PolitykaMarcin Wolski dla WP: w "Wiadomościach" TVP powtarzają nasze dowcipy

Marcin Wolski dla WP: w "Wiadomościach" TVP powtarzają nasze dowcipy

- Mam z "Wiadomościami" TVP jeden kłopot. Powtarzają nasze - z programu "W tyle wizji" - dowcipy bądź wynalezione przez nas materiały, ale już nieśmiesznie. Podkradają nam rodzynki. Cieszę się z kolei z tego, że teraz jest więcej wiadomości ze świata - mówi Marcin Wolski, dyrektor TVP2. W rozmowie z Wirtualną Polską dodaje, że zmiana w Telewizji Polskiej mogła być "zbyt raptowna". - Czasami chce się za dobrze i wtedy dobrze nie jest - podkreśla. Szef "Dwójki" zapowiada też powrót kultowego programu "Szopka", która zniknęła z anten TVP po katastrofie smoleńskiej.

Marcin Wolski dla WP: w "Wiadomościach" TVP powtarzają nasze dowcipy
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Przemek Wierzchowski
Jacek Gądek

WP: Jacek Gądek: - Świat jest piękniejszy, gdy patrzy się na niego z siódmego piętra Koloseum TVP?

Marcin Wolski: - Jest ładny...

WP: ...a im wyższe piętro, na którym ma się gabinet, tym wyższy status w firmie.

Dział programowy w TVP jest ledwie na czwartym. Z kolei prezes na dziesiątym i zahacza o jedenaste.

WP: Pan nie chciałby się tam przeprowadzić?

Nie.

WP: A jeszcze niedawno pan miał taką ambicję.

Tak. Startowałem na członka zarządu TVP.

WP: Czuje się pan "konformizmu maturzystą"?

Cytuje pan fragment mojego wiersza. Odpowiadam: raczej nie.

WP: Bo?

Zależy jak definiować konformizm. Jeśli uznać, że to wygoda i święty spokój, to ja jestem emerytem i dostaję tantiemy, mógłbym siedzieć w domu, założyć ciepłe kapcie i oglądać telewizję - tak wyglądałby konformizm. A jednak dałem się wypuścić na pierwszą linię ognia w mediach publicznych - to dowód mojego nonkonformizmu.

WP: A patrząc 40 lat wstecz? Zaczął pan od przynależności do PZPR, potem wspierał pan "Solidarność", kandydaturę Lecha Wałęsy w wyborach 1990 r., a potem Lecha Kaczyńskiego. Dziś jest pan szefem TVP2 w telewizji pod rządami PiS.

Może nie jest to prosta droga - ma pewne dołki i górki.

WP: Zaczęła się od zakrętu.

W 1975 r. zdecydowałem się wstąpić do PZPR - trochę dla świętego spokoju. Chciałem mieć możliwość dalszego tworzenia w radiu swojej audycji "60 minut na godzinę", która powstała w '74 r. Zostałem wtedy także p.o. kierownika redakcji, więc miałem świetne perspektywy.

WP: I?

Zacząłem być rozpoznawalny, a moi autorzy robili kariery. Po roku nadciągnęły chmury. Zbiegło się to z serialem Andrzeja Waligórskiego "Ciemne tumany", który władze telewizji najpierw kupiły, a potem zdjęły z anteny. Wyrzucono z pracy Krzysztofa Maternę...

WP: ...a pan?

Poczułem zagrożenie, a znikąd nie było wsparcia. To było jeszcze przed powstaniem opozycji. Zapisałem się do partii i byłem martwym członkiem. I tak mnie jednak usunięto ze stanowiska kierownika.

WP: Na nic się zdała legitymacja partyjna, a kierował pan też Podstawową Organizacją Partyjną w Radiowej "Trójce".

Zdała się na dwie rzeczy i dlatego, gdybym mógł cofnąć czas, to nie wiem, jak bym postąpił. Po pierwsze "60 minut na godzinę" dotrwało do czasu powstania "Solidarności", więc audycja miała szansę zaistnieć w karnawale wolności i była też odtrutką na medialną rzeczywistość. A poza tym uniknąłem prób i pokus werbunku przez służby PRL, bo one członków partii omijały.

WP: W życiorysie jednak stoi: PZPR.

Moja działalność w partii to był zawsze kurs na to, co polskie, patriotyczne i niepodległościowe. Nie mieliśmy jednak wyobraźni i całe moje pokolenie sadziło, że zmiana na lepsze nie może się odbyć bez partii. Aż do powstania "Solidarności". Zresztą z TVP wywalono mnie nie za twórczość i nie za "Solidarność", ale za działalność kontrrewolucyjną w partii.

WP: Pan nie widzi w swoim życiu politycznych wolt?

No nie widzę. Wolty to raczej wykonywali ci, na których się stawiało - np. Lech Wałęsa. Na początku uosabiał robotniczą i inteligencką solidarność.

WP: Z zaciśniętymi zębami pan go wspierał?

Z ogromnym entuzjazmem! Wierzyłem w siekierkę, w przełom i jego rozsądek. Złudzenia co do niego straciłem po przegranych wyborach z 1993 r. On rozwiązał parlament, a wybory wygrali później postkomuniści. Wałęsa nawet nie poparł Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform, który sam stworzył. Okazało się, że Wałęsa jest bardziej przez nas wymyślony, niż realny.

WP: Sam pan był o krok od wejścia w politykę?

Uczestniczyłem w spotkaniu założycielskim BBWR. Współpracowaliśmy tam z Andrzejem Olechowskim, sam napisałem tezy do polityki kulturalnej. Nikt zacny temu jednak nie dawał twarzy, a Wałęsa porzucił pomysł, nim wykiełkował.

WP: Nie żałuje pan, że pana kariera polityczna miała tak krótki żywot?

Ani trochę. Nigdy nie chciałem być politykiem. Co nie znaczy, że polityka mnie nie interesuje. Nie lubię związanego z nią teatru i szopki odstawianej dla obserwatorów.

WP: Dziś jest pan na prawicy - pisze pan w "Gazecie Polskiej" i szefuje TVP2. A bronił pan krzyża na Krakowskim Przedmieściu?

Co pewien czas przychodziłem na Przedmieście. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie oddawanie czci trumnom z ciałami pary prezydenckiej. Stałem w tej kolejce. Przeżyłem wtedy coś metafizycznego: ludzie przychodzili z wydrukowanym moim wierszem "Na śmierć prezydenta".

Miałem ogromny szacunek dla ludzi, którzy gromadzili się przed krzyżem - w pogodę i niepogodę. Nie uważałem jednak, że należy tam być zawsze.

WP: Pisał pan scenariusz do "Smoleńska". Ile z tego, co pan napisał, ostało się w filmie?

W zasadniczym zrębie scenariusza - ok. 40 proc. Dwie rzeczy zmieniły się zupełnie.

WP: Jakie?

W początkowym zamyśle moim i Antoniego Krauze dziennikarka była bardziej Ewą Stankiewicz, a w filmie - nie wiem dlaczego ktoś teraz tak powiedział - jest Katarzyną Kolendą-Zalewską.

WP: Sam Antoni Krauze wskazał na dziennikarkę "Faktów" TVN.

A może i Antoni.

Moja postać była inna: zaskoczona dziennikarka, ale po zetknięciu z tematem stanęła po stronie moherowej. Pokazywałem konflikt pomiędzy nią a światem mediów, ojczymem, szefami.

Druga bardzo ważna zmiana - i chwała, że to wprowadzono do "Smoleńska" - to rola generałowej Ewy Błasik. U mnie tej roli nie było. Przyznaję.

WP: Spotkanie duchów - ofiar Katynia i ofiar katastrofy w Smoleńsku - to był pana pomysł?

Pomysł był Antoniego. U mnie jednak opisałem scenę inaczej niż powstała w filmie.

Chcieliśmy zrobić zmyłkę rodem z filmów science-fiction: widzimy podchodzący do lądowania samolot, który ląduje we mgle, na ziemi jest już czerwony dywan, pasażerowie wychodzą z samolotu i idą w kierunku kompanii honorowej. I dopiero w tym momencie orientujemy się, że są w niej ludzie pomordowani w Katyniu.

Pomysłów na zakończenie filmu było jednak wiele. Kiedyś w nocy zadzwonił do mnie Krauze i mówił, że może w finale powinno być pokazane wrakowisko, na którym słychać dzwoniące komórki.

WP: Uwagę przykuwa raczej wybuch samolotu w powietrzu, ogień rozszywający maszynę...

...ale tego nie było w moim scenariuszu. Trudno było taka scenę planować, bo nie wiedzieliśmy, jaki będzie budżet filmu.

WP: Pan był w kinie na "Smoleńsku"?

Dwa razy: na premierze i z normalną publicznością w kinie, gdzie miałem też spotkanie z ludźmi.

WP: Śmiali się oglądając film?

Nie. Raczej płakali.

WP: Też byłem w zwyczajnym kinie. Co najmniej się uśmiechali.

Może pan był w Warszawie, a ja byłem w Jarocinie, choć może i tam byli jacyś krytycznie nastawieni widzowie, bo po krótkiej przerwie na prelekcję, na sali została połowa ludzi.

WP: Pana program "W tyle wizji" w TVP. Krzysztof Skiba żartuje: PiS jest jak śmierdząca koza wprowadzona do domu. Podoba się panu?

Sam bym tak nie powiedział. Wolałbym, gdyby było to powiedziana bardziej finezyjnie. Cenię jednak autentyczność Skiby i chcę, aby w programie dopuszczać do głosu - nie jak zacna konkurencja - także głos drugiej strony. Tak w ogóle, to chciałem, aby kilku takich Skibów przyszło.

WP: Ale pogardzili pana programem?

Nie będę zdradzał, którzy z wybitnych kolegów nie chcieli. Zacząłem od 22 nazwisk, skończyłem na dziewięciu.

WP: Pan by poszedł do "Szkła kontaktowego"?

Teraz już nie jestem zapraszany do TVN tak jak kiedyś.

WP: A "Wiadomości" TVP1 pan ogląda?

Mam z nimi jeden kłopot. Powtarzają nasze dowcipy bądź wynalezione przez nas materiały, ale już nieśmiesznie. Podkradają nam rodzynki. Cieszę się z kolei z tego, że teraz w "Wiadomościach" jest więcej wiadomości ze świata.

WP: To jedna z ostatnich wiadomości ze świata: mówią o Dorocie Wellman podkreślono, że jest "twarzą niemieckiej sieci supermarketów".

A to prawda?

WP: Lidl to dyskont, a nie supermarket - mniejsza jednak z tym, bo chodzi o to, że reklamuje sieć handlową. Niemiecką.

Akurat takiego określenia pod adresem Doroty Wellman bym nie użył. Ogarnia mnie za to zdumienie, kiedy prezenterka telewizji śniadaniowej, jaką jest Wellman, moderuje dyskusję Mateusza Kijowskiego z Adamem Michnikiem. Gdyby któraś z dziennikarek "Pytania na śniadanie" poprowadziła konwencję PiS, to by się dopiero działo!

WP: Spotkanie z Michnikiem i Kijowskim zgromadziło może kilkaset osób. "Wiadomości" oglądają prawie 3 miliony. Siła rażenia jest nieporównywalna.

Pamiętam też, jaki był rejwach, kiedy Krzysztof Skowroński użyczył sali na Foksal i jako gospodarz przywitał uczestników konwencji PiS.

WP: Szef Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przyjął dla Radia Wnet 140 tys. zł od PiS.

A tego nie wiem - nie jestem jego księgowym. Znając polską niechęć wobec dawania jakichkolwiek pieniędzy, to biję brawo dla menadżerskich talentów Skowrońskiego.

WP: Przy okazji relacji z marszu KOD Paweł Adamowicz został przedstawiony jako właściciel 36 kont bankowych. Po co?

Ma pan o tyle rację, że są to znakomite informacje dla mojej audycji.

WP: Czyli to...

...informacje do programu satyryczno-komentatorskiego. Czasami - i dotyczy to wszystkich stacji telewizyjnych - jest pewne zatarcie funkcji informacyjnej z komentatorską. Nie podejmuję się jednak oceny, która stacja jest w tym silniejsza. Chwalę Pana Boga, że programy informacyjne - czyli "Panorama" - są w TVP2 poza moją jurysdykcją.

WP: Bo w TVP programy informacyjne to zawsze pole minowe?

W telewizji komercyjnej pod tym względem jest prościej, bo można robić pod gust właściciela.

WP: - Cała Polska z was się śmieje. - Komuniści i złodzieje! Śmieszy pana ten żart na spółkę opowiedziany przez Jarosława Kaczyńskiego i Joachima Brudzińskiego?

Dowcip to średni. Wyjątkowo ordynarne jest jednak, ale przedstawianie Jarosława Kaczyńskiego jako Hitlera.

WP: A myśli pan, że kiedy minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak obawia się, że KOD 11 listopada będzie prowokował narodowców i dążył do konfrontacji, to mówi serio, czy to teatr polityczny albo żart?

Może w MSW mają swoje informacje z poufnych źródeł. Dzisiaj możemy to traktować jako żart, a co jeśli dojdzie do naparzanki na ulicach? Przy nagromadzeniu emocji społecznych, jest to jedna z niewielu rzeczy, których jeszcze się boję. Obawiam się, że napinanie mięśni może zaowocować tragedią. Jestem historykiem i wiem, że konflikty wybuchały, choć nikt ich nie chciał.

WP: Kto dziś najbardziej napina mięśnie?

Przegrani. Bo wygrani nie muszą...

WP: ...chyba, że chcą pokazać, że mają władzę.

Prowokacja zawsze jest bronią słabych. Jako historyk zastanawiałem się nad logiką działania Czerwonych Brygad albo Frakcji Czerwonej Armii i długo jej nie rozumiałem. Porywali ludzi, czasami ich mordowali, ale co to mogło zmienić w tak świetnie działającym państwie jak Niemcy? Tymczasem filozofia przyświecająca temu była taka: dokonujemy aktów terroru, a władza broniąc się zaczyna obchodzić demokrację. Działalność hurra rewolucyjna popierana przez garstkę społeczeństw wymusza więc działania autorytarne władzy i wtedy zmieniają się proporcje, bo na działaniach państwa cierpią też niewinni ludzie.

Szalone ruchy rewolucyjne i anarchiści miały właśnie taki cel.

WP: W Polsce widzi pan jakąś kontrrewolucję w wykonaniu KOD?

Nie. I nie ma nawet na nią pogody.

WP: KOD to dla pana kabaretowe zjawisko czy autentyczny ruch społeczny?

Z szacunkiem odnoszę się do każdej działalności społecznej. Uważam, że m.in. po to poprzednie pokolenia walczyły o demokrację, aby ludzie mogli wychodzić na ulicę i wyrażać swoje emocje. Ponadto uważam, że działalność opozycyjna - nawet niesłuszna - ma dobroczynny wpływ, bo budzi władzę z drzemki. Władza musi wtedy reagować i uprzedzać.

WP: 10 kwietnia: w grupie ogólnej TVP1 miała średnio 7,6 proc. udziału w widowni, a Dwójka 7,4 proc. - podczas gdy Polsat uzyskał 11,6 proc., TVN - 9,9 proc., a TV Puls - 5 proc. W grupie komercyjnej Dwójka miała 5,6 proc. udziału, a Jedynka prawie 5 proc. Obie publiczne stacje wypadły w niej gorzej niż TV Puls (6 proc.). TVP w rocznice katastrofy smoleńskiej pokazywała kolejne dotyczące jej filmy, a ludzie przerzucili się na familijny TV Puls. Słowem: 10 kwietnia TVP przegrała nawet z TV Puls. I co pan na to?

Konkurenci widać musieli - żartując trochę - sięgnąć po najlepsze zasoby filmowe.

WP: Po "Szybkich i wściekłych", "Pingwiny z Madagaskaru" i "Najpiękniejsze baśnie braci Grimm". Ale to może zasoby TVP były mało atrakcyjne dla widzów? Kilka filmów o katastrofie smoleńskiej, żałobie i prezydencie Lechu Kaczyńskim.

Nie ja ustawiałem wtedy ramówkę. Gdy ja to robię, to zawsze się obawiam, że - nie jest to polityczne stwierdzenie - społeczeństwo może znieść maksymalnie 20 proc. zmiany, nawet dobrej zmiany. Może za dużo, może zbyt wiele na raz było wtedy o Smoleńsku.

Ale powiem szczerze: spodziewałem się i z niepokojem czekałem na Światowe Dni Młodzieży. Bałem się, że "zachrześcijanią" nam antenę. Okazało się jednak, że były to dni wielkich sukcesów telewizji, więc nie mam pewności, czy aż tak dobrze znamy swoich odbiorców.

WP: Może w TVP pod rządami Jacka Kurskiego ta "dobra zmiana" została przedawkowana?

Może. A może została nie najlepiej sprzedana. Telewizja podobnie jak sztuka filmowa i estradowa ma swoją dramaturgię. Może to samo, ale pokazane w inny sposób byłoby atrakcyjne dla widza. Dobry reżyser wytworzy dramatyczny nastrój w czasie rozmowy dwojga ludzi przed nieruchomą kamerą. A zły wywoła nudę w czasie orgii w domu publicznym.

WP: Krytykuje pan prezesa i poprzednie szefostwo TVP1 i TVP2?

Być może popełnili jakieś błędy, a może zmiana była zbyt raptowna. Czasami chce się za dobrze i wtedy dobrze nie jest.

WP: Ma pan gdzieś w gabinecie portret Lecha albo Jarosława Kaczyńskiego?

Nie, ale w domu mam kilka książek o prezydencie. Nigdy z nimi nie byłem na ty. 90 proc. naszych spotkań było apolitycznych. Przy winie - to znaczy prezes pił wino. Lubimy rozmawiać o historii i wspominać młode lata. Próbowaliśmy kiedyś odtworzyć atlas tanich barów i restauracji z dawnych czasów. W młodości się nie znaliśmy, ale - począwszy od marca'68 - nasze szlaki się krzyżowały.

WP: Polskie zoo będzie w TVP?

Nie sądzę.

WP: Szopka?

Myślę o jej powrocie, choć w innej niż wcześniej konwencji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to szopka w TVP1 będzie na sylwestra.

WP: Z PiS można będzie się w niej śmiać?

Trzeba!

WP: Ale z nutą szacunku dla władzy?

Darcie łacha to nie moja specjalność. Satyra musi mieć dozę elegancji. Kiedy na chama się z kogoś śmiejemy, to wchodzimy w politykę.

WP: Jarosław Kaczyński będzie w szopce?

Tak.

WP: Jako?

Mogę zdradzić, że nowa szopka będzie bliższa dziennikowi telewizyjnemu Jacka Fedorowicza. Będą to lekko zmodyfikowani, ale prawdziwy politycy.

WP: Elementem szopki mogłyby być niektóre autentyczne i aktualne materiały "Wiadomości"?

Niech ktoś taką szopkę zrobi.

U mnie muszą być piosenki, ale już bez lalek, bez kukieł jak kiedyś. Trochę za późno się za to jednak zabieramy. Za rok chciałbym jeszcze zrobić szopkę w konwencji Shreka - w grafice komputerowej, ale odtwarzając charakterystyczne ruchy konkretnych osób.

WP: Ktoś pod pana rządami nie ma wstępu do TVP2?

Pewnie są takie osoby, ale się do mnie nie zgłaszają. Problem to ja mam z zasłużonymi kombatantami, którzy mają do mnie pretensje, dlaczego nie prowadzą jeszcze swoich autorskich programów.

WP: Jan Pietrzak już ma program w TVP Warszawa. A również kojarzony z PiS Janusz Rewiński?

"Siara" czeka na wyniki konkursu na prezesa TVP. Powiedział mi, że w niepewny interes nie będzie się angażował. On chce, aby ktoś, kto podpisze z nim kontrakt, następnego dnia nie zniknął z TVP, bo mu się już to zdarzyło.

WP: A gdyby zapukał do pana Adam "Nergal" Darski i powiedział: "bądź pan pluralistyczny"? Albo Jerzy Urban.

Akurat Urban należy do grupy kilku osób, które widziałbym w więzieniu - bez prawa wyjścia na przepustkę. Choćby za mord na ks. Jerzym Popiełuszce, bo w tej sprawie uznaję sprawczą winę Urbana. Przeciwników politycznych - wpuszczę. Przestępców - nie.

Chcę wrócić do tradycji jubileuszy. Za chwile będzie 50-lecie kabaretu Pod Egidą i 80. urodziny Janka Pietrzaka. To musi być wodotrysk!

WP: Pietrzak, Rewiński, ale też kabaret OT.TO - to brzmi jak powrót do lat 90.

Też odnoszę takie wrażenie. Jednak w ramach programu OT.TO kabaret ten jest tylko złoconą ramą, w którą wkładam najlepsze kabarety na rynku.

WP: Często pan słyszy, że jest PiS-owskim dyrektorem telewizji?

Co chwilę pada taki zarzut. Traktuję to z równie wielką powagą co twierdzenia, że Elvis żyje. Mam w telewizji jeden priorytet: Polska. W moim mniemaniu oferta PiS jest najbliższa temu, czego bym chciał. Ja nie jestem twórcą czy dyrektorem dworskim.

WP: Może pan więc nie zabawi zbyt długo w TVP?

Mam 69 lat. Nie chce tu długo bawić. Zamierzam to ciągnąć tak z rok i trzy miesiące, jeśli oczywiście ktoś nie skończy tego za mnie. Potem wrócę do pantofli i pisania. Dałem się wpuścić w TVP, więc tu zbieram materiały do nowej powieści.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
mediatvptelewizja publiczna
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (204)