PublicystykaMateusz Trzeciak: Premier-bankier i pułapka narodowego kapitalizmu

Mateusz Trzeciak: Premier-bankier i pułapka narodowego kapitalizmu

Morawiecki jest symbolem. Jest tą twarzą PiS-u, która ma uspokoić “rynki”, czyli międzynarodową finansjerę. Pokazać, że niezależnie od zaklęć o suwerenności i wstawaniu z kolan, zachodnim bankom i korporacjom nie stanie się w Polsce krzywda.

Mateusz Trzeciak: Premier-bankier i pułapka narodowego kapitalizmu
Źródło zdjęć: © East News
Mateusz Trzeciak

Czytaj także: Grzegorz Wysocki - Wszystko dla wszystkich. "Nowy" rząd PiS-u lepszy od Harry'ego Pottera

O Mateuszu Morawieckim można z całą pewnością powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, jest państwowcem, który nie powtarza komunałów o obniżaniu podatków i państwie minimum. Po drugie, jest człowiekiem banków i sektora finansowego, który wielokrotnie korzystał z drzwi obrotowych między polityką a biznesem.

Co ta sprzeczność oznacza w praktyce?

Ta sprzeczność charakteryzuje rządy PiS-u w całości, ale w pełni ukazuje się w osobie premiera Morawieckiego. W expose cytuje gwiazdę lewicowej ekonomii Thomasa Piketty’ego, podkreśla rolę państwa jako czynnika rozwoju gospodarki. Słusznie krytykuje peryferyjną i postkolonialną sytuację gospodarki III RP. Piętnuje oszustwa podatkowe i dziury w systemie.

Równocześnie, jeszcze jako minister rozwoju, konsekwentnie zapowiadał i prowadził działania w interesie wielkiego zagranicznego kapitału. Twardo popierał podpisanie przez Polskę umowy handlowej TTIP, której zapisy mocno ograniczyłyby naszą suwerenność gospodarczą i możliwość demokratycznej zmiany. Proponował korzystne dla finansjery zmiany w obszarze opodatkowania zysków kapitałowych i zwolnienia z podatku CIT dla funduszy inwestycyjnych. Zapowiedział utworzenie Specjalnej Strefy Ekonomicznej na terenie całego kraju. Wszystkie te zmiany są niezwykle korzystne dla wielkich korporacji finansowych, w tym wieloletniego pracodawcy premiera - banku Santander.

Zobacz także: Expose Mateusza Morawieckiego

Koncepcja narodowego kapitalizmu, opartego na silnej roli państwa, którą w swoim expose opisał premier Morawiecki, jest niewątpliwie pomysłem mądrzejszym niż liczenie na to, że rozwój, innowacje i dobrobyt cudownie przyniosą nam małe przedsiębiorstwa. Jednak jej wprowadzenie jest w zasadzie niemożliwe bez wejścia w konflikt z wielkim zachodnim kapitałem. A tego człowiek, który na stanowisku prezesa banku zarabiał kilkaset tysięcy złotych miesięcznie i który wciąż posiada warte kilka milionów złotych akcje BZ WBK, na pewno nie zrobi.

Kolejne przykłady

Polityka zagraniczna rządu Prawa i Sprawiedliwości, polegająca na mocarstwowym pokrzykiwaniu i obrażaniu wszystkich dookoła, nie pomoże premierowi Morawieckiemu w negocjacjach i ustaleniach na poziomie UE. A te są niezbędne, jeśli chce dążyć do zmiany peryferyjnej roli naszej gospodarki.

Bez silnej pozycji w strukturach UE, umożliwiającej działanie na rzecz jej reformy i zlikwidowania wbudowanej w jej gospodarkę nierówności, wszystkie zapowiedziane w expose ambitne projekty rozbudowy sieci dróg, portów morskich, lotniczych i kolejowych pozostać muszą w sferze marzeń.

Ogromnych funduszy, jakie potrzebne są do realizacji projektu narodowego kapitalizmu z “państwowymi czempionami” na czele, nie da się uzyskać nawet z chwalebnego i koniecznego załatania dziury w pobieraniu VAT-u. Tu konieczne jest uczciwe i konsekwentne pobieranie podatków od firm zagranicznych i polskich, a nie kolejne rozszerzanie Specjalnych Stref Ekonomicznych - jednego z podstawowych powodów, dla których nasza gospodarka nie może wygrzebać się z pułapki średniego rozwoju.

Z racji wieloletniego uwikłania Polski w zależność od większych gospodarek UE i zagranicznego kapitału, rząd PiS może wprowadzać reformy o ograniczonym zasięgu. Owszem, są one wielkim krokiem naprzód w stosunku do poprzednich dwudziestu kilku lat III RP, jednak w ogólnym rozrachunku są raczej kosmetyczne.

Trafna diagnoza, przepaść czeka

Sypiąc cytatami z literatury i bon motami, premier Morawiecki trafnie zdiagnozował swoją i rządu pozycję: “Idziemy wąską orlą percią, przepaść po lewej i przepaść po prawej”. Te przepaści to z jednej strony nastroje “rynków” i agencji ratingowych, które bezlitośnie będą karać wszelkie wykroczenia przeciw interesom korporacji finansowych. Z drugiej - rozbudzone ambicje społeczeństwa, które nie zareaguje dobrze na odejście od socjalnego kursu.

W którąś z tych przepaści rząd PiS-u wpadnie. Wymiana “matki narodu” na premiera-bankiera wskazuje, że będzie to przepaść po lewej.

Mateusz Trzeciak

Źródło artykułu:WP Opinie
felietongospodarkarząd pis
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)