Marcin Makowski: Ryszarda Petru list miłosny do Europy pierwszej prędkości
Ryszard Petru bez pomysłu na wizerunkowy reset partii po kryzysie portugalskim, sięga po europejski oręż. Pisze rodzaj listu miłosnego do europejskich liderów, w którym przekonuje, że jeśli tylko wygra wybory, będzie najlepszym przyjacielem Unii. Wprowadzi euro i wszystko tak zintegruje, jak nikt wcześniej. Szkoda tylko, że ten elektorat zagospodarował już Grzegorz Schetyna.
16.03.2017 | aktual.: 16.03.2017 14:15
Ciekawe są polityczne losy Ryszarda Petru. Jeszcze niedawno występował w zagranicznych mediach podpisany jako „lider polskiej opozycji”, dziś w sondażach ściga się o trzecie miejsce z Pawłem Kukizem, którego klub parlamentarny trzeszczy w posadach i z miesiąca na miesiąc kurczy się o kolejnych członków. Okazało się, że portugalski sylwester w kulminacyjnym momencie parlamentarnego „puczu” kosztował szefa Nowoczesnej znacznie więcej, niż tylko cenę biletów z i do słonecznej Lizbony. Widać to było szczególnie przez pierwsze miesiące po kryzysie, podczas których Petru ewidentnie ucichł, schował się przed mediami a w oczach Grzegorza Schetyny i części swoich partyjnych kolegów, stracił status poważnego i godnego zaufania partnera do przebudowy polskiej polityki.
O tym, że lider Nowoczesnej spadł do parlamentarnej drugiej ligi niech świadczy sposób, w jaki został potraktowany jeśli chodzi o zgłoszenie wniosku o konstruktywne wotum nieufności przez Platformę Obywatelską. - Jest to wniosek symboliczny. Z punktu widzenia nieskutecznego wniosku to wszystko jedno. To jest teatr polityczny, trudno byśmy popierali po tym blamażu premier Szydło. Nie było żadnych rozmów w opozycji, ja zagłosuje przeciwko rządowi, za odwołaniem. Nie będę podpisywał tego wniosku, gdyby ten wniosek był poważny, to trzeba by usiąść w ramach opozycji. Takie działanie jest możliwe, tylko wtedy gdy opozycja koordynuje swoje działania. Gdziekolwiek nie jestem w Polsce, to ludzie oczekują koordynacji opozycji. I ja mam takie oczekiwanie po PO – powiedział w „Gościu Radia ZET” Ryszard Petru. Co wynika z tego wywodu przekładając go z partyjnego na nasze? „Trudno głosować za odrzuceniem wotum, które siłą rzeczy musimy poprzeć, ale niechętnie i dodatkowo nikt nas nie zapytał o zdanie a przecież ludzie tak bardzo chcą, żebyśmy razem obalili PiS. Dlaczego Platforma nas nie słucha?”.
Nie słucha, bo mając ponad trzykrotną przewagę sondażową, czasowy spokój z „młodymi wilczkami” w partii i wiatr w żagle po wygranej Donalda Tuska w Radzie Europejskiej, Grzegorz Schetyna po prostu niczego wartościowego od polityka, który mówi, że jego frakcja w parlamencie jest mała ale skuteczna jak GROM, dostać nie może. – Elektorat Nowoczesnej - ludzie, którzy głosowali na na Nowoczesną, to elektorat Platformy Obywatelskiej. To są w 100% ludzie, którzy głosowali na PO, których zawiedliśmy, którzy od nas odeszli. Mówiłem, że zrobię wszystko, żeby ci Polacy, którzy na nich głosowali, żeby wrócili do PO. – stwierdził w środę w Poznaniu Grzegorz Schetyna. Chwilowe zawieszenie na kołku projektu „zjednoczona opozycja” również w polityce samorządowej potwierdza choćby przykład Stargardu, w którym po śmierci prezydenta w przedwczesnych wyborów pomimo szumnych zapowiedzi opozycji nie udało się wystawić wspólnego kandydata. Największe szanse na wygraną ma natomiast zastępca Stanisława Pajora Rafał Zając, który startuje z niezależnego komitetu wyborczego. Takich przypadków, gdy przyjdzie do realnych roszad personalnych, może być więcej.
Co zatem zostaje liderowi Nowoczesnej, jeśli póki co poparcie na krajowym podwórku nie przekłada się na deklarowane ambicje i oczekiwania? Projektowanie sukcesu na modłę europejską i podłączenie się do do protuskowej fali optymizmu, która na chwilę tchnęła nowe życie w zmurszałe fundamenty PO. Widząc skalę dyplomatycznej porażki polskiego rządu oraz deklarowane wysokie poparcie dla Unii - Ryszard Petru postanowił wystosować list miłosny do liderów Europy pierwszej prędkości. To napisane na dwóch stronach A4 memorandum można czytać jedynie w kategoriach unijnego zauroczenia, bo z poważna propozycją podmiotowej współpracy nie ma niczego wspólnego. – Ten list jest po to, by pokazać że Polska jest krajem pro-europejskim. Polski rząd - tego nie napisałem wprost w liście - tak naprawdę nie reprezentuje Polaków. W tym liście napisałem, że chcemy wejść do strefy euro, oczekuję dla tego projektu poparcia dla całej opozycji – stwierdził u Konrada Piaseckiego szef .N. W rzeczywistości jest to jednak zbiór komunałów, z takimi kwiatkami jak: „napływ uchodźców został powstrzymany dzięki umowie z Turcją” (w momencie bezprecedensowego kryzysu dyplomatycznego z Ankarą, która wykorzystuje uchodźców jak straszak na UE) czy „interes i solidarność europejska powinna być wzmacniana ponad narodowymi partykularnymi interesami” (w momencie, gdy praktycznie na każdym kroku największe państwa Unii działają najpierw w swoim interesie narodowym).
W ogóle cały ten list Ryszarda Petru wygląda jak wysłany na Zachód donos na rząd, który jest zły i „spycha Polskę na margines polityki europejskiej”, ale my jeśli tylko dojdziemy do władzy, zrobimy wszystko, żeby znaleźć się w następnym spotkaniu w Wersalu, „wziąć udział w polityce i reformie Unii” oraz budowaniu „europejskiej Polski” w duchu „dogłębnej integracji, która łączy, a nie dzieli”. Na dowód, że Ryszard Petru jest już wystarczająco europejski, Paweł Rabiej zamieścił na Twitterze jego zdjęcie z uśmiechniętym Markiem Rutte, które partia wygrała właśnie wybory w Holandii. Ryszard Petru też chciałby się tak uśmiechać wśród europejskich kolegów, mogąc w Warszawie płacić euro i czuć się członkiem jednej, europejskiej superligi. Niestety dzisiaj bez realnej władzy i perspektywy jej przejęcia, może się zdobyć tylko na takie gesty, obliczone na pozyskanie sympatii liderów Unii pierwszej prędkości i tego elektoratu, który w Donaldzie Tusku widzi potencjalnego prezydenta, w kontrze do wszystkiego co PiS-owskie i nacjonalistyczne. Jedyny problem polega na tym, że unijny notable nie głosują w polskich wyborach a elektorat, o który walczy Petru, w większości zagospodarowała Platforma. W takim wypadku nie dziwi, że z realnej polityki pozostało tylko pisanie listów.
Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy" oraz Wirtualnej Polski. Współpracuje z Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Szczecińskim oraz Polskiej Akademii Nauk. Twitter @makowski_m
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.