Marek Suski żalił się na swoją pracę. W Kancelarii Premiera mu się nie podobało, tęsknił za klubem PiS
Marek Suski wrócił tam, gdzie czuł się najlepiej. Na łono PiS. Gabinetowa robota w Kancelarii Premiera go męczyła.
Marek Suski od 2017 roku pełnił funkcję szefa gabinetu politycznego prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego. Ostatnio stracił tę posadę i wrócił do pracy w parlamencie. Powód? "Nieoficjalnie mówi się o tym, że Morawiecki nie był w stanie znieść jego specyficznego sposobu bycia" – pisze "Super Express".
Wedle naszych informacji, Suski od dawna chciał odejść z Kancelarii Premiera. Mówi jego znajomy: – Marek przed wyborami żalił się jednemu dziennikarzowi mediów publicznych, że już ma dość pracy w gabinecie przy Ujazdowskich. Kancelaria Premiera to nie jego miejsce, w Sejmie i na Nowogrodzkiej czuje się jak ryba w wodzie.
Polityk PiS: – Marek miał być uchem prezesa przy premierze. Robota widocznie go przerosła, KPRM to harówa dzień i noc.
Sam zainteresowany nie chce zdradzać szczegółów odejścia z KPRM. – Nie będę tego komentował. Rozstaliśmy się w zgodzie, jestem na wypowiedzeniu – podkreśla.
Suski na tablicy
Suski dobrze czuje się na Wiejskiej. W Sejmie załatwia sprawy klubowe, jest zastępcą Ryszarda Terleckiego.
Do historii przeszła jego akcja z lutego tego roku ze słynną tablicą "Układ Kaczyńskiego", wystawioną na korytarzu parlamentu przez polityków PO. Suski – wtedy jeszcze szef gabinetu premiera – zdenerwował się i tablicę... wyniósł. Sprawę miał zgłosić do prokuratury – twierdząc, że posłowie PO pomówili go i polityków PiS – ale o temacie nic nie słychać.
Wirtualnej Polsce mówił kilka miesięcy temu: – Zaniosłem [tablicę z "układem Kaczyńskiego"] do bocznego korytarza na terenie Sejmu. Jest pytanie, czy posłom wolno oskarżać bezpodstawnie innych posłów, a ponieważ oni mają immunitet, trzeba się bronić po prostu samemu. O dobre imię swojego nazwiska. Ja sobie nie pozwolę, żeby ktoś mną szargał bezpodstawnie.
Dziś Suski dba o sprawy PiS w Sejmie i odciąża nieco Terleckiego. To on – jak pisaliśmy w WP – miał rozmawiać z Elżbietą Witek po tym, gdy marszałek Sejmu anulowała głosowanie ws. kandydatur do Krajowej Rady Sądownictwa. Sprawa skończyła się awanturą. Ale "Susłow" – jak nazywają Suskiego jego znajomi – w boju czuje się pewnie.