Marcin Bartnicki: Bullshit jobs - g... warte zawody, które przejmują gospodarkę i media
Jeśli czytasz ten tekst w godzinach pracy, być może to dobry moment, żeby zastanowić się nad swoim życiem, bo chyba coś poszło nie tak.
16.11.2016 | aktual.: 18.11.2016 11:38
"Ogromne rzesze ludzi w Europie i Ameryce Północnej spędzają całe swoje życie zawodowe wykonując zadania, które - jak w tajemnicy wierzą - tak naprawdę nie muszą być wykonane" - pisze antropolog David Graeber. Nazywa te profesje "bullshit jobs", w wolnym tłumaczeniu: "g... wartymi zawodami".
Według koncepcji Graebera, rozwój technologiczny i automatyzacja produkcji nie spowodowały skrócenia czasu pracy, ale wytworzyły profesje, które nie wnoszą nic do świata i społeczeństwa, ale ich istnienie jest zwykle uzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia. Na przykład dlatego, że służą utrzymaniu obecnego stanu posiadania, tzn. zatrzymania połowy całego majątku na świecie w rękach jednego procenta najbogatszych.
Algorytm mnożenia bullshitu
Zawody takie, jak telemarketer budzący nas rano, żeby umówić nas na spotkanie w sprawie zakupu nowego kompletu garnków, którego tak naprawdę nie potrzebujemy, mogłyby przestać istnieć z dnia na dzień i nikt by tego nie odczuł. Rodzi to frustrację przede wszystkim dla ludzi wykonujących zbędne zawody. "To blizna na naszej wspólnej duszy" - pisze Graeber.
Od czasu sformułowania koncepcji g... wartych zawodów minęło kilka lat, w tym czasie zjawisko przybrało na sile, doprowadzając do kuriozalnych sytuacji. Mediaworkerzy produkują memy, często kradnąc przy tym zdjęcia lub wrzucają newsy z naciąganymi tytułami, żeby zabawiać pracowników korporacji i urzędników, którzy oglądają je w czasie pracy, udając, że rzeczywiście coś robią.
Sztuczna inteligencja nie zatrzyma tego procesu, ale raczej go przyspieszy. Gdy nowoczesne oprogramowanie ułatwi nam kontakt z administracją lub spowoduje, że zobaczymy właśnie te newsy i komentarze, które powinny najbardziej nas zainteresować, pracownicy, którzy stracą przez to pracę, znajdą sobie inne zajęcie. Na pewno nie zostaną lekarzami, inżynierami budującymi mosty czy rolnikami. Poziom bullshitu w gospodarce zwiększy się.
Mechanizm finansowania bezwartościowości
Pierwszym zawodem, który kojarzy się z "g... wartą pracą" jest urzędnik. Niesłusznie, współczesna cywilizacja potrzebuje przecież dyplomacji i urzędów skarbowych, więc chociaż państwowi biurokraci nie wykonują może najbardziej niezbędnych zajęć, wnoszą jednak coś do społeczeństwa. Co zaskakujące, wielu niepotrzebnych stanowisk nie generuje oskarżane o to często państwo, ale sektor prywatny. Oczywiście w tym również media.
Nie wszyscy zdają sobie sprawę z nikłej wartości zajęcia, któremu poświęcają życie. Przekonanie, że ich praca jest wybitnie ważna, towarzyszy wielu pracownikom korporacji przesiadującym w biurach dziesiątki nieopłaconych nadgodzin. Co więcej, liczba zadań do wykonania na takim stanowisku często jest naprawdę imponująca. Nie zmienia to faktu, że poza samą korporacją, są one nikomu niepotrzebne.
Takie zajęcia są również często dobrze wynagradzane. Na pewno bardziej opłaca się dbać o PR w dużej korporacji, niż pracować jako pielęgniarka czy rolnik. Doszliśmy do kuriozalnej sytuacji, w której wiele bullshit jobs jest wynagradzanych lepiej niż najbardziej potrzebne zawody. Szczególnie, jeśli są wykonywane na rzecz garstki najbogatszej elity.
Stwierdzenie, że bez g... wartych zawodów warszawski rynek pracy przypominałby Radom z posłami i Andrzejem Dudą, to może przesada. Ale przeciętne wynagrodzenie w stolicy byłoby na pewno bliższe średniej krajowej.
Skala nieprzydatności
Wszyscy zgodzimy się, że lekarze są potrzebni społeczeństwu, a bez akwizytorów na pewno damy sobie radę. Pomiędzy tymi profesjami rozpościera się szeroka skala nieprzydatności, na której znajduje się większość wykonywanych przez nas zawodów. W tym również wszystkie związane z mediami.
Teoretycznie zadaniem dziennikarzy jest recenzowanie pracy władzy, pomaganie w lepszym zrozumieniu otaczającego nas świata lub po prostu dostarczanie rozrywki. Niektórych czytelników bardziej interesuje polityka, innych odkrycia naukowe lub radiowe komentarze dziennikarzy muzycznych. Ustalanie hierarchii wartości według tematów nie zawsze ma sens.
Dziennikarz jako strażnik władzy i demokracji ma do wykonania ważne zadanie i na skali nieprzydatności jest bliżej zawodów pożytecznych. Problem w tym, że dynamiczny rozwój mediów nie spowodował wzrostu wartości pracy dziennikarzy dla społeczeństwa. Mediaworker produkujący kliknięcia i oglądalność (nierzadko dzięki naciąganym tytułom) wnosi do społeczeństwa niewiele. Chociaż dla swojej firmy może przynosić więcej zysków niż dziennikarz. Nie trzeba być specjalistą, żeby stwierdzić, że zjawisko to prowadzi do wypierania dziennikarzy przez mediaworkerów. To strata dla społeczeństwa. Upadek zawodu jest również frustrujący dla samych dziennikarzy.
Nasz zawód staje się coraz bliższy bullshit job. Po prostu g... warty.
Weryfikowanie hipotezy przez eksperyment przerywania
Jeśli wykonujesz typową bullshit job, zwykle wiesz o tym doskonale. Aby jednak rozwiać wątpliwości, wystarczy wykonać prosty test. Zadaj sobie pytanie: co stałoby się, gdybyś w przypadkowo wybranej chwili po prostu przestał pracować? Jeśli twoim zadaniem jest przyjmowanie zgłoszeń o niebezpiecznych zdarzeniach w straży pożarnej, nie wykonuj tego eksperymentu. Efekt będzie oczywisty. Naprawiasz samochody? Jeśli przestaniesz, ktoś nie będzie miał jak dojechać do pracy. Rolnik lub inny producent żywności przerywający nagle swoją pracę będzie musiał dokończyć ją później. Musimy coś jeść.
A co z dziennikarzami? Jeśli w tej chwili po prostu wstanę i wyjdę, to...
Marcin Bartnicki, WP Opinie
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.