Martwe foki nad Bałtykiem powrócą. Rybacy są jeszcze bardziej wkurzeni
Brutalne uśmiercanie fok nad Bałtykiem będzie trwało - dowiaduje się Wirtualna Polska. Rybacy, którzy ostatnio wyprawiają się na łososie, zamiast cennych ryb znajdują na hakach obżarte łby. Są bardziej wkurzeni na foki niż przed rokiem. Nietrudno zgadnąć, co może stać się z sympatycznymi zwierzakami.
Szyper kutra, który niedawno wrócił z połowu bałtyckich łososi wiedział, kiedy ugryźć się w język. Najpierw powiedział WP, że "foki szkodniki" znowu wyżerają mu łososie złapane na haczyki. Pokazał zdjęcia obryzionych rybich łbów, potem przyznał: - Te szkodniki wróciły! Była jedna foka złapana na hak, ale... ale... no nie wiem, co się z nią stało - zamilkł.
Na Bałtyku trwa właśnie sezon połowów dzikich łososi. To zyskowny biznes, w którym przeszkadzają foki. Jeden dorodny okaz łososia przeliczany jest na 250 złotych. Na łososie jest limit połowów, a każda uszkodzona przez sprytną fokę sztuka staje się stratą. Kiedy rybak po długim rejsie znajduje w swoich pułapkach 12 obgryzionych łbów i tylko cztery całe ryby, to ma ochotę wziąć kija i wymierzyć sprawiedliwość. - Afera z fokami znowu się rozkręca, jest jeszcze gorzej. Trzy foki goniły za rybami, które wyciągaliśmy z wody - dodaje z wyrzutem.
Martwe foki nad Bałtykiem. Śledztwo bez efektu
Afera z uśmiercaniem fok wstrząsnęła opinią publiczną w Polsce. Kiedy w maju i czerwcu znaleziono na plażach kilka ciał zatłuczonych i wypatroszonych zwierząt, ruszyło śledztwo. Po 7 miesiącach pracy prokuratury oraz policji nikogo nie złapano za rękę. Przesłuchiwani rybacy wyparli się, nie udało się powiązać miejsc znalezienia ciał fok z analizą tras konkretnych kutrów. Nieoficjalnie wiadomo, że sprawa zmierza do umorzenia.
W jej zbadanie zaangażował się specjalny zespół biura detektywistycznego Lampart. Informują oni, że wprowadzili informatora do środowiska rybaków. Właściciele kutra opowiedzieli mu o uśmiercaniu fok, przechwalając się i sądząc, że rozmawiają z jedną z osób popierających akcję.
- Załoga miała w ściśle określonym czasie być wielokrotnie oddelegowywana przez właścicieli do wypraw łowieckich na foki. Na dowód skutecznych łowów mieli oni przywozić odcięte, uszkodzone fragmenty ich ciał właścicielom. Za takie działanie otrzymywać mieli premie finansowe - piszą detektywi. Swoje ustalenia przekazali prokuraturze w Gdyni. Uznano jednak, że dowody nie są na tyle mocne, aby postawić komukolwiek zarzuty.
Zabijanie fok a polityka
Zabijający foki powoływali się na konieczność likwidacji szkodników, a czuli się moralnie usprawiedliwieni po wypowiedziach polityków. Chodzi o słowa poseł Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk z PiS, przewodniczącej sejmowej Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, zwolenniczki zrobienia "porządku z fokami szkodnikami". - Przed wojną płacono rybakom za zabicie foki. Jej pojawienie się u nas to wymysł WWF-u i ekologów, głównie niemieckich, którzy chcieliby nam tutaj przeflancować rezerwaty. Musimy zacząć coś robić. Nie ma innego wyjścia - powiedziała podczas obrad komisji. Jej mocne słowa w marcu przytoczył "Dziennik Bałtycki". Gdy zabite foki morze wyrzuciło na plażę, przypisano jej odpowiedzialność za wyzwolenie w rybakach okrutnych instynktów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl