PolitykaMarsz Niepodległości. Rząd chce wyjaśnień w sprawie działań policji

Marsz Niepodległości. Rząd chce wyjaśnień w sprawie działań policji

Premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Jarosław Kaczyński domagają się wyjaśnień od ministra spraw wewnętrznych i administracji ws. działań policji na Marszu Niepodległości - wynika z nieoficjalnych informacji WP. Jak się dowiadujemy, zwołane zostało pilne posiedzenie prezydium Komitetu Politycznego PiS na temat sytuacji w kraju. Możliwe są dymisje w Komendzie Głównej Policji, niektórzy mówią o "decyzjach personalnych" w MSWiA.

Marsz Niepodległości. Policja interweniowała wobec demonstrantów
Marsz Niepodległości. Policja interweniowała wobec demonstrantów
Źródło zdjęć: © PAP | PAP
Michał Wróblewski

Wielu polityków PiS - publicznie i nieoficjalnie - stawia pytania o prawidłowość działań funkcjonariuszy policji podczas środowego marszu. Zwłaszcza wobec dziennikarzy. - Działania policji wymagają rzetelnej kontroli - mówią przedstawiciele partii rządzącej.

Jeden z polityków PiS rozkłada ręce: - Czy tak to powinno wyglądać? Nie, nie powinno. I nie dziwię się tym, którzy twierdzą, że służby państwowe nie zapanowały nad sytuacją. Nie wiem, czy tak jest, nie stwierdzę tego jednoznacznie. Ale takie jest wrażenie.

Marsz Niepodległości i działania policji. "Dziennikarzy pałować najłatwiej"

Ataki kiboli na policjantów, niszczenie budynków i ulic, podpalenie mieszkania przez chuliganów, ale też postrzelenie z kilku metrów gumową kulą w twarz 74-letniego fotoreportera przez funkcjonariusza policji czy pobicie pałkami i używanie gazu wobec dziennikarzy - to tylko kilka bardzo groźnych zdarzeń, do których doszło podczas Marszu Niepodległości w Warszawie.

I tak, jak nikt nie krytykuje odpierania przez funkcjonariuszy ataków na nich ze strony chuliganów i pseudokibiców - kilku policjantów wskutek agresji bandytów trafiło do szpitala - tak niewielu potrafi zrozumieć bardzo ostrych działań policji wobec relacjonujących marsz przedstawicieli mediów.

Przypomnijmy: na końcowym etapie marszu, w okolicach Stadionu Narodowego, policjanci bili dziennikarzy pałkami i stosowali wobec nich gaz. Zdarzenia te są nagrane. Wzbudzają ogromne emocje i krytyczne reakcje, przede wszystkim wśród samych przedstawicieli mediów. Ale także polityków.

- Działania policji wymagają rzetelnej kontroli. Dziennikarzy pałować najłatwiej. Nie oddają - gorzko ocenia poseł klubu PiS i Porozumienia Kamil Bortniczuk.

Takich głosów jest więcej. Politycy z różnych stron domagają się jednego: kontroli i wyjaśnień. A na końcu wyciągnięcia konsekwencji.

- Bardzo źle to wygląda, media nam teraz żyć nie dadzą - ubolewa jeden z polityków PiS.

Inny przedstawiciel Zjednoczonej Prawicy dodaje: - Sprawa musi zostać wyjaśniona "do spodu".

Marsz Niepodległości. Policja musi przedstawić nagrania

Policjantów stara się tłumaczyć rzecznik stołecznej policji, nadkomisarz Sylwester Marczak. - Dziennikarze podczas marszu znajdowali się w gronie osób, które atakowały policjantów. Naszym celem byli chuligani, nie dziennikarze - podkreśla Marczak.

Rzecznik stołecznej policji zaznacza, że funkcjonariusze często nie wiedzą, z której strony są atakowani, a muszą reagować szybko. Jak można wywnioskować: dziennikarze zostali pobici przez funkcjonariuszy "przypadkiem". I to nie oni byli celem.

Takie tłumaczenie jednak nie zadowala wszystkich. Jeden z polityków PiS pyta retorycznie w rozmowie z nami: - Jak można tłumaczyć ofensywność oddziałów zwartych policji wobec osób postronnych "przypadkiem"? Jak można "przypadkiem" trafić w twarz starszego fotoreportera, z kilku metrów, z broni gładkolufowej? Za dużo jest tych przypadków, kiedy pałami po głowach dostają przypadkowe osoby. Teraz dostało się dziennikarzom, kto będzie następny?

Wydarzenia relacjonowali sami dziennikarze obecni na miejscu. "Uczestnicy marszu obstawili peron stacji kolejowej. Ruszyli za nimi policjanci. Chciałem pokazać, co się tam działo, i wchodząc po schodach, zauważyłem schodzących policjantów. Zszedłem im z drogi, podniosłem ręce i krzyczałem: 'media'. Policjanci okładali mnie pałami po nogach i plecach. Na odchodne dostałem w oczy gazem pieprzowym. Jestem w szoku, bo byłem na dziesiątkach takich wydarzeń jako reporter i nigdy nie spotkałem się z taką agresją ze strony policji wymierzoną w media" - informował reporter wideo "Gazety Wyborczej" Dominik Łowicki.

O sprawę pytamy posłankę klubu PiS, a jednocześnie wieloletnią policjantkę Magdalenę Srokę. - Przy tak dużej eskalacji napięcia czasem dochodzi do tak przykrych zdarzeń. Oczekuję od Komendanta Głównego Policji, że takie przypadki zostaną przeanalizowanie i wyjaśnione bardzo dokładnie. Jeśli doszło do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy, to na pewno powinni oni ponieść konsekwencje. Jestem jednak przekonana, że nie było celowości w działaniach wobec dziennikarzy - mówi nam posłanka.

Jak dodaje, policja powinna przedstawić publicznie wszystkie nagrania z zaistniałej sytuacji, bo "to jest także w interesie samej policji".

Marsz Niepodległości. Rząd będzie wyjaśniał okoliczności

Jak się dowiadujemy, wszelkie kontrowersyjne incydenty podczas marszu będą wyjaśniane również w ramach administracji rządowej. Jak słyszymy, dyskusja ma odbywać się na najwyższych jej szczeblach. Również w ramach prezydium Komitetu Politycznego PiS.

Wszelkie okoliczności wzbudzających emocje zdarzeń podczas marszu - również działań policji wobec dziennikarzy - chce poznać sam premier Mateusz Morawiecki.

Na wszystkich - również na przedstawicielach obozu władzy - wielkie wrażenie zrobiły zdjęcia z marszu, na których widać postrzelonego w twarz 74-letniego, legendarnego fotoreportera "Tygodnika Solidarność" Tomasza Gutrego. Dziennikarz w wyniku użycia broni gładkolufowej przez policjanta został ranny tuż pod okiem, ma głęboką ranę. Musiał zostać poddany operacji, przebywa w szpitalu. O sprawie szeroko pisaliśmy tutaj.

Na antenie Polsat News Tomasz Gutry przekazał, że nikt z policji nie zadzwonił do niego z przeprosinami i nie odwiedził, czego zresztą sobie nie życzy. - Jak przyjdą policjanci, to ich wyrzucę - zapowiedział. - Wszyscy podpowiadają mi, bym wystąpił o odszkodowanie. Tak też zrobię - dodał.

Z tego niezwykle groźnego dla zdrowia i życia zdarzenia musiała tłumaczyć się policja. - Ubolewamy nad tą sytuacją. Jest nam przykro, że do tego doszło. Życzymy panu Tomaszowi zdrowia. Ale w tamtym miejscu [w centrum Warszawy – red.] doszło do zagrożenia życia i zdrowia policjantów. Był atak i trzeba było go odeprzeć. Nie powinno być sytuacji, że ktoś postronny znajduje się na linii między policjantami i chuliganami. Niestety, doszło do tego. Naszym celem byli wyłącznie chuligani, nie media. To była linia frontu, gdzie musieliśmy być. Dziennikarz w każdej chwili może to miejsce opuścić - mówił w czwartek nadkomisarz Sylwester Marczak.

Policji twardo broni MSWiA. Minister Mariusz Kamiński napisał w oświadczeniu, że zapowiedziana formuła Marszu Niepodległości nie została dotrzymana. "Mieliśmy do czynienia z równoległym nielegalnym zgromadzeniem, podczas którego dochodziło do szeregu incydentów polegających na agresywnych działaniach niektórych uczestników przemarszu, niszczeniu mienia i bezpośrednich atakach na policjantów zabezpieczających zgromadzenie" - napisał w środę wieczorem szef MSWiA.

Kamiński w swoim oświadczeniu po incydentach na Marszu Niepodległości ostrzegł organizatorów kolejnych zgromadzeń: "Będą podejmowane analogiczne i bardzo stanowcze działania Policji (…). Użycie środków przymusu bezpośredniego przez policjantów było konieczne. Za każdym razem były one adekwatne do sytuacji" - przekazał szef MSWiA.

Ministerstwo po publikacjach medialnych ws. rannego fotoreportera "Tygodnika Solidarność" zapowiedziało wszczęcie postępowania wyjaśniającego w policji. Nie wiadomo jeszcze, czy Tomasz Gutry otrzyma odszkodowanie od państwa za ciężki uszczerbek na zdrowiu.

W tle pojawiają się pytania o dymisje - m.in. Komendanta Głównego Policji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
marsz niepodległościpolicjadziennikarze
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2080)