Mario Vargas Llosa jedzie do Wenezueli, by wesprzeć antyrządowe protesty
Peruwiański noblista Mario Vargas Llosa wkrótce pojedzie do Wenezueli, gdzie trwają antyrządowe protesty, by udzielić wsparcia grupom opozycyjnym. Pisarz oskarżył prezydenta Nicolasa Maduro o próbę wprowadzenia dyktatury, która przypominałaby rządy na Kubie.
W wywiadzie udzielonym we wtorek peruwiańskiej telewizji Vargas Llosa stwierdził, że jeśli dyktatorskie rządy Maduro umocnią się, wszystkie kraje Ameryki Łacińskiej będą zagrożone.
78-letni pisarz poinformował, że 15 kwietnia uda się do Wenezueli, by wziąć udział w konferencji o nazwie "Ameryka Łacińska: wolność jest przyszłością" organizowanej przez opozycyjny think-tank Cedice. - Pojadę z innymi liberałami, by udzielić naszego wsparcia i okazać solidarność tym, którzy walczą z coraz większą dyktaturą Maduro - oświadczył.
Cieszący się wielkim uznaniem w Ameryce Łacińskiej Vargas Llosa znany jest z wyrazistych, neoliberalnych poglądów politycznych. Często krytykuje rząd na Kubie i polityczne represje w Chinach.
BBC przytacza jego starsze wypowiedzi, z których wynikało, że chciałby, aby jego książka "Rozmowa w Katedrze" z 1969 roku pokazywała, jak "dyktatorskie i autorytarne rządy psują całe społeczeństwo".
W 1990 roku Vargas Llosa stanął do wyścigu o fotel prezydencki w Peru, ale w drugiej turze przegrał z Alberto Fujimorim. W 2010 roku pisarz otrzymał literacką Nagrodę Nobla.
Na początku lutego w Wenezueli wybuchły protesty przeciwko polityce rządu Maduro. Rozpoczęły się na zachodzie kraju, ale wkrótce rozszerzyły się na inne miasta. Demonstranci protestują m.in. przeciwko kryzysowi gospodarczemu, wysokiej przestępczości oraz brutalności policji.
Sprzeciwiają się też nadmiernym kosztom polityki socjalnej rządu i wspieraniu przez potęgę naftową, jaką jest Wenezuela, słabych gospodarek Kuby i kilku innych zaprzyjaźnionych krajów regionu rządzonych przez lewicę. Wskazują to jako przyczynę 50-procentowej inflacji i braków w zaopatrzeniu rynku wewnętrznego. Domagają się ustąpienia zarówno prezydenta Maduro, jak i rządu.
Dotychczas w protestach zginęło co najmniej 39 osób. Ofiary są zarówno po stronie przeciwników jak i zwolenników rządu, którzy także wyszli na ulice.
Maduro twierdzi, że protesty są częścią prawicowego spisku, mającego na celu obalenie jego demokratycznie wybranego rządu. Spisek, jego zdaniem, wspierają m.in. Stany Zjednoczone.