Marek Jurek: Giertych potrafi storpedować rozmowy
(RadioZet)
Gościem Radia ZET jest marszałek Sejmu Marek Jurek. Dzień dobry, wita Monika Olejnik. Dzień dobry. Panie marszałku, czy jesteśmy bliżej wyborów? Co się właściwie dzieje, kto zadecyduje kiedy powinny być wybory? I czy, według pana marszałka, powinny być wcześniejsze wybory? Są dwa elementy. Porozumienie parlamentarne to jest cały zestaw ustaw, które mają wprowadzać konkretne zmiany społeczne, zmieniać Polskę. Działanie porozumienia parlamentarnego tak naprawdę zależy od głosowań parlamentarnych. Ale jeszcze tych głosowań nie było, a coś się dzieje niedobrego między LPR-em, Samoobroną... Niektóre były, idą do przodu prace nad centrum antykorupcyjnym, natomiast każda przerwa w obradach Sejmu jest takim nawrotem ataków na Prawo i Sprawiedliwość partii, które zdeklarowały współpracę z nami. Na dodatek bardzo niekonkretnych, bo jak zauważył premier, po ostatnim spotkaniu z partiami współpracującymi, to tak naprawdę, w rozmowie, te pretensje nie wypływają. Kończy się spotkanie, idzie pan Giertych do dziennikarzy i
rozpoczynają się ataki. A Adam Bielan też idzie do dziennikarzy i okazje się, że to Adam Bielan zawiadomił Polską Agencję Prasową, że prezydent zamierza rozwiązać parlament. To już jest problem Romana Giertycha bo on twierdził, że to Michał Kamiński. Czytał pan pewnie wczoraj w „Rzeczpospolitej”, że Adam Bielan przyznał się do tego, więc to nie jest problem Romana Giertycha, tylko nas wszystkich. Problem jest w czym innym, myśli pan, że słusznie się stało, że pan eurodeputowany zawiadamia PAP, żeby przestraszyć? Dlaczego przestraszyć? Ja byłem u prezydenta, wspólnie z marszałkiem Borusewiczem, byliśmy formalnie konsultowani w kwestii rozwiązania parlamentu. Nie chodziło o żadne przestraszanie, tylko o decyzje prezydenta. Poinformowanie opinii publicznej, że prezydent podejmuje tę decyzję nie było niczym złym. Polacy powinni wiedzieć jakie decyzje podejmują władze publiczne. A przede wszystkim powinien wiedzieć LPR i Samoobrona co zamierza prezydent, bo to było właściwie przesłanie do nich, a nie do Polaków.
Gdyby mnie pani pytała na drugi dzień, to powiedziałbym, że im też się przydało, ale teraz sam nie wiem, sądząc po tych zachowaniach. Powstaje pytanie, czy rząd może pracować w takich warunkach, kiedy jest bez przerwy publicznie atakowany przez partie współpracujące. Może trzeba było to podpisać jeszcze jeden podpunkt, że Andrzej Lepper i Roman Giertych nie mają prawa krytyki? Decyzji współpracy nie da się z góry zadekretować, opisać, bo dopiero praktyczna współpraca weryfikuje dobrą wolę. Naprawdę nie chodzi o brak krytyki, tylko chodzi o dobrą wolę, o ilość tych ataków, a nie samą krytykę. Może ja przeczytam, co mówi Andrzej Lepper: „Oczekujemy poważnego traktowania. Jesteśmy oburzeni tym, że ja proponuję spotkanie, a prezes PiS-u mówi, że w kalendarzu nie ma miejsca. Nie jestem panienką, która umawia się na randkę z prezesem, jeżeli są takie, które się umawiają”. Ja nie chcę odpowiadać za Jarosława Kaczyńskiego, ale myślę, że tutaj pan marszałek Lepper padł ofiarą zachowań pana Romana Giertycha. Ja się
nie dziwię, że Jarosław Kaczyński nie chce prowadzić rozmów w sytuacji napastliwych ataków, kiedy pan Giertych próbuje stworzyć wrażenie, że swoją napastliwością i agresywnością potrafi wymusić rozmowy. Myślę, że pan prezes Kaczyński ma całkowicie racje uważając, że rozmawiać trzeba wtedy, kiedy się przygotowuje atmosferę rozmów. I rzeczywiście, okoliczności tej sytuacji, to nie jest wina pana Andrzeja Leppera. Z drugiej strony, Jarosław Kaczyński woli rozmawiać w gronie trzech partii współpracujących, a nie np. prowadzić separatywne rozmowy na boku z jedną z tych partii, to też jest chyba lojalne. Roman Giertych uczy złego zachowania Andrzeja Leppera? Jest ofiarą. Stwarza sytuację, w której do rozmów rzeczywiście nie dochodzi i ci, którzy chcieli by rozmawiać, są nie usatysfakcjonowani, że nie mogą, bo jeden agresywny polityk stara się torpedować te rozmowy. Jak pan myśli, lepiej by było, żeby były wcześniejsze wybory? Błąd zrobił prezydent, że wtedy, tego pamiętnego wieczoru nie powiedział, że będą
przyspieszone wybory? W tym znaczeniu, to ja bym musiał powiedzieć najpierw, że sam zrobiłem błąd, dlatego, że zapytany przez prezydenta o formalną rekomendacje powiedziałem, że ja odradzam wybory w tym momencie. A teraz co pan uważa? Jeżeli będzie wniosek o samorozwiązanie Sejmu, to wówczas nie prezydent, tylko Sejm podejmuje taką decyzje. Jeżeli ta sytuacja miałby się utrzymywać, powiedzmy jeszcze przez miesiąc, jeżeli miałoby się nie wyjaśnić, to na pewno bym uważał, że wybory są koniecznie. Jaką będę miał opinię za tydzień, to w dużym stopniu zależy od stanowiska partii współpracujących. Czyli od Romana Giertycha, tak? Nie, nie przeceniajmy pana Giertycha. Ja myślę, że on potrafi skutecznie storpedować na tydzień, czy dwa, rozmowy, ale nie jest to polityk tak sprawczy, żeby od niego miało zależeć, czy będzie rząd czy nie. Przeczytam, co mówi ofiara, czyli Andrzej Lepper: "Wydana wojna całej służbie zdrowia, straszenie lekarzy, że ich się ubierze „w kamasze”, innym razem atak na cały wymiar
sprawiedliwości, teraz ogólna walka z dziennikarzami. Jako Samoobrona nie konsultowaliśmy niczego takiego z panem Jarosławem Kaczyńskim czy panem Romanem Giertychem. Takiej rozmowy na ten temat nie było i nie chcemy być zaskakiwani decyzjami działaczy PiS-u”. To jest element takiej polityki medialnej pana Leppera, stara się mówić rzeczy popularne, które będą dobrze przyjmowane i zbiegają się z krytykami, ze strony tych, którzy PiS atakują, więc powtarza takie rzeczy o rzekomych polemikach czy wojnach z poszczególnymi korporacjami. Do tego akurat nie przywiązywałbym przesadnej sprawy. Myślę, że znacznie poważniejszą sprawą są niesprawiedliwe oceny rządu ze strony tych partii, które zadeklarowały współpracę z rządem. Ale czy nie ma wojny z mediami? Ja nie widzę. Pani redaktor, czy my wojujemy? No, my nie. Ja przepraszam, że spóźniłem się dwie minuty. Prezes Kaczyński namawia dziennikarzy, żeby się buntowali przeciwko swoim wydawcom, właścicielom. Przed tym mówi, że w Polsce nie ma wolnych mediów. W wolnym
świecie to zawsze był problem, w jaki sposób określić relacje pomiędzy wydawcami, a dziennikarzami. Przecież brytyjski „Independent” powstał na tej zasadzie, że dziennikarze zbuntowali się przeciwko wydawcom i powiedzieli, że chcą mieć swoją gazetę, w której chcą pracować zgodnie ze swoimi przekonaniami. Czy my, dziennikarze, powinniśmy się zbuntować, jak proponuje prezes Kaczyński, panie marszałku? Mówi też, że Prawo i Sprawiedliwość może pomóc w tym buncie. W jaki sposób mogą nam państwo pomóc, tym, którzy chcą się zbuntować? Ja myślę, że dziennikarze i politycy powinni kierować się prawdą i sprawiedliwością, aby służyć dobru publicznemu. Wtedy, kiedy politycy nie mogą głosować zgodnie ze swoim przekonaniem dobra publicznego, czy wtedy, kiedy dziennikarze nie mogliby pisać, jak wygląda rzeczywistość naprawdę, to oczywiście, że powinni się kierować indywidualnym sumieniem. To jest chyba jasne. Pan się nie kierował indywidualnym sumieniem, bo musiał pan głosować przeciwko „becikowemu”. Dlaczego? Ja
parokrotnie głosowałem za ustawą o zasiłkach poporodowych i głosowałem w takim zakresie, w jakim uważałem, że budżet dysponuje środkami, żeby je wypłacić. Ale całym sercem był pan przy tym drugim głosowaniu, a nie mógł pan, prawda? Pani redaktor, to, co pani mówi jest ani prawdziwe, ani sprawiedliwe, jeżeli pani chce, to możemy zrobić dygresje i porozmawiać o tym. Ja uważam, że stałą zasadą polityki państwa powinno być stałe zmniejszenie obciążeń podatkowych dla rodzin i stałe wydłużanie urlopów macierzyńskich, ale w miarę możliwości budżetu. PiS stoi na gruncie realizmu budżetowego i dlatego uważamy, że należy prowadzić politykę społeczną nakierowaną na prawa rodziny, biorąc pod uwagę, w jaki sposób dochody pracujących członków rodziny dzielą się na osoby, które są w rodzinie utrzymywane, szczególnie dzieci. Ale w sprawie tego buntu dziennikarzy, jak pan nam pomoże w buncie? Ja mówię o indywidualnym sumieniu, pani mówi o buncie. Prezes Kaczyński namawia dziennikarzy do buntu, więc chciałam się dowiedzieć?
Do jakiego buntu? On mówi o tym, że jeżeli dochodzi do kolizji pomiędzy dziennikarzami, a wydawcą, to wtedy dziennikarz rzeczywiście może mieć ograniczoną możliwość wypowiedzi i należy im pomóc, aby mogli z niej skorzystać. A trzeba zmienić prawo w jakiś sposób? Wszystkiego nie załatwimy zmianami prawnymi. Nie ma dobrej polityki bez dobrych polityków, bez nonkonformistów i ludzi gotowych bronić swoich przekonań. Podobnie z mediami. To chyba dobrze, że mówimy, że należy stać po stronie dziennikarzy i dziennikarze muszą mieć możliwość kierować się swoimi przekonaniami, swoim sumieniem i pokazywać społeczeństwu prawdę o rzeczywistości. A jeżeli dziennikarze krytykują Prawo i Sprawiedliwość, to się kierują swoim sumieniem? Niektórzy na pewno, niektórzy na pewno tak widzą rzeczywistość. Z drugiej strony, ja też słyszę od różnych dziennikarzy, Piotr Skwieciński powiedział o tym publicznie, ale ja słyszałem o tym od znajomych dziennikarzy w rozmowach bezpośrednich, że jest presja środowiskowa – bardziej
korporacyjna, niż środowiskowa, bo ona nie ma charakteru demokratycznego – na dziennikarzy, żeby nie dawali pozytywnych ocen działaniom rządu, działaniom Prawa i Sprawiedliwości. A myśli pan, że taka sama była presja, żeby krytykować rządy Leszka Millera? Nie wiem. Jak pan myśli, była presja środowiskowa? Pamięta pan, był krytykowany Leszek Miller. W stosunku do dziennikarzy, którzy krytykowali Millera nigdy nie użyto takich określeń, jakie pan Władyka i pan Baczyński użyli do dziennikarzy, którzy pozytywnie oceniają program Prawa i Sprawiedliwości, działania rządu, że to są dziennikarze reżimowi. Część dziennikarzy odebrała to jako rodzaj agresywnej presji. Naprawdę? Tak. To są strasznie biedni. Może mają jakieś wyrzuty sumienia? Ja nie interesuje się, że tak powiem, stroną portfelową, ale dziennikarze, z którymi rozmawiam to są na ogół bardzo dobrzy dziennikarzy i tak niestety część to odebrała. Jak to portfelową? Bo pani mówi, że są strasznie biedni, więc ja myślę, że jak są dobrzy dziennikarze, to są też
cenieni przez swojego pracodawcę. Niestety, panie marszałku, musimy już kończyć naszą rozmowę, a moglibyśmy jeszcze sobie tyle poopowiadać. Jak musimy to musimy, ja nie wymuszam przedłużenia rozmowy. Ale nie wymusza na mnie prezes. Kaczyński. Jak musimy, to musimy. Dziękuję bardzo, gościem radia ZET był marszałek Sejmu Marek Jurek.