Marsz Niepodległości. Policjanci już prowadzą czynności operacyjne
Choć sąd nie zezwolił na organizację Marszu Niepodległości, to narodowcy i tak zapowiadają, że będą przez Warszawę "spacerować". Biorąc pod uwagę ubiegłoroczne zamieszki w stolicy na 11 listopada, policjanci znacznie wcześniej rozpoczęli przygotowania do zabezpieczenia marszu. Według policyjnych ekspertów taktyką, jaką przyjmą mundurowi podczas wydarzenia, będzie unikanie konfrontacji i nieprowokowanie narodowców.
02.11.2021 19:12
Pod koniec października Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie uchylił decyzję wojewody Konstantego Radziwiłła o rejestracji Marszu Niepodległości jako wydarzenia cyklicznego. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podkreślił, że przemarsz narodowców będzie wydarzeniem nielegalnym i pełna odpowiedzialność za niedopuszczenie do manifestacji i ekscesów jest po stronie policji.
Nikt chyba jednak nie wątpi, że do marszu, na który już skrzykują się na forach narodowcy z całego kraju, jednak dojdzie. W tym roku (jak i w poprzednich latach) zabezpieczeniem wydarzenia oprócz służb mundurowych podległych MSWiA, zajmują się też służby specjalne, przede wszystkim Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W dniu marszu w Komendzie Stołecznej Policji będzie działał specjalny sztab operacji pod nadzorem KGP, a na ulicach Warszawy możemy spodziewać się funkcjonariuszy z całej Polski.
Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, marsz w tym roku ma zabezpieczać rekordowa liczba policjantów. Nieoficjalnie mówi się o liczbie zbliżonej nawet do 10 tysięcy funkcjonariuszy. W ubiegłym roku było ich ok. 7 tysięcy. - Teraz siły będą bardzo duże - mówią nam policyjni informatorzy. Połowa sił, które będą miały zabezpieczać stołeczne ulice 11 listopada, ma pochodzić z garnizonu warszawskiego. Reszta ma być sprowadzona z innych części kraju. Ponadto w warszawskim oddziale prewencji wydano już na ten dzień zakaz brania wolnego (wyjątkiem będą wnioski urlopowe złożone wcześniej).
- Policjanci zaczynają przygotowania na długo przed Marszem Niepodległości, przepracowując różne scenariusze i zagrożenia począwszy od nagłego załamania pogody, przez katastrofy naturalne czy budowlane, możliwość zbiorowego zakłócenia porządku po ryzyko ataku terrorystycznego - mówi Wirtualnej Polsce rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka.
Przed mundurowymi jednak trudne zadanie, tym bardziej że zeszłoroczne zamieszki podczas 11 listopada uznano za wpadkę służb mundurowych i presja na nich w tym roku jest tym większa.
Taktyka ofensywna? Tylko jak będą ekscesy
Andrzej Mroczek, były policjant i ekspert z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, mówi Wirtualnej Polsce wprost, że "nie zazdrości policji i osobom odpowiedzialnym za poszczególne odcinki zabezpieczenia marszu". - Policja musi przygotować kilka wariantów i to na tyle elastycznych, żeby wdrażać je na bieżąco, w kontekście dynamicznego przebiegu zgromadzenia. Wątpię jednak, żeby mundurowi przyjęli taktykę ofensywną. W tym przypadku nieprowokowanie uczestników i obserwacja przy pomocy technicznych sprzętów jest lepszym rozwiązaniem. Tak, żeby później móc ukarać osoby, które nie zastosowały się do obowiązującego prawa czy do obostrzeń epidemiologicznych. Dopiero, gdy dojdzie do ekscesów, policja stanowczo powinna zareagować - tłumaczy Andrzej Mroczek.
W podobnym tonie wypowiada się były Dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji i wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Opolu Marek Dyjasz.
- Policja ma trudną sytuację, bowiem zawsze był problem z zabezpieczeniem tego typu wydarzeń. Ryzyka są co prawda diagnozowane, ale nie da się przewidzieć wszystkiego. Tłumu nie da się kontrolować. Przed marszem jest wykonywana praca operacyjna, zaangażowane są wydziały cyberprzestępczości, które monitorują fora internetowe, ale problem polega na tym, że później te osoby, uczestnicząc w marszu, mają przysłonięte twarze i są anonimowe. Wtedy łatwiej o prowokacje i groźne incydenty - ocenia Marek Dyjasz.
- Czynności operacyjne przed marszem trwają już od jakiegoś czasu. I będą trwać do samego zdarzenia. Policjanci z pionów kryminalnych będą mieli informacje, gdzie narodowcy się spotykają, skąd wyjeżdżają, jak dotrą do Warszawy. Zadaniem "kryminalnych" będzie naprowadzenie służb mundurowych i patrolowych na konkretne miejsca, by sprawdzić, czy np. nie mają ze sobą niebezpiecznych przedmiotów czy zabronionych substancji. Także pod kątem terrorystycznym. Dużym wyzwaniem i problemem dla policji może być weryfikacja uczestników, którzy przyjadą w maseczkach na twarzy, ze względu na pandemię. Mimo zapisów monitoringu kamuflaż może znacznie utrudnić ustalenie personaliów tych osób - dodaje Andrzej Mroczek, były policjant.
Normą podczas marszu stało się zasilanie warszawskiego garnizonu przez mundurowych z całej Polski. Na ulice zostaną wysłane oddziały prewencji, policjanci z pionów kryminalnych i wydziałów dochodzeniowych. Będą też zapewne antyterroryści z Biura Oddziałów Antyterrorystycznych (BOA). - Kto żyw i kto ma mundur, zostanie wysłany do zabezpieczenia Marszu. Problem leży jednak gdzie indziej. To, że w tym roku narodowcy spróbują obejść brak formalnych zgód na Marsz Niepodległości, to jest pewne na 100 procent. Ich zgromadzenie będzie nielegalne. Jeżeli więc jednak policja dopuści do zgromadzenia, popełni błąd. Samo rejestrowanie uczestników, a później kierowanie wniosków do sądu o ukaranie - to za mało. Tak przepisy prawne nie powinny działać - kończy Marek Dyjasz, były szef Biura Kryminalnego.
Rok temu Marsz poszedł bez zgody sądu
W ubiegłym roku sytuacja przed 11 listopada wyglądała podobnie. Po tym, jak prezydent Warszawy zakazał organizacji marszu Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, którą podtrzymały sądy okręgowy i apelacyjny, Marsz nie był legalny i był bardzo niespokojny. Policja informowała o zatrzymaniu ponad 300 osób i licznych mandatach.
Między uczestnikami a mundurowymi doszło do starć w okolicach Ronda de Gaulle'a i salonu Empik. Uczestnicy marszu publikowali w internecie liczne filmy m.in. ze stacji PKP Warszawa Stadion. Widać na nich, jak policjanci przy pomocy pałek atakują ludzi. Funkcjonariusze bronili się, że wcześniej kibice i narodowcy ich sprowokowali, m.in. obrzucając kamieniami. O brutalności policji miały też świadczyć m.in. naruszenia nietykalności cielesnej dziennikarzy, w tym ranienie gumową kulą jednego z fotoreporterów.