burmistrz Nidzicy. Sześć lat szukałem takiego inwestora
- Potrzebujemy dobrze płatnych miejsc pracy w naszym regionie. Od sześciu lat zabiegam o dużego inwestora dla gminy. Do wyboru mieliśmy fabrykę opon czy 100 kurników. Koniec końców tartak chyba lepszy - mówi Wirtualnej Polsce Jacek Kosmala. - Rozumiem intencje protestujących mieszkańców z sąsiedztwa tartaku oraz części nidziczan. Przy wysoko postawionych wymaganiach ochrony środowiska dobro mieszkańców będzie chronione - przekonuje burmistrz.
Sugeruje, że protestujących jest kilkoro. Wśród nich są mieszkańcy Warszawy i Olsztyna, którzy mają w okolicy domki rekreacyjne. Tylko wypoczywają, a praca i zarobki lokalnej społeczności ich nie interesują.
Przedstawiciele Binderholz nie komentują sprawy protestów mieszkańców przeciwko swojej inwestycji. - Toczą się rozmowy, a na razie nie mamy konkretów do ogłoszenia. Przekażemy je przy okazji konferencji prasowej - odpowiedzieli na pytania WP.