Marynarka Wojenna RP. Cień floty na niespokojnym Bałtyku
Polska nie jest dziś w stanie samodzielnie zabezpieczyć swojej morskiej granicy. Zaniedbania trwające całe dekady sprawiły, że mimo deklaracji o wzmacnianiu obronności, musimy polegać na wsparciu sojuszników. Stan techniczny i operacyjny Marynarki Wojennej RP nie pozwala na skuteczną ochronę terytorium ani zapewnienie bezpieczeństwa infrastruktury krytycznej na Bałtyku.
Wiosną, kiedy pojawiły się doniesienia o niezidentyfikowanej jednostce morskiej operującej w pobliżu podmorskich kabli – kluczowych dla energetyki i łączności – do akcji skierowano ORP "Hydrograf". W kategoriach policyjnych byłaby to sytuacja, w której na miejsce napadu z bronią w ręku wysyła się pracownika archiwum. Nie dlatego, że to najlepszy dostępny środek, ale dlatego, że był jedynym dostępnym. Jednostki, które mogłyby wykonać to zadanie, biorą udział w ćwiczeniach NATO.
ORP "Hydrograf" to wysłużony okręt hydrograficzny z lat 70. XX wieku. Jego maksymalna prędkość wynosi 16 węzłów, to mniej niż przeciętny frachtowiec, który porusza się z prędkością 20-22 węzłów. W realnym starciu nawet z jednostką cywilną o niejasnych zamiarach byłby bez szans. W sytuacji zagrożenia hybrydowego – bezradny.
Ta decyzja, choć może wydawać się absurdalna, symbolicznie oddaje kondycję polskiej floty: nie wybiera się najlepszego okrętu, lecz jedyny, który jeszcze pływa i jest dostępny od ręki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pakt z prezydentem". PSL chce się dogadać z Nawrockim
Iluzja patrolowania – przypadek ORP "Ślązak"
Marynarka Wojenna RP dysponuje jednostkami, które teoretycznie mogą pełnić funkcję patrolową, w tym ORP "Ślązak". Miał być nowoczesną, polską korwetą wielozadaniową, a skończył jako słabo uzbrojony patrolowiec.
Choć wcielony do służby zaledwie sześć lat temu, już wymaga kosztownego remontu. Systemy napędowe i elektroniczne mają ponad 20 lat, czas spędzony głównie w suchym doku. Wciąż trwają przetargi na remont armaty OTO Melara 76 mm Super Rapid, która od początku sprawiała problemy - zacinający się mechanizm podawania amunicji, błędy w systemie kierowania ogniem i niestabilność trybu automatycznego.
Problemy dotyczą też systemów klimatyzacji, elektroniki oraz systemów radarowych i nawigacyjnych. W efekcie "Ślązak" od ponad roku nie opuścił portu i to w czasie, gdy jego obecność na morzu była szczególnie potrzebna.
"Kaszub" - ostatni koń roboczy floty
O wiele starszy ORP "Kaszub" (z lat 80.) stał się nieoczekiwanie głównym operacyjnym narzędziem MW RP. Bierze udział w ćwiczeniach NATO, patroluje Bałtyk, reprezentuje Polskę, wykonuje zadania znacznie przekraczające możliwości korwety zwalczania okrętów podwodnych tej klasy i wieku.
Okręt przeszedł modernizację sonarów i instalację nowoczesnego zestawu artyleryjskiego OSU-35K, zaprojektowanego w Polsce jako zdalnie sterowany system obrony bezpośredniej. Jednak systemy dowodzenia, uzbrojenia i łączności pozostały archaiczne.
"Kaszub", mimo heroicznej służby, ma ograniczoną zdolność do dalszej modernizacji i utrzymania gotowości bojowej. To przykład, że nie da się bez końca eksploatować jednostek zaprojektowanych w czasach Układu Warszawskiego.
Fregaty-weterani. Więcej symbolu niż siły
ORP "Gen. Tadeusz Kościuszko" i ORP "Gen. Kazimierz Pułaski" to fregaty rakietowe typu Oliver Hazard Perry, wprowadzone do służby w USA jeszcze w latach 80., a przekazane Polsce na początku XXI wieku. W teorii - kluczowe okręty uderzeniowe floty. W praktyce - pływające muzeum.
Obie jednostki nie zostały nigdy w pełni uzbrojone. Nie posiadają kompletnej jednostki ognia ani rakiet przeciwlotniczych SM-1MR ani nowoczesnych pocisków przeciwokrętowych Harpoon. Dziś pełnią bardziej funkcje reprezentacyjne niż operacyjne. "Kościuszko" uczestniczy w ćwiczeniach NATO, ale "Pułaski" przechodzi przegląd techniczny i być może nigdy już nie wróci do służby.
W razie nagłego kryzysu żaden z nich nie byłby w stanie skutecznie bronić polskiej infrastruktury morskiej. Realnym wyborem pozostają wtedy... jednostki pomocnicze i trałowce.
Niespełnione plany i opóźnione decyzje
Koncepcja rozwoju Marynarki Wojennej z 2012 roku przewidywała wycofanie najstarszych jednostek już do 2015 r. ORP "Kościuszko" miał wtedy opuścić banderę, a "Pułaski" służyć najwyżej do 2025. Zakładano, że do tego czasu zostaną wprowadzone nowe okręty.
W rzeczywistości program budowy fregat Miecznik rozpoczął się dopiero w ostatnich latach, a jego harmonogram jest dramatycznie opóźniony. Pierwszy okręt - ORP "Wicher" - ma zakończyć próby dopiero w połowie 2028 roku, a ostatni z serii dopiero w 2034. To dekada spóźnienia względem pierwotnych założeń.
Eksperci ostrzegali już w 2013 roku, że jeśli nowe programy nie ruszą niezwłocznie, luka operacyjna stanie się nie do zasypania. Politycy ich nie posłuchali. Skutki tej ignorancji są dziś boleśnie widoczne.
Flota w cieniu potencjału państwa
Polska wydaje dziesiątki miliardów złotych na nowoczesne czołgi, haubice i samoloty bojowe. Jednak komponent morski - kluczowy w kontekście ochrony infrastruktury energetycznej, gazociągów, terminali LNG i szlaków morskich - został niemal całkowicie pominięty.
Tymczasem Bałtyk nie jest już "morzem spokoju". Wzmożona aktywność rosyjskich jednostek, sabotaże infrastruktury w regionie (jak zniszczenie gazociągu Nord Stream), rosnące znaczenie portów w Gdyni i Świnoujściu - to wszystko wymaga obecności silnej i sprawnej marynarki. Takiej Polska dziś nie ma.
Jeśli rząd nie przyspieszy realnych inwestycji i nie potraktuje Marynarki Wojennej jako równorzędnego elementu sił zbrojnych, kolejne kryzysy będą musiały być rozwiązywane nie przez polskie okręty, ale przez zagranicznych sojuszników. Tylko pytanie, czy będą akurat wtedy dostępni.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski