Mazowiecki krytykuje postawę biskupów w sporze o krzyż
Były premier Tadeusz Mazowiecki powiedział w Berlinie, że krytycznie ocenia postawę niektórych biskupów w czasie wyborów prezydenckich w Polsce oraz w trakcie sporu o krzyż przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie.
- Bardzo krytycznie oceniam zaangażowanie niektórych biskupów i księży w okresie wyborów prezydenckich w Polsce. Uważam, że to jakiś wielki problem, który się ujawnił, również wtedy, gdy toczyła się cała wielka awantura pod krzyżem - powiedział Mazowiecki, odpowiadając na pytanie jednego ze słuchaczy dyskusji zorganizowanej przez Akademię Ewangelicką w Berlinie.
- Przecież w tej awanturze nie chodziło ani o krzyż, ani o upamiętnienie zabitych (w katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem), tylko chodziło o stworzenie punktu odniesienia przed pałacem nowo wybranego prezydenta, żeby kontestować wyniki wyborów. To, że nie spotkało się to ze zdecydowaną reakcją biskupów, oceniam bardzo krytycznie - dodał były premier.
- Mamy do czynienia z czymś, co nazywam rokoszem jednej partii politycznej - powiedział. Jak dodał, ma nadzieję, że to nie zagrozi polskiej demokracji.
Wspominając zjednoczenie Niemiec 20 lat temu, Mazowiecki powiedział, że dla niego, jako ówczesnego premiera Polski, bardzo ważne było prawno-międzynarodowe potwierdzenie granicy na Odrze i Nysie.
Ówczesny kanclerz RFN Helmut Kohl zapewniał, że rozumie to stanowisko i jest tego samego zdania. - Ale mówił też, że ma problemy, że zbliżają się wybory w Niemczech - opowiadał Mazowiecki. - Ja jednak także miałem problemy. Byli przeciwnicy pojednania i uznania praw niemieckiej mniejszości w Polsce.
Przyznał, że niepokojącym sygnałem dla niego był ogłoszony przez Kohla w listopadzie 1989 r. 10-punktowy plan zjednoczenia RFN i NRD. - Brakowało mi tego pierwszego punktu: uznania granicy na Odrze i Nysie - przyznał były premier. Ostatecznie polsko-niemiecki traktat graniczny, dotyczący uznania granicy na Odrze i Nysie, podpisano już po zjednoczeniu Niemiec 14 listopada 1990 r.
Mazowiecki przyznał też w Berlinie, że bolało go to, iż niemiecka opinia publiczna po zjednoczeniu nie doceniała ruchów opozycji antykomunistycznej w d. NRD i ludzi, którzy działając w tych ruchach wykazali wielką odwagę i dalekowzroczność.