Marcin Makowski: Pozwólmy ”ubierać” pomniki, dajmy maszerować narodowcom. Wolność słowa umiera w strefie komfortu
Niech opozycja ”ubiera” pomniki w ”konstytucję”, niech narodowcy urządzają marsze 1 sierpnia, niech Międlar organizuje spotkania autorskie, niech feministki protestują przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Jeśli prawo nie jest łamane, nie można ograniczać wolności słowa, bo następnym krokiem jest jej pogrzeb.
Demokracja, jak mawiają złośliwi, to najgorszy z najlepszych systemów rządów, jakie dane było stworzyć ludzkości. Jedna rzecz jej się jednak udała - wolność słowa. To ona umiera jako pierwsza, gdy do władzy dochodzą despoci. W XXI wieku powody jej agonii bywają jednak bardziej prozaiczne. Tak bardzo kochamy swoje bańki informacyjne, tak mocno zagnieździliśmy się we własnych strefach komfortu, że często nawet samo istnienie innego punktu widzenia budzi w nas egzystencjalne lęki.
Trzy oblicza wolności słowa
Weźmy kilka przykładów z brzegu. W żadnym z nich - moim zdaniem - nie doszło do rażącego do złamania prawa, w każdym natomiast zastosowano środki, które przeczą idei pluralizmu w życiu publicznym i podkopują fundament demokracji. Scenka nr 1: warszawski Ratusz cofa zgodę na legalną manifestację ONR-u z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Oficjalnie chodzi o ”propagowanie symboli ustrojów totalitarnych” i używanie pirotechniki. Za ów symbol ma uchodzić przekreślony na koszulce jednego z narodowców… sierp i młot. Co natomiast z pirotechniką? Kilkanaście minut wcześniej w całej Polsce zapłonęły setki rac, tych samych, których używano podczas Czarnych Marszów czy Marszu Wolności Platformy Obywatelskiej. Tyle, że wtedy zdaniem władz Warszawy problemu nie było. ”Zwierzęta wyszły na ulice. Nie, nie obrażamy zwierząt, przepraszam wszystkie zwierzęta; jakaś banda pętaków która powinna funkcjonować w kanałach i to tam gdzie nie ma szczurów, żeby nie obrażać szczurów” - skomentował w swoim programie w ”Superstacji” całe wydarzenie Kuba Wątły i prof. Zbigniew Mikołejko.
Scenka nr 2: opozycja w całej Polsce ubiera pomniki w koszulki z napisem ”konstytucja”. Do członka KOD-u z Białej Podlaskiej, który w ten sposób potraktował pomnik Lecha Kaczyńskiego, o 6:30 do domu przychodzi policja. Z uporem godnym lepszej sprawy, zajmuje się nawet ”udemokratycznionym” pomnikiem Misia Uszatka. W konsekwencji władza się ośmiesza, a ludzie tworzą z tego aktu protestu międzynarodowy happening.
Scenka nr 3: w ubiegły weekend na rynku wrocławskim wieczór autorski swojej książki urządził Jacek Międlar. Znany ze skrajnie nacjonalistycznych poglądów były ksiądz musiał wystąpić pod ratuszem, ponieważ wcześniej pod naciskiem środowisk lewicowych zrezygnowano z wynajęcia sali w lokalnym klubie. Spotkanie prowadził legalnie, i choć opowiadał na nim bzdury, nie udowodniono mu promowania totalitaryzmu ani mowy nienawiści. Ze względu na pojawienie się na miejscu środowisk ”antyfaszystowskich” z kandydatką na prezydentkę (sama prosi o taką odmianę) Martą Lempart, oraz przekrzykiwanie się przez megafony, władze Wrocławia zdecydowały się na rozwiązanie zgromadzenia. – To było rozwiązanie demonstracji nazistowskiej na papierze, ale z pomocą policji i z pomocą urzędu miasta tak naprawdę ona odbyła się do końca – komentowała niezadowolona brakiem stanowczości prezydenta Dutkiewicza Lempart.
Ile kosztuje demokracja?
I teraz zadajmy sobie kluczowe pytanie: gdzie nas taki stan rzeczy prowadzi? Czy jesteśmy już w momencie, w którym nie tyle łamanie prawa, co sam fakt wykonywania nieakceptowalnej przez nas aktywności, wyklucza drugą stronę z korzystania z wolności słowa? Czy teraz marsze będzie się rozwiązywać prewencyjnie, ale legalne spotkania odwoływać, ponieważ komuś się one nie podobają?
Chcę, żeby jedna rzecz była jasna - równie daleko mi do ONR-u, Międlara i KOD-u. Nie kupuję ich języka, ideologii, radykalizacji przekazu i grania na tanich emocjach ulicznego oburzenia. Na żadne ze spotkań tych ludzi bym nie poszedł, z nikim z nich piwa bym się nie napił. Nie moja bajka, zupełnie obcy świat. Tyle, że jeśli ktoś nagle uzna, że ”przebranie” pomnika to przestępstwo, przekreślony sierp i młot to propagowanie komunizmu, a Międlara można wyrzucić z lokalu zanim (i o ile) złamie prawo - bo tak - taka osoba i takie społeczeństwo zostaną grabarzami wolności słowa.
Instytucji, która burzy nasz święty spokój, prowokuje do debaty i kwestionowania status quo. Ponieważ wbrew pozorom, najgorsze karty naszej cywilizacji zapisywaliśmy nie wtedy, gdy jeden światopogląd stawał w kontrze do drugiego, tylko gdy tej kontry brakowało. Dlatego będę zarówno za prawem do manifestowania narodowców, jak i Komitetu Obrony Demokracji. Dopóki nie wykraczają poza granice określone w konstytucji i prawie stanowionym, niech korzystają z prawa do debaty. Czy coś więcej trzeba tutaj dodawać?
Marcin Makowski dla WP Opinie