PolskaMarian Lichtman wspomina Krzysztofa Krawczyka. "Nie chciałem w to wierzyć"

Marian Lichtman wspomina Krzysztofa Krawczyka. "Nie chciałem w to wierzyć"

W śmierć przyjaciela, "brata krwi" i byłego kolegi z zespołu nie mógł uwierzyć Marian Lichtman. - Do końca myślałem, że będziemy się widzieć, bo mieliśmy tradycję zawsze spotykać się w święta - wspomina w rozmowie z WP perkusista zespoły Trubadurzy.

Krzysztof Krawczyk i jego przyjaciele z Trubadurów Marian Lichtman i Sławomir Kowalewski
Krzysztof Krawczyk i jego przyjaciele z Trubadurów Marian Lichtman i Sławomir Kowalewski
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Michałowski

06.04.2021 07:18

- Krzysztof był moim przyjacielem, bratem krwi. Tak jak Indianie, kiedy zostają braćmi wzajemnie dotykają swojej krwi, tak również my to zrobiliśmy i w ten sposób zostaliśmy braćmi - mówi o swoich relacjach z Krzysztofem Krawczykiem Marian Lichtman. - Mimo iż nie mieliśmy tych samych matek i ojców, to połączyła nas miłość do muzyki i do siebie. Spędziliśmy ze sobą dużo wspaniałych chwil - dodaje.

Ich przyjaźń zaczęła się jeszcze w młodości. - Razem dorastaliśmy, zaczynaliśmy grać, razem się uczyliśmy, razem się kłóciliśmy. Było pięknie, a epizodów było bardzo wiele. W tym samym czasie poznawaliśmy swoje żony. Mnie się udało, ze swoją żoną jesteśmy razem już od 50 lat, a Krzysio miał trzy żony - wspomina Lichtman.

- To wspaniały człowiek. Bardzo zdolny. Do ostatniej chwili się przyjaźniliśmy. Krzysztof zrobił wspaniałą karierę solową, ale Trubadurzy na zawsze pozostali wielką rodziną - mówi nam muzyk.

Odszedł Krzysztof Krawczyk. "To był polski Elvis Presley i Tom Jones"

- Mamy ze sobą dużo wspomnień. 10 lat graliśmy z Krzysztofem. To były chyba najpiękniejsze czasy również dla niego. Bo ta młodzieńcza miłość do muzyki nas łączyła - wspomina Lichtman wspólne lata spędzone w Trubadurach. - Kiedy graliśmy jubileuszowe koncerty, Krzysztof zawsze wstawał i przyjeżdżał - dodaje.

Krzysztof Krawczyk chory na COVID. Paradoks wyjaśniony

Lichtman podkreśla, że zawsze cieszył się z kariery Krzysztofa Krawczyka i mu kibicował, bo "było komu kibicować". Podkreśla też, że jego śmierć to strata dla polskiej sceny muzycznej. - Uważam, że odeszła ważna epoka w polskiej muzyce. Szczerze można powiedzieć, że to był polski Elvis Presley i Tom Jones - zaznacza w rozmowie z WP muzyk. - Odszedł może nie tak, jak chciał, bo nie udało mu się dochować dobrego zdrowia, ale zostawił nam ponad 100 płyt. Jest czego słuchać i co wspominać - dodaje.

Lichtman wspomniał również o popularności Krzysztofa Krawczyka wśród młodych osób. - On mi opowiadał "zobacz, jak mnie ta młodzież przytuliła" - mówi. Perkusista przypomniał również, że zarówno on, jak i Krawczyk nagrali swoje wystąpienia podczas #Hot16Chellenge2. - Ja jako Marian Lichtman go nominowałem do #Hot16Chellenge2. To było takie ostatnie muzyczne polecenie Krzysztofa Krawczyka, jaki miałem okazję złożyć - opowiada.

Marian Lichtman również walczył z koronawirusem. Przyjaciel bardzo go wspierał

- Ja miałem koronawirusa w tamtym roku. Krzysztof dzwonił do mnie codziennie i mnie pocieszał. Modlił się za mnie. I widzi pani, jak to się stało. Ja jestem żywy, a on odszedł w święta. W tak ważnym dniu, a przecież to był człowiek bardzo religijny - mówi.

Informacja o śmierci Krawczyka była trudna. - Nie chciałem w to wierzyć. Myślałem, że to jakiś kolejny fake news. Straciłem brata, straciłem przyjaciela. Bardzo przykry dla mnie dzień, ale życie musi iść dalej - zakończył Lichtman.

Zobacz także
Komentarze (12)