Marcelina Zawisza: Prezydent wierny PiS‑owi. Skok na wybory nadal możliwy
W połowie kadencji Prawo i Sprawiedliwość cieszy się ogromnym poparciem społecznym. Ale wszyscy i wszystkie wiemy, że taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie. Czy PiS zabezpiecza się na moment wygaśnięcia entuzjazmu jego wyborców? Wszystko na to wskazuje.
28.09.2017 | aktual.: 28.09.2017 12:56
Wyobraźmy sobie taki przypadek: W wyborach prezydenckich w 2020 startuje Janina Kowalska, niesamowita i charyzmatyczna kandydatka. Każda debata kończy się jej wyraźnym zwycięstwem, jej wiece przyciągają tłumy, w sondażach bije konkurentów na głowę. Wam też się podoba jej program, uważacie, że będzie doskonałą prezydentką. W dniu wyborów oddajecie na nią swój głos. Następnego dnia dowiadujecie się z mediów, że zaskakująco przegrała ze sprawiającym wrażenie kukiełki kandydatem PiS-u. Idziecie więc pod swój lokal wyborczy, żeby sprawdzić jej wynik, wszak tylu sąsiadów zerkało na siebie porozumiewawczo z jej ulotką w dłoni! Okazuje się, że w tym lokalu dostała zero głosów. Z-E-R-O! Przecież to niemożliwe? Zgłaszacie skargę. Takie same skargi składają ludzie w całym kraju. Sprawę nagłaśniają media. A Sąd Najwyższy w ekspresowym tempie uznaje wybory za ważne. Nierealne? Teraz tak. Jak będzie w przyszłości? Odpowiadam dalej.
Demokracja - likwidacja
Niespełna dwa miesiące temu na ulicach protestowały dziesiątki tysięcy Polek i Polaków. To były wyjątkowe protesty nie tylko pod względem liczby miast i miasteczek, w których się odbywały, ale także dlatego, że ludzie spotykali się na nich codziennie przez ponad tydzień. Domagaliśmy się nie tylko niezawisłych sądów, ale przede wszystkim gwarancji wolnych wyborów. A taką gwarancję daje niezależny Sąd Najwyższy. Zgodnie z Kodeksem Wyborczym o tym, czy wybory odbyły się zgodnie z prawem czy nie, decyduje Sąd Najwyższy w składzie całej Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych. Dokładnie tej Izby, którą prezydent chce zlikwidować. Ale od początku.
Pierwsza ustawa, którą kolanem przez Sejm przepychał obóz władzy, zakładała, że sędziów Sądu Najwyższego będzie mianował minister sprawiedliwości. To sędziowie Ziobry mieliby rozstrzygać o ważności wyborów i referendów. A my musielibyśmy im zaufać, że skargi wyborcze rozpatrują uczciwie a nie zawsze na korzyść Jarosława Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza czy Zbigniewa Ziobry. Wprowadzenie białoruskich standardów było na wyciągnięcie ręki.
Ziobro minął się z prawdą
"To, że nie wprowadzaliśmy jakichkolwiek zmian dotyczących zasad powoływania bądź wygaszenia członków Państwowej Komisji Wyborczej jest najlepszym dowodem, zadającym kłam demagogicznym relacjom przedstawicieli opozycji, jakoby naszym celem był proces wyborczy i zainteresowanie procesem wyborczym" – oświadczył w czasie naszych demonstracji Zbigniew Ziobro. Już wtedy alarmowałam, że minister sprawiedliwości zwyczajnie mija się z prawdą. Osoba, która piastuje (nie pierwszy raz…) tak ważne stanowiska jak minister sprawiedliwości i prokurator generalny, nie może nie wiedzieć, że sędziowie Sądu Najwyższego zasiadający w Państwowej Komisji Wyborczej jedynie opiniują wpływające skargi wyborcze. Za to właśnie w Sądzie Najwyższym funkcjonuje specjalna izba, której jednym z zadań jest orzekanie o ważności wyborów.
Niezależnie czy wypowiedź Ziobry uznamy za kłamliwą, wynikającą ze złej woli czy po prostu niewiedzy, wszyscy odetchnęliśmy, kiedy prezydent ustawę zawetował. Jak się okazało - odetchnęliśmy bezpodstawnie bo ta groźba właśnie wróciła.
Furtka do skoku
Na konferencji prasowej, która miała miejsce w poniedziałek, drżącym głosem prezydent obwieścił, że ma swoje propozycje ustaw. Zgodnie z obietnicą, którą złożył Polkom i Polakom, w jego projektach nie ma miejsca dla rozbuchanej władzy ministra sprawiedliwości. Naprawił wszystkie błędy i wypaczenia poprzednich ustaw i zaprasza do składania swoich propozycji, dyskusji oraz ma nadzieję, że system sądowniczy uda się zreformować.
I kiedy się spojrzy w projekt prezydenta, faktycznie - Ziobro nie będzie miał już takiej władzy, jak chciał, niektóre propozycje zniknęły, w zamian pojawiła się specjalna instytucja skargi nadzwyczajnej. I pod pretekstem tej właśnie skargi, prezydent zostawił PiS-owi furtkę do skoku na wybory. Zauważył to Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar:
“Moim zdaniem jedna z najważniejszych zmian dotyczy powołania nowej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Ale wcale nie mam na myśli pomysłu rozpoznawania skarg nadzwyczajnych (o tym już wiele osób pisało), ale o przekazanie do tej Izby wszystkich "Spraw Publicznych". To oznacza protesty wyborcze, ważność referendów, wyborów, ale także sprawy z zakresu ochrony konkurencji, energetyki, telekomunikacji, czy odwołania od decyzji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (np. koncesje czy kary nakładane przez KRRiT) oraz KRS (art. 25 projektowanej ustawy o SN). Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN zostanie praktycznie od nowa powołana, bo dotychczasowi sędziowie Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych SN trafią z automatu do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych (art. 113)” - pisze na swoim profilu w portalu społecznościowym.
Co to oznacza? Oznacza to, że PiS będzie podejmował decyzję o tym, kto w tej izbie będzie zasiadał, kto będzie orzekał o ważności wyborów i referendów. W ustawie prezydenta bomba została zapakowana w kolorowy papier i zwieńczona kokardą - ale jest tak samo groźna.
Dyktatura na wyciągnięcie ręki
Obóz władzy i prezydent proponują to samo: drogę do dyktatury jednej partii. Po uchwaleniu tej ustawy Kaczyński będzie mógł spać spokojnie. Jeżeli wynik wyborczy nie będzie mu pasował, to PiS-owski skład sędziowski będzie decydował o ich ważności. Bo według prezydenckiej ustawy sędziów Sądu Najwyższego powoływał będzie właśnie prezydent na wniosek Krajowej Rady Sądowniczej.
Andrzej Duda zapewne zauważył, jakie konsekwencje będzie miała jego propozycja. Jeżeli to przeoczył, oznacza to, że prawnikiem jest jeszcze gorszym niż prezydentem. Najważniejszy powód dla którego ludzie wyszli na ulicę, nadal jest aktualny. Niestety projekt Dudy jest tak samo niebezpieczny jak był pomysł Ziobry i tak samo trzeba go powstrzymać.
Marcelina Zawisza dla WP Opinie