Marsz Niepodległości. Rząd chce wyjaśnień w sprawie działań policji
Premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Jarosław Kaczyński domagają się wyjaśnień od ministra spraw wewnętrznych i administracji ws. działań policji na Marszu Niepodległości - wynika z nieoficjalnych informacji WP. Jak się dowiadujemy, zwołane zostało pilne posiedzenie prezydium Komitetu Politycznego PiS na temat sytuacji w kraju. Możliwe są dymisje w Komendzie Głównej Policji, niektórzy mówią o "decyzjach personalnych" w MSWiA.
Wielu polityków PiS - publicznie i nieoficjalnie - stawia pytania o prawidłowość działań funkcjonariuszy policji podczas środowego marszu. Zwłaszcza wobec dziennikarzy. - Działania policji wymagają rzetelnej kontroli - mówią przedstawiciele partii rządzącej.
Jeden z polityków PiS rozkłada ręce: - Czy tak to powinno wyglądać? Nie, nie powinno. I nie dziwię się tym, którzy twierdzą, że służby państwowe nie zapanowały nad sytuacją. Nie wiem, czy tak jest, nie stwierdzę tego jednoznacznie. Ale takie jest wrażenie.
Marsz Niepodległości i działania policji. "Dziennikarzy pałować najłatwiej"
Ataki kiboli na policjantów, niszczenie budynków i ulic, podpalenie mieszkania przez chuliganów, ale też postrzelenie z kilku metrów gumową kulą w twarz 74-letniego fotoreportera przez funkcjonariusza policji czy pobicie pałkami i używanie gazu wobec dziennikarzy - to tylko kilka bardzo groźnych zdarzeń, do których doszło podczas Marszu Niepodległości w Warszawie.
I tak, jak nikt nie krytykuje odpierania przez funkcjonariuszy ataków na nich ze strony chuliganów i pseudokibiców - kilku policjantów wskutek agresji bandytów trafiło do szpitala - tak niewielu potrafi zrozumieć bardzo ostrych działań policji wobec relacjonujących marsz przedstawicieli mediów.
Przypomnijmy: na końcowym etapie marszu, w okolicach Stadionu Narodowego, policjanci bili dziennikarzy pałkami i stosowali wobec nich gaz. Zdarzenia te są nagrane. Wzbudzają ogromne emocje i krytyczne reakcje, przede wszystkim wśród samych przedstawicieli mediów. Ale także polityków.
- Działania policji wymagają rzetelnej kontroli. Dziennikarzy pałować najłatwiej. Nie oddają - gorzko ocenia poseł klubu PiS i Porozumienia Kamil Bortniczuk.
Takich głosów jest więcej. Politycy z różnych stron domagają się jednego: kontroli i wyjaśnień. A na końcu wyciągnięcia konsekwencji.
- Bardzo źle to wygląda, media nam teraz żyć nie dadzą - ubolewa jeden z polityków PiS.
Inny przedstawiciel Zjednoczonej Prawicy dodaje: - Sprawa musi zostać wyjaśniona "do spodu".
Marsz Niepodległości. Policja musi przedstawić nagrania
Policjantów stara się tłumaczyć rzecznik stołecznej policji, nadkomisarz Sylwester Marczak. - Dziennikarze podczas marszu znajdowali się w gronie osób, które atakowały policjantów. Naszym celem byli chuligani, nie dziennikarze - podkreśla Marczak.
Rzecznik stołecznej policji zaznacza, że funkcjonariusze często nie wiedzą, z której strony są atakowani, a muszą reagować szybko. Jak można wywnioskować: dziennikarze zostali pobici przez funkcjonariuszy "przypadkiem". I to nie oni byli celem.
Takie tłumaczenie jednak nie zadowala wszystkich. Jeden z polityków PiS pyta retorycznie w rozmowie z nami: - Jak można tłumaczyć ofensywność oddziałów zwartych policji wobec osób postronnych "przypadkiem"? Jak można "przypadkiem" trafić w twarz starszego fotoreportera, z kilku metrów, z broni gładkolufowej? Za dużo jest tych przypadków, kiedy pałami po głowach dostają przypadkowe osoby. Teraz dostało się dziennikarzom, kto będzie następny?
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wydarzenia relacjonowali sami dziennikarze obecni na miejscu. "Uczestnicy marszu obstawili peron stacji kolejowej. Ruszyli za nimi policjanci. Chciałem pokazać, co się tam działo, i wchodząc po schodach, zauważyłem schodzących policjantów. Zszedłem im z drogi, podniosłem ręce i krzyczałem: 'media'. Policjanci okładali mnie pałami po nogach i plecach. Na odchodne dostałem w oczy gazem pieprzowym. Jestem w szoku, bo byłem na dziesiątkach takich wydarzeń jako reporter i nigdy nie spotkałem się z taką agresją ze strony policji wymierzoną w media" - informował reporter wideo "Gazety Wyborczej" Dominik Łowicki.
O sprawę pytamy posłankę klubu PiS, a jednocześnie wieloletnią policjantkę Magdalenę Srokę. - Przy tak dużej eskalacji napięcia czasem dochodzi do tak przykrych zdarzeń. Oczekuję od Komendanta Głównego Policji, że takie przypadki zostaną przeanalizowanie i wyjaśnione bardzo dokładnie. Jeśli doszło do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy, to na pewno powinni oni ponieść konsekwencje. Jestem jednak przekonana, że nie było celowości w działaniach wobec dziennikarzy - mówi nam posłanka.
Jak dodaje, policja powinna przedstawić publicznie wszystkie nagrania z zaistniałej sytuacji, bo "to jest także w interesie samej policji".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Marsz Niepodległości. Rząd będzie wyjaśniał okoliczności
Jak się dowiadujemy, wszelkie kontrowersyjne incydenty podczas marszu będą wyjaśniane również w ramach administracji rządowej. Jak słyszymy, dyskusja ma odbywać się na najwyższych jej szczeblach. Również w ramach prezydium Komitetu Politycznego PiS.
Wszelkie okoliczności wzbudzających emocje zdarzeń podczas marszu - również działań policji wobec dziennikarzy - chce poznać sam premier Mateusz Morawiecki.
Na wszystkich - również na przedstawicielach obozu władzy - wielkie wrażenie zrobiły zdjęcia z marszu, na których widać postrzelonego w twarz 74-letniego, legendarnego fotoreportera "Tygodnika Solidarność" Tomasza Gutrego. Dziennikarz w wyniku użycia broni gładkolufowej przez policjanta został ranny tuż pod okiem, ma głęboką ranę. Musiał zostać poddany operacji, przebywa w szpitalu. O sprawie szeroko pisaliśmy tutaj.
Na antenie Polsat News Tomasz Gutry przekazał, że nikt z policji nie zadzwonił do niego z przeprosinami i nie odwiedził, czego zresztą sobie nie życzy. - Jak przyjdą policjanci, to ich wyrzucę - zapowiedział. - Wszyscy podpowiadają mi, bym wystąpił o odszkodowanie. Tak też zrobię - dodał.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Z tego niezwykle groźnego dla zdrowia i życia zdarzenia musiała tłumaczyć się policja. - Ubolewamy nad tą sytuacją. Jest nam przykro, że do tego doszło. Życzymy panu Tomaszowi zdrowia. Ale w tamtym miejscu [w centrum Warszawy – red.] doszło do zagrożenia życia i zdrowia policjantów. Był atak i trzeba było go odeprzeć. Nie powinno być sytuacji, że ktoś postronny znajduje się na linii między policjantami i chuliganami. Niestety, doszło do tego. Naszym celem byli wyłącznie chuligani, nie media. To była linia frontu, gdzie musieliśmy być. Dziennikarz w każdej chwili może to miejsce opuścić - mówił w czwartek nadkomisarz Sylwester Marczak.
Policji twardo broni MSWiA. Minister Mariusz Kamiński napisał w oświadczeniu, że zapowiedziana formuła Marszu Niepodległości nie została dotrzymana. "Mieliśmy do czynienia z równoległym nielegalnym zgromadzeniem, podczas którego dochodziło do szeregu incydentów polegających na agresywnych działaniach niektórych uczestników przemarszu, niszczeniu mienia i bezpośrednich atakach na policjantów zabezpieczających zgromadzenie" - napisał w środę wieczorem szef MSWiA.
Kamiński w swoim oświadczeniu po incydentach na Marszu Niepodległości ostrzegł organizatorów kolejnych zgromadzeń: "Będą podejmowane analogiczne i bardzo stanowcze działania Policji (…). Użycie środków przymusu bezpośredniego przez policjantów było konieczne. Za każdym razem były one adekwatne do sytuacji" - przekazał szef MSWiA.
Ministerstwo po publikacjach medialnych ws. rannego fotoreportera "Tygodnika Solidarność" zapowiedziało wszczęcie postępowania wyjaśniającego w policji. Nie wiadomo jeszcze, czy Tomasz Gutry otrzyma odszkodowanie od państwa za ciężki uszczerbek na zdrowiu.
W tle pojawiają się pytania o dymisje - m.in. Komendanta Głównego Policji.
Trwa ładowanie wpisu: twitter