Matura 2021. Mateusz Morawiecki na egzaminy jeździł karetką
We wtorek w całej Polsce rozpoczynają się egzaminy maturalne. Najpierw tegoroczni maturzyści napiszą egzamin z języka polskiego. W specjalnym wspomnieniu dla Wirtualnej Polski Mateusz Morawiecki opisuje, jak wyglądały jego przygotowania do egzaminu dojrzałości oraz jak przeżywał maturę. Premier ujawnia też, że na egzaminy był... dowożony karetką pogotowia prosto ze szpitala.
Premier Mateusz Morawiecki uczył się w IX Liceum Ogólnokształcącym im. Juliusza Słowackiego we Wrocławiu. Maturę zdawał w maju 1987 roku. Po liceum ukończył kilka kierunków studiów. Najpierw historię na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego (ukończył w 1992 roku), później zrobił dyplom Business Administration przy Politechnice Wrocławskiej i Central Connecticut State University (1993 r.). W 1995 r. uzyskał m.in. dyplom MBA w ówczesnej Akademii Ekonomicznej. W latach 1995–1997 studiował na Uniwersytecie w Hamburgu i Bazylei.
Przed laty w rozmowie z portalem o2.pl ówczesna dyrektorka szkoły Izabela Koziej wspominała, że przyszły szef rządu był bardzo dobrym uczniem. Rok szkolny kończył zawsze z samymi czwórkami i piątkami. – Z tego co pamiętam, nigdy nie miał nawet trójki. Był dobry ze wszystkich przedmiotów – mówiła nam dyrektorka szkoły. Konikiem przyszłego premiera była historia. Morawiecki chodził do klasy o profilu ogólnokształcącym. Wyróżniał się na tyle, że szkoła zgłosiła go do ogólnopolskiej olimpiady, której został laureatem. Nauczycielka historii wspomina, że przedmiot był jego pasją. Interesował się mocno historią współczesną, co nie dziwiło nauczycieli, wszyscy w szkole wiedzieli, kim jest jego ojciec.
Jak premier wspomina swoją maturę? Wirtualna Polska zapytała szefa polskiego rządu o przygotowania, okoliczności i sam egzamin.
Przygotowania do matury
Mateusz Morawiecki: Jak każdy egzamin - matura jest po to, żeby ją zdać. Z opowieści i z książek wiedziałem, jak ciężką przeprawą była ona w Polsce międzywojennej. Znając skalę wymagań, jakiej sprostać musieli maturzyści w tamtych czasach, uważałem, że tej naszej zanadto nie powinienem się obawiać.
Ulubione przedmioty, strategia na egzamin
Mateusz Morawiecki: Matematykę zawsze bardzo lubiłem i w zakresie, jaki obejmował program szkoły średniej, czułem się pewnie. Czytać też zawsze lubiłem, historia była wręcz moją pasją, więc egzaminy z języka polskiego czy historii też lęku we mnie nie budziły. Wiadomo jednak, że zawsze można popełnić jakiś błąd czy nawet kilka błędów. Może się trafić gorszy dzień. I liczyłem się z tym, że coś takiego się zdarzy.
Jednak samo pojęcie "egzamin dojrzałości" zawiera też w sobie taką treść, że dojrzałość to zdolność do skutecznego, w miarę bezbłędnego działania także wtedy, kiedy nie jesteśmy w formie. Umiejętność panowania nad podstawowymi sprawami swojego życia, pokonywania słabości - to należy do cech dojrzałego człowieka. Jeśli chce się zdać maturę - to z tym też trzeba sobie poradzić.
Jak wyglądała matura w 1987 roku. Czy były problemy z komunistycznymi władzami?
Mateusz Morawiecki: Jedna okoliczność wpłynęła na pewnego rodzaju specyfikę mojego zdawania. W związku z ukrywaniem się mojego ojca, który od blisko pięciu lat stał wtedy na czele Solidarności Walczącej, bywałem wtedy zatrzymywany przez SB. Najczęściej zgarniali mnie niespodziewanie, nigdy nie było to przyjemne, a wypuszczali nie wcześniej niż po wielu godzinach.
Moja mama obawiała się, że zgarną mnie tuż przed którymś z egzaminów po to, żeby odegrać się na moim ojcu, którego tak długo nie dawali rady wytropić. Tę obawę uznałem za logiczną i uzasadnioną. Bywałem zatrzymywany nagle, bez świadków, a funkcjonariusze SB przecież mi się nie przedstawiali. Wystarczyłoby, żeby mnie potrzymali nawet nie na komendzie, ale w którymś ze swoich licznych lokali operacyjnych. Skończyłoby się to tak: "na maturę nie przyszedł, więc matura niezdana". Zamiast na studia na dwa czy trzy lata poszedłbym do wojska, moje życie potoczyłoby się nieco inaczej.
Co najbardziej utkwiło w pamięci?
Mateusz Morawiecki: Mama ze znajomymi lekarzami załatwiła mi przed maturą pobyt w szpitalu. Na egzaminy podwożono mnie karetką pogotowia. Ostatnie przygotowania do egzaminów miałem więc w szpitalnym łóżku. Zapewniam jednak, że żadnych kroplówek czy innych środków, mogących się kwalifikować jako dopingowe, mi nie dawali… Podstawili jednak transport na miejsce, a w drodze na egzaminy miałem zmotoryzowaną opiekę medyczną. Służbie zdrowia za ten komfort jestem do dzisiaj bardzo wdzięczny. Skończył się wraz z ostatnim egzaminem, po którym wrócił też ten składnik mojego ówczesnego życia, jakim były niespodziewane zatrzymania przez SB.
Świętowanie zdanej matury
Mateusz Morawiecki: Zdanie matury oczywiście było wielką radością. No, ale jak już się szkołę średnią skończyło, to przed każdym absolwentem płci męskiej otwierały się dwie drogi. Jedną było parę lat służby wojskowej i taki etap życia był doświadczeniem większości. Ja wolałem do tego wojska pójść na krócej, po studiach. Wcześniej trzeba się było na te studia dostać, zdając egzaminy trudniejsze od maturalnych i zarazem zdać je odpowiednio dobrze, bo na każde miejsce było przynajmniej paru kandydatów. Świętowanie więc było, ale nie za długie, bo prędko trzeba było wrócić do "mocnego zakuwania".
Wybór studiów
Mateusz Morawiecki: Wyborem kierunku zawiodłem rodziców. W szczególności mój ukrywający się ojciec ubolewał, że nie wybrałem jakiejś dyscypliny ścisłej lub politechnicznej. Ja jednak w tym czasie przypuszczałem, że przed nami są jeszcze dziesięciolecia życia w realiach PRL-u. A to oznaczało, że niemal wszystkie drogi kariery przed kimś, kto nie należałby do partii, do której przecież nigdy bym się nie zapisał, byłyby raczej zamknięte. Pomyślałem więc, że zostanę nauczycielem historii, który będzie się starał nauczać prawdziwych dziejów naszej ojczyzny, starał przekazywać rzeczywistą wiedzę np. o bolszewizmie.
Parę lat później okazało się, że to m.in. dr Wojciech Myślecki, jeden z liderów Solidarności Walczącej miał rację. Czyli - komunizm zaczął się walić wcześniej, niż ja to przewidywałem. Studia historyczne dokończyłem, ale podjąłem też kolejne. Też związane z tym, co mnie zawsze interesowało, czyli z prawem, gospodarką, polityką.
Wskazówki dla tegorocznych maturzystów
Mateusz Morawiecki: Nic przed egzaminem nie robi lepiej jak "zapas wiedzy". Warto być przygotowanym "z naddatkiem". To tak jak przy skokach wzwyż. Jeśli ktoś nauczy się przeskakiwać 170 cm, to jak przyjdzie mu przeskakiwać jedynie półtora metra, to robi to ze spokojem. To oczywiście wymaga włożenia większej pracy, poświęcenia większej ilości czasu. Jednak naprawdę warto. Uczyłem się w życiu mnóstwa przeróżnych rzeczy.
Wiele razy towarzyszyła mi taka obawa o to, czy ten, czy inny obszar wiedzy mi się w ogóle do czegoś przyda. A po latach ze zdumieniem przekonywałem się, że przydatne okazywało się niemal wszystko. I nawet to, co zdążyłem dawno zapomnieć, odtworzyć jest stokroć łatwiej, niż uczyć się tego "od zera". To jeden z moich ważniejszych życiowych wniosków - zawsze warto zdobywać przeróżną wiedzę, opanowywać różne umiejętności. Prędzej czy później przekonujemy się, że to, co opanujemy, znajduje zastosowanie w życiu.
Egzamin dojrzałości. Start w dorosłe życie?
Mateusz Morawiecki: Życie każdego człowieka jest jak jeden wielki ciąg przeróżnych egzaminów. Na każdym etapie czemuś musimy sprostać, różnorakie okoliczności stanowią dla nas rodzaj weryfikacji. Na szczęście większość z tych egzaminów jakoś można poprawiać. Jedne zdajemy lepiej, inne gorzej, do jeszcze innych przychodzi nam ponownie podchodzić w całości. Różne przy tych egzaminach pojawiają się komisje egzaminacyjne. Najważniejsze jednak, żebyśmy taką rzetelną komisją, zawsze potrafili być dla siebie my sami.
opracował Sylwester Ruszkiewicz