Marian Banaś: nikogo nie zabijam, nikogo nie grilluję
- Nie mszczę się, to pojęcie jest mi obce. Oddzielam sprawy prywatne od spraw służbowych - stwierdził prezes NIK Marian Banaś. Wyznał też, kto zaproponował mu urząd.
W programie TVN24 "Czarno na białym" wyemitowano wywiad z prezesem Najwyższej Izby Kontroli Marianem Banasiem. Na początku rozmowy nawiązano do tego, że szef NIK ma czarny pas w karate. Dziennikarze zapytali, czy tak, jak w sztuce walki "zabija się jednym ciosem byka", tak szef NIK "zabije teraz rząd Mateusza Morawieckiego".
- Ja nikogo nie zabijam, nikogo nie grilluję, nie jestem na żadnej wojnie, wykonuję swoje ustawowe, konstytucyjne obowiązki - zapewnił Marian Banaś.
Prowadzący rozmowę zwrócili uwagę, że przedstawienie raportu na temat wyborów kopertowych na kilka dni przed prezentacją Nowego Ładu "wygląda jednak na grę".
- Ja tylko reaguję na pewne czynności, które są podejmowane przeciwko mnie i mojej rodzinie. Mam tu na myśli ostatnie wydarzenia, które miały miejsce, ten słynny e-mail, który sugerował, że rzekomo mój syn chce popełnić samobójstwo. To było tuż przed konferencją. Trudno tego nie określić jako działanie, które można nazwać presją na mnie, bym się zdenerwował i tej konferencji nie zrobił - stwierdził Banaś.
Banaś: nie mszczę się
- Nie mszczę się, to pojęcie jest mi obce. Oddzielam sprawy prywatne od spraw służbowych - zapewnił prezes NIK.
Banaś był również pytany, jak to się stało, że w momencie, gdy wybrano go na prezesa NIK, wszyscy politycy PiS bili mu brawo, a następnie zmienili zdanie na jego temat. - Wytłumaczenie jest proste: rozbieżność interesów - stwierdził. Jego zdaniem szef MSWiA chciał mieć w NIK swojego człowieka.
Banaś poinformował, że działania operacyjne podjęto przeciwko niemu już w 2018 roku (rok przed objęciem przez niego stanowiska prezesa NIK - przyp. red.). - Chodzi o to, że reforma, którą przeprowadziłem, która przyniosła do budżetu państwa ponad 300 mld zł, nie wszystkim się podobała - mówił Banaś.
Banaś: to Jarosław Kaczyński zaproponował mi stanowisko szefa NIK
- Powiedziałem: "pani premier, albo rząd, albo mafie będą rządzić". Usłyszałem: "to prezes musi zdecydować". Odpowiedziałem: "to proszę mnie umówić". Pojechałem na Nowogrodzką, co 3-4 miesiące składałem raport na Nowogrodzkiej z realizacji reformy - stwierdził Banaś.
- W jego oczach (prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego - przyp. red.) byłem człowiekiem sukcesu i to właśnie on zaproponował mi stanowisko szefa NIK - wyznał Banaś.
- W mojej ocenie tą informacją nie podzielił się wcześniej z Mariuszem Kamińskim, który - jak sądzę - miał już przygotowanego swojego kandydata na prezesa NIK, by mieć monopol całościowy na informację, nie tylko w służbach, ale również w Najwyższej Izbie Kontroli. I to moim zdaniem było głównym powodem tego, że zaczęła się nagonka na moją osobę. A już wcześniej służby wiedziały o moich pewnych błędach w oświadczeniach majątkowych, nie ma ludzi nieomylnych. Dzisiaj wiem, że to była pewna niefrasobliwość i z perspektywy czasu wiem, że człowiek powinien najpierw zadbać o własne sprawy, a nie o interes państwa i obywateli, bo to się obraca przeciwko niemu - stwierdził prezes NIK.
Zdaniem Banasia, minister Kamiński "ma monopol na informację i może zbierać haki na każdego". - W moim przypadku tak robi, choć tych haków nie ma. Sięga się do spraw sprzed kilkunastu lat - stwierdził Banaś. Pytany, po co Kamiński to robi, odparł: - Żeby się go wszyscy bali.
Banaś: został zachwiany trójpodział władzy
- Może taki jest styl władzy PiS? - zapytał prowadzący program.
- Nie wiem, czy jest taki styl, ale na pewno został zachwiany trójpodział władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. A żeby była pełna demokracja, to muszą być te władze od siebie wzajemnie niezależne - stwierdził Banaś.
Dziennikarze zwrócili uwagę na wizyty Banasia na Nowogrodzkiej u Jarosława Kaczyńskiego. Pytali, czy zdawał sobie sprawę z tego, że jednak jeździł do "szeregowego posła". - Czy miał pan przekonanie, że to jest osoba decyzyjna? - dopytywali.
- Gdyby nie była decyzyjna, to tam by nikt nie jeździł. Dzisiaj wszyscy jeżdżą na Nowogrodzką, przecież Kaczyński jest osobą decyzyjną. Tu chodzi o to, że partia może być autorytarna, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, albo też demokratyczna. Tutaj akurat jest daleko posunięta i zmonopolizowana władza - mówił Banaś.
Szef NIK był pytany także o oświadczenia majątkowe i należącą do niego kamienicę w Krakowie, w której działał hotel na godziny prowadzony przez gangsterów. Zapewnił, że nic nie wiedział na ten temat. Miał też pretensje do służb, że nie poinformowały go o zastrzeżeniach do osoby, której kamienicę wynajął.
Banaś: można na tym było zbić kapitał polityczny
Banaś został także zapytany o to, kto domagał się od niego dymisji.
- Było spotkanie na Nowogrodzkiej. Brał w nim udział prezes PiS i Mariusz Kamiński. On wtedy powiedział do mnie: "Marian, ja nie wiem, skąd ty się wziąłeś" - relacjonował prezes NIK. - To co te wszystkie służby robiły przez tyle lat, że nie wiedzą, skąd ja się wziąłem? - pytał Banaś.
Szef NIK przyznał, że jego dymisji oczekiwał też prezes PiS ze względu na wizerunek partii. On jednak - jak podkreślił - postanowił inaczej.
- Nigdy nie byłem członkiem PiS - stwierdził Banaś, reagując na uwagę, że ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego potrafiło wybronić swoich polityków z gorszych zarzutów.
- Można na tym było zbić duży kapitał polityczny, bo to świetnie wizerunkowo wygląda, gdy się mówi: "my jesteśmy tacy święci, tacy sprawiedliwi, że poświęcamy nawet ministra finansów, szefa KAS, z zasługami w opozycji, bo nie tolerujemy żadnych nieprawidłowości, a sami święci jesteśmy" - mówił Marian Banaś.