Marcin Makowski: Komisji Europejskiej nie chodzi o uzdrowienie polskich sądów. To kolejny odcinek grillowania PiS-u
Ci, którzy twierdzą, że stanowcze działanie Komisji Europejskiej wobec reformy Sądu Najwyższego oraz uruchomienie art. 7 jest pokazem jej skuteczności, chyba nie słuchają słów samego Fransa Timmermansa. Ten między wierszami przyznał, że ostatecznie nie chodzi o "cel", a po prostu o "drogę do celu". Czyli grillowanie PiS-u.
W poniedziałek 24 września Komisja Europejska zadecydowała o skierowanie pozwu wobec Polski do Unijnego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Poszło o ustawę o Sądzie Najwyższym, wiek emerytalny sędziów i usunięcie ze stanowiska I Prezes SN Małgorzaty Gersdorf. Wcześniej ta sama Komisja uzasadniała uruchomienie art. 7, którego finałem może być pozbawienie naszego kraju części unijnych dotacji, oraz takie konstruowanie unijnego budżetu, aby transfery milionów euro można było uzależniać od stanu praworządności danego kraju. W domyśle oczywiście Węgier i Polski. Co ciekawe, w przypadku pozwu do TSUE, Komisja wnioskowała o tryb przyspieszony, zatem sprawa wydaje się obecnie pod względem formalnym jedną z najważniejszych bolączek całej Wspólnoty.
Ostry kurs Komisji Europejskiej
Również same oczekiwania KE wydają się ostre i bezkompromisowe. Chodzi o cofnięcie wszelkich ustaw dotyczących SN, a de facto, odwrócenie najważniejszych punktów reformy sądownictwa prowadzonej przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Do czasu wyroku bądź wydania orzeczenia wstępnego przez Trybunał w Luksemburgu, Komisja żąda zamrożenia obowiązującego prawa, w tym przeniesienia części sędziów w stan spoczynku. Podobnie twarde stanowisko Komisja prezentuje przy groźbie uruchomienia art. 7 Traktatu o UE. Celem ostatecznym jest nie tyle kompromis z polskim rządem, co przyparcie go do muru i przywrócenie status quo ante w całym wymiarze sprawiedliwości. Bez dzielenia włosa na czworo, nawet, gdy część reform nie budzi żadnych zastrzeżeń z punktu widzenia konstytucyjnego.
Niektórzy komentatorzy i politycy twierdzą, że to pokaz siły Fransa Timmermansa oraz sygnał ”Unii Pierwszej Prędkości”, wysłany krnąbrnym peryferiom. Inni dodają, że nadgorliwość Komisji wynika z opieszałości w analogicznej sprawie dotyczącej Sądu Najwyższego na Węgrzech - tak czy inaczej, przekaz ma być wyraźny i słyszalny na reszcie kontynentu. Polska albo się ugnie, albo ją do tego zmusimy, a wszystko w trosce o praworządność, trójpodział władzy, niezależność sądowniczą, etc. Problem polega na tym, że w parze ze szczytnymi hasłami niekoniecznie muszą iść szczytne intencje.
Timmermans jak Odyseusz
Na ciekawy przypadek udowadniający tę tezę zwróciła ostatnio korespondentka RMF w Brukseli, Katarzyna Szymańska-Borginon. Opisała ona rozmowę wiceprzewodniczącego KE z dziennikarką, która zapytała podczas konferencji prasowej po wysłuchaniu Polski w Radzie UE o skuteczność tego typu działań. To znaczy - na ile kolejne procedury, debaty i groźby mogą cokolwiek zmienić, a na ile są one narzędziem politycznym, pozbawionym wyraźnej konkluzji. W odpowiedzi Frans Timmermans sięgnął po wiersz greckiego poety Konstandinosa Kawafisa pt. ”Itaka”, parafrazując go słowami: ”Nagrodą dla Odyseusza nie jest powrót do Itaki, ale sama podróż, którą odbył”.
Nie trzeba być wybitnym interpretatorem poezji, aby wyczytać ze słów Timmermansa jasny przekaz - to nie art. 7, nie skargi do TSUE, nie realna moc oddziaływania KE na rząd Zjednoczonej Prawicy jest tutaj istotna, ale grillowanie PiS-u. Zmiękczanie polskiego rządu. Stawianie mu takich wymagań, których nie może spełnić, pokazując własną bezkompromisowość, która jednak sprawia, że problem zamiast znajdować szczęśliwe zakończenie, z roku na rok eskaluje, i końca nie widać.
Siła czy pokaz bezradności?
Czy to strategia mądra, świadcząca o sile Komisji Europejskiej? Śmiem wątpić. Dlaczego? Bo nie jest ona nastawiona na choćby małe, ale korzystne dla wymiaru sprawiedliwości zmiany w Polsce. Zamiast tego obie strony sporu utwierdzają się jedynie w swoich przekonaniach. Mało tego, sam Franz Timmermans wchodząc w dalszą dyskusję z dziennikarką przyznał, że choć jest ograniczony pięcioletnią kadencją, a Odyseusz w swojej podróży nie miał wyznaczonego końca zmagań, na pięciu latach nie zamierza skończyć.
To znaczy, że wiceszef KE liczy na reelekcję, w której pomoże mu ”twardy kurs” wobec polskiego rządu. Wspomniana mityczna podróż, która ważniejsza jest od celu. Mówiąc już bez poetyckich metafor: poważnie to nie wygląda.
Marcin Makowski dla WP Opinie