PublicystykaMarcin Makowski: Dekoncentracja mediów przed wyborami? Raczej przepis na wizerunkowy strzał w kolano

Marcin Makowski: Dekoncentracja mediów przed wyborami? Raczej przepis na wizerunkowy strzał w kolano

Jeśli PiS faktycznie zamierza wrócić do dekoncentracji mediów, gorszego momentu wybrać nie mógł. Powiązanie ustawy z zaangażowaniem prywatnych nadawców w protest rodzin osób niepełnosprawnych oraz romans posła Pięty sprawia, że samo na usta ciśnie się pytanie o odwet.

Marcin Makowski: Dekoncentracja mediów przed wyborami? Raczej przepis na wizerunkowy strzał w kolano
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
Marcin Makowski

05.06.2018 | aktual.: 05.06.2018 15:16

Jeśli wierzyć rozmówcom Piotra Zaremby, który w ”Dzienniku Gazecie Prawnej” opisał kulisy możliwego powrotu do prac nad tzw. ”ustawą dekoncentracyjną”, gorąco wokół mediów posiadających zagranicznych właścicieli zrobi się już jesienią. Dosłownie na chwilę przed wyborami samorządowymi. Ma to być reakcja na ”zbyt wyraźne” i ”antyrządowe” zaangażowanie części mediów w sprawy niedawnego protestu RON oraz szeroko komentowanego romansu posła Stanisława Pięty, który kosztował go zawieszenie w prawach członka partii oraz wyrzucenie z komisji ds. Amber Gold oraz służb specjalnych.

Jeśli to wszystko prawda, wynikająca rzekomo z braku nadziei na porozumienie z Komisją Europejską, zastanawiam się kto podpowiedział Jarosławowi Kaczyńskiemu tak fatalny timing? Szczególnie, że projekt ustawy czeka gotowy właściwie od roku i znalazłoby się kilka spokojniejszych momentów, niż za pięć dwunasta wyborów samorządowych. Każdy, kto zna skalę przedsięwzięcia wie, że to zadanie rozłożone na wiele lat, z możliwymi niezliczonymi skargami do zagranicznych trybunałów. Coś, czego nie da się wykonać do końca tej kadencji Zjednoczonej Prawicy.

Dekoncentracja mediów, ale jaka?

Aby to sobie uświadomić, trzeba zajrzeć za kulisy proponowanej ustawy. To, jak kapitał rozkłada swoje udziały w mediach, tradycyjnie dzieli się na trzy kategorie: poziomą - polegającą na skumulowaniu w rękach kilku podmiotów udziałów w konkretnym segmencie rynku, np. prasie specjalistycznej. Pionową - gdy dana spółka posiada udziały w łańcuchu decyzyjnym, czyli jest jednocześnie producentem, nadawcą i dystrybutorem treści, oraz krzyżową - o której mówimy w przypadku konsolidacji kapitału na kilku rynkach medialnych, np. w radiu, prasie i telewizji.

Zdaniem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, właśnie w zakresie poziomej kumulacji kapitału - szczególnie jeżeli chodzi o prasę regionalną - występują największe zagrożenia, związane z możliwością sterowania przekazem na skalę ogólnopolską. W celu rozbicia monopoli rząd zamierza się wzorować na ustawodawstwie francuskim, które precyzyjnie określa rozkład procentowy oraz udział w rynku medialnym kapitału z innych państw. Jak w wielu rozmowach zapewniał również wiceminister Paweł Lewandowski z resortu kultury, kluczem do powodzenia rządowego projektu - również w oczach instytucji międzynarodowych - będzie odwołanie się do już istniejących w polskim oraz unijnym prawie zapisów antymonopolowych. Chodzi m.in o Zieloną Księgę dobrych praktyk w zakresie dekoncentracji kapitału. Rząd zastanawia się jednak jak wprowadzić je w życie. Według moich informatorów, w grę wchodzi wariant „zachęcania” największych graczy do wchodzenia w spółki z polskimi udziałowcami, albo wykup udziałów/akcji w konkretnej grupie medialnej.

Wilcza przysługa dla PiS-u

Kiedy rozmawiałem z ministrem Lewandowskm w maju ubiegłego roku dla kwartalnika „Forum Dziennikarzy”, przekonywał mnie, że poza niebezpieczną z punktu widzenia rządu dominacją niemieckich właścicieli w obszarze prasy regionalnej, potencjalnie niekorzystne są również inne mechanizmy monopolistyczne. - Zdarzają się również w naszym kraju przypadki, w których dany podmiot posiada znaczne zasoby na rynku radiowym, telewizyjnym, prasowym, internetowym i dodatkowo reklamowym. Wtedy zdecydowanie łatwiej jest mu uwiarygodnić własny przekaz, bo gdy przeciętny Kowalski usłyszy daną opinię w tak wielu różnych kanałach komunikacji, może odnieść wrażenie, że jest ona wiarygodna. Tymczasem zbieżność narracji często wynika z posiadania różnych mediów przez tego samego właściciela, który tworzy iluzję pluralizmu - mówił minister dodając, że ministerstwo zastanawia się nad objęciem zakresem ustawy również domów mediowych.

Co ciekawe, choć wszędzie w kontekście dekoncentracji mediów mówi się o ich repolonizacji, w oficjalnej narracji rządowej jedno jest jedynie skutkiem ubocznym drugiego. Według moich informacji resort kultury oficjalnie promuje jedynie scenariusz wzmocnienia pluralizmu poprzez rozbicie monopoli i zwiększenia konkurencji na rynku. Jest rzeczą oczywistą, że odbędzie się to jednak z udziałem polskich podmiotów, a więc dekoncentracja i repolonizacja stanowić będą system naczyń połączonych. Nieoficjalnie wiadomo również, że swoją wersję ustawy medialnej złożyło również Ministerstwo Sprawiedliwości. Jak widać, że to zadanie tak skomplikowane, że nie bez powodu odkładano jego realizację przez prawie trzy lata, za łatwiejsze uznając np. zreformowanie sądownictwa. Gdyby okazało się, że nowym impulsem do wprowadzenia przepisów walczących z monopolami w mediach (co samo w sobie nie jest niczym złym), nie była chęć stanowienia dobrego prawa, ale zemsta, PiS samo sobie wyświadczyłoby wilczą przysługę. Według moim rozmówców z kręgu partii, póki co nie ma żadnych konkretnych decyzji w sprawie dalszych prac nad ustawą, ani terminu jej wprowadzenia. Pytanie, czy prezes widzi zamieszanie, które wowołują same spekulacje na ten temat. I co z nimi zrobi?

Marcin Makowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)