Manuela Gretkowska: Trwa wojna kobiet z resztą świata. Czekamy na pluton egzekucyjny, który nas rozstrzela?
- 25 lat męskich rządów i albo kasa, albo własne ego - nic więcej się nie liczy. Pajacowanie, wszystkich, tych z lewa, i z prawa. Partie, również niby postępowe, zrobiły sobie jatkę z praw kobiet. Upadek demokracji w Polsce jest efektem traktowania kobiet. Tak się zachowywali właścicieli niewolników na plantacjach. Panowie na folwarkach zarządzający upodlonym pańszczyzną chłopstwem. Wychodzimy na ulice dopiero, gdy mówią, że będą nas zabijać zgodnie z prawem. Ciąża pozamaciczna? Trudno, umieraj, Bóg nad Polską tak chciał. Nad Watykanem nie, ale my mamy własny Kościół, prawdziwy. Teraz, kiedy skończyły się wojny i powstania, frontem jest ciało kobiety - mówi pisarka Manuela Gretkowska w rozmowie z Grzegorzem Wysockim (WP Opinie). Autorka "Kosmitki" opowiada o aborcyjnym wyznaniu Natalii Przybysz i problemach z nim związanych, nie zostawia suchej nitki na polskich mężczyznach, klerze i politykach oraz wyjaśnia, dlaczego żyjemy w głowie Kaczyńskiego i w czym PiS przypomina dinozaura.
28.10.2016 | aktual.: 31.10.2016 14:59
Grzegorz Wysocki: Chyba nie mamy wyjścia i musimy zacząć od wyznania Natalii Przybysz i hejtu z tym aborcyjnym coming outem związanego.
*Manuela Gretkowska: *Jeżeli prawie 3/4 społeczeństwa jest przekonana, że tzw. kompromis aborcyjny jest dobry, a ona powiedziała głośno o swojej aborcji, to trudno być tym hejtem zaskoczonym. Nie dyskutujemy o tym, czy kobieta jest wolną i niezależną istotą, więc ma prawo decydować o sobie i swoim życiu, tylko o tym, czy powinniśmy zabijać kobiety. Według propozycji nowej ustawy trzeba donosić ciążę nawet gdyby zagrażała zdrowiu czy życiu matki. Oczywiście przesadzam, bo są też humaniści którzy piszą: „Ta ustawa wcale nie zabija kobiet. Przecież można podtrzymywać sztucznie życie matki aż do porodu”. Czy można się więc dziwić reakcji na wywiad z Przybysz?
Ale czytała pani ten wywiad w „Wysokich Obcasach”?
Tak. I rozumiem, co może w nim drażnić nawet zwolenników wolnego wyboru. Bo to nie jest zwykły wywiad, z cyklu „jak mi się żyje i czasem wyję do księżyca, co zamienię na protest song”. To jest manifest udręczonej duszy i storturowanego ciała. Jeśli więc ważna artystka zdecydowała się powiedzieć coś tak odważnego, to nie powinno być żadnych niedomówień. Każde słowo jest tutaj istotne. Mogłoby wtedy być traktowane wręcz jak artykuł nowej konstytucji: wolności kobiet.
Co jest nie tak z tym wywiadem?
Tam są co najmniej dwie dziwne dla mnie rzeczy. Po pierwsze, to jest wypowiedź osoby piszącej felietony dla inteligentnego „Zwierciadła”. Kobiety umocowanej w Warszawie, osoby z elity, nie biednej, znającej psychologów, lekarzy, itd. Czy osoba z takich kręgów naprawdę nie wie o istnieniu tabletki „po”, działającej do 5 dni po stosunku?
Jeżeli już wnikać w takie szczegóły, to wydaje mi się, że najprawdopodobniej Przybysz trafiła do lekarza jednak później, już po tych 5 dniach.
Właśnie, ale nie było to dopowiedziane. Dziennikarka wręcz mówi: Nie musisz się tłumaczyć.
A musi?
Nie musi, ale to nie jest wizyta u psychologa, tylko wywiad sztandar. Więc nie piszemy na nim co któregoś słowa. W tym wywiadzie jest namiętność, szał ciał i zero refleksji, mimo dwóch ciąż. Dorośli wiedzą, że seks bez zabezpieczenia może skończyć się wpadką. Trudniej połknąć tabletkę „po” niż brać przez miesiąc paskudztwo na wrzody? Piguły przypominające działaniem odmawianie zdrowasiek, bo poskutkuje albo nie? Tabletkę „po” biorą kobiety codziennie przez trzy miesiące przy schorzeniach ginekologicznych. To nie jest bomba atomowa, którą się straszy, że połkniesz i ci oberwie jajniki. Po drugie, albo opowiadam swoją historię, albo opowiadam o jakiejś piosence. Nie mylę świadectwa, prawdy i manifestu wolności ze słowami piosenki. Ludzie węszą w tym lans.
Rozumiem, że to taki formalny zabieg – najpierw mówi o bohaterce piosenki, a za chwilę okazuje się, że mówi o sobie, że to jednak jej historia. Z trzeciej osoby przechodzi na pierwszą osobę liczby pojedynczej.
To błąd redakcyjny. Nie Natalii. Ona jest Natalia Batalia (batalia o prawo do wolności), jak przedtem Peszek byłą Marią Awarią (awaria w rozumieniu kobiecości jako potulnej głupoty w tipsach, seksownej, ale prawicowo ograniczonej jak Doda). Pomyślałam, że Przybysz boi się sądu, ale na razie kobieta nie jest karana za usunięcie ciąży. I trzecia rzecz, która jest dziwna. Trudno uwierzyć, że ona, gwiazda muzyki, osoba publiczna, z elity, wsiadła w zbiorowy autobus z biednymi kobietami i jedzie na Słowację. Może tylko tak wolno tam przyjeżdżać, zbiorowo, ale w wywiadzie nie ma o tym ani słowa.
Ale czy to ma właściwie znaczenie?
Ma o tyle, że ludzi to może drażnić, mogą w to nie uwierzyć. Jeśli Natalia zdecydowała się tak odważnie wystąpić, redakcja powinna dużo lepiej zredagować tę relację. Chociażby ze względu na Przybysz, jej komfort. Może krócej, ale bardziej na temat, wprost, klarownie, bez rozmywania? Dlaczego dziennikarka nie dopytała? Dlaczego nie padło pytanie – „Natalia, jesteś znaną piosenkarką, jak to się stało, że znalazłaś się w tym autobusie? Nie miałaś szans na aborcję w Polsce, dyskretnie, za duże pieniądze?”. Tego nie napisano, a w łatwy sposób można było tę historię urealnić.
Czyli np. ten fragment o zbyt małym metrażu mieszkania również pani zdaniem nie powinien się znaleźć w wywiadzie?
To, że ona ma mieszkanie 60 metrów i nie chce trzeciego dziecka? Ciąża jest moją decyzją, mogę mieć pałac i już nie chcieć dzieci. Czepianie się akurat o to jest absurdalne. Jest to krytyka z pozycji: „Macie rodzić, nawet jak ślepniecie, ręce i nogi wam obrywa, i nieważne, czy mieszkacie w apartamencie czy lepiance”. Nie ma co dyskutować z takimi argumentami, bo one biorą się z metafizyki, z prawd wiary, a nie z realu, gdzie rocznie 200 tysięcy kobiet usuwa w Polsce ciąże. Pytanie o metraż brzmi jak pytanie o wielkość macicy, a ona zawsze się rozciągnie dla płodu. Natalia wyraźnie powiedziała: nie chciałam pogarszać jakości swojego życia.
Czyli teoretycznie nic skandalizującego?
Ale to standardy zachodniego myślenia. U nas życie jest święte, a kończy się to spuszczaniem dzieci w kiblu czy kiszeniem zabitych kilkulatków w beczkach. Życie jest święte jak w piosence Monty Pythona o katolickiej spermie. Nad każdym plemnikiem unosi się u nas aureola niewinności, a nad kobietami hejt i paragraf. W normalnym kraju z Natalią rozmawialiby psycholodzy doradzając i pomagając w podjęciu najlepszej dla niej decyzji. Zamiast tego rozpętuje się psychiatria hejterów, bo to są przypadki chorobliwej nienawiści, patologii myślowej. Zamiast posypywać na Boże Ciało ulice płatkami w procesjach, powinien przelecieć nad Polską samolot z opłatkami uspokajającymi dla kiboli, pseudopatriotów i hejterów. Trzeba zasypać nimi to towarzystwo od Bałtyku po Tatry.
Ale chyba właśnie za ten brak miejsca w mieszkaniu i niechęć do przeprowadzki jest Przybysz najmocniej atakowana. „Zabiła dziecko, by mieć miejsce na książki” – jak mogliśmy przeczytać w „Super Expresie”.
Żałosne szczucie prymitywów na elity. Kryje się za tym myślenie: nowoczesne kobiety z elity, artystki, intelektualistki czytają książki i mają po prostu nasrane w głowach, woląc książki i albumy o sztuce od nienarodzonego dzieciątka.
Używa się również argumentu pt. co powie Przybysz tej dwójce dzieci, gdy one dorosną, gdy dowiedzą się o aborcji?
Troska imadła, patriarchalno-klerykalnej władzy miażdżącej kobiety. Mnie po napisaniu „Polki” atakowano za to, co powie moja córka, gdy dorośnie i przeczyta ten opis ciąży i porodu. Lepiej milczeć, jak sienkiewiczowskie heroiny, buzia w ciup i rączki na podołku. Milczeć o prawdzie porodu, o aborcji, bo co dzieci powiedzą? W ogóle ludzie usłyszą i jeszcze usłyszy, nie daj Boże, sam Pan Bóg. To wieczne tresowanie stada, przepraszam, wiernej trzódki, ustawianie w szyku i straszenie wilkiem. Polska słynąca wolnością, ale wyrwij się tylko, wybij na wolnomyślicielską niepodległość, to od razu zaszczują i zatłuką katechizmem.
A może Przybysz powinna udzielić tego wywiadu razem ze swoim partnerem?
Ma pan rację, to by było pewne novum. Rodzina, nie samotna kobieta, kurwa jakaś do wszystkiego zdolna za pończochy albo metraż. Słowo „kurwa” niektórzy piszą w skrócie „qrwa”. I słusznie, bo powtarzane na okrągło pokazuje, że mamy reumatyzm duszy. Coś nas ciągle w niej rwie. Jakość jakaś, „Q”, znak jakości, niemal doskonałości, niepojętej w kraju badziewia, rozrywa polską duszę na strzępy. We Francji znane Francuzki zbiorowo powiedziały o swoich aborcjach i to pomogło zmienić prawo. U nas może gdyby kobiety mówiły o tym z partnerami, mężami, uzmysłowiłoby to, że aborcja nie jest wyłącznie sprawą kobiet.
Może wtedy ten atak hejterów byłby mniejszy?
W to akurat nie wierzę. Wtedy byłoby, że są parą morderców. Albo że to on ją zmusił do zbrodniczego czynu, bo ona głupia, zagubiona artystka, itd. Mówię o większej akcji. Natalia w pojedynkę czy z mężem i tak byłaby szczuta. Za odwagę, za zły przykład dla co czwartej Polki, która dokonała wolnego wyboru i milczy. Bo gdyby wszystkie przemówiły, obaliłyby hipokryzję, którą ten kraj stoi. PiS na razie broni się, twierdząc, że uczestniczki czarnych protestów nie rozumieją, o co im chodzi. Jasne, Polka głupolka. Umie już chodzić i to do tego z transparentem po ulicach, ale jeszcze nie umie myśleć. PiS nas nauczy, najpierw zmieniając program w szkołach, poczekajmy.
Jeszcze inny zarzut, który się powtarza, i to wcale nie z prawej strony, a odnosi właśnie do czarnych protestów. Mianowicie, że ich celem nie miała być liberalizacja przepisów, tylko zachowanie dotychczasowego „kompromisu aborcyjnego”. I wiele osób ma za złe i Przybysz, i „Wysokim Obcasom”, że teraz na ikonę Czarnego Marszu wyrasta Natalia Przybysz. Że na sztandary wracają postulaty liberalizacji przepisów, a póki co trzeba walczyć przede wszystkim o to, by obowiązującej ustawy nie zaostrzono.
Każdy moment będzie zły i „nieodpowiedni” do mówienia o liberalizacji tych przepisów. Zawsze będzie coś ważniejszego od zwrócenia kobietom prawa do decydowania o swoim losie. O tej najbardziej intymnej i najważniejszej decyzji w życiu, jaką jest macierzyństwo lub rezygnacja z niego.
Cytuję fragment jednego z popularniejszych tekstów na ten temat: „Nie wykorzystujmy tak szerokiej inicjatywy do forsowania własnych racji. Zadbajmy najpierw o to niezbędne nam do spokojnego życia minimum, a nie sięgajmy od razu po więcej. Tyle razy musiałyśmy tłumaczyć ludziom, że nie protestujemy dlatego, że chcemy, by nas na życzenie skrobano. Prosiłyśmy o wsparcie mężczyzn – chciałyśmy, aby tego ważnego dla nas dnia i oni byli z nami. Tymczasem znów pojawia się idiotyczne hasło o broszce, które daje jasny przekaz: żądamy całkowitej legalizacji aborcji, a facetom nic do naszych ciąż. Na miłość boską, nie tędy miała być droga”.
Gdy zakładałyśmy Partię Kobiet, przychodziły do nas inteligentne, wykształcone, sensowne kobiety i pytały szeptem: „A czy to nie jest za wcześnie?”. Przecież to obłęd. Były to czasy, gdy szalał Giertych, a my zastanawiamy się, czy nie za wcześnie na bunt? Zamiast pytać, czy nie za późno się ocknęłyśmy? Im wolno wszystko, a my nigdy gotowe do powiedzenia „NIE”? Mental ofiar, którym się wydaje, że uprawiają polityczną taktykę. Na co my czekamy? Na pluton egzekucyjny, który nas rozstrzela? Problem jest w nas, kobietach, i w naszym zniewoleniu. Każdy moment jest dobry na porzucenie złudzeń. Na przykład za dwa dni wprowadzą ustawą całkowity zakaz antykoncepcji albo aborcji, a my dalej będziemy powtarzać: „Za wcześnie na bunt”, bo może nie wszystkie umrzemy? Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy, drogie panie, po pokątnych aborcjach, przeciwbólowo zatkane hipokryzją.
A czy pani jest zwolenniczką aborcyjnych coming outów? Wiele osób nazywa takie wystąpienia „chwaleniem się aborcją”. Są też kobiety, które miały aborcję, ale – z różnych powodów – nie chcą o tym mówić publicznie. Powinny mówić?
Sądzę, że to jest dobry pomysł na akcję. Przestać dzielić kobiety na morderczynie i niewinne. Wszystkie mamy prawo do aborcji, a jeśli same jej nie miałyśmy, to nasze córki, siostry, przyjaciółki na pewno tak. Bądźmy solidarne, wszystkie jesteśmy Nataliami. W obronie wolnego świata „wszyscy byliśmy Berlińczykami”, a tutaj chodzi o to samo, o wolność. Trudniej wyrwać z tłumu winnych i zlinczować, gdy to cały tłum tworzy mur.
Dokładnie w listopadzie mija 10 lat od publikacji pani słynnego tekstu „Dość upokorzeń”, manifestu, od którego zaczęła się Partia Kobiet. I co? I chyba niewiele się zmieniło?
Prawie nic z tego co postulowałyśmy, do dzisiaj się nie spełniło. Natomiast stało się to, co napisałam w manifeście – że jeżeli kobiety nie będą miały własnej, naprawdę własnej, reprezentacji w Sejmie, nadejdzie rząd, który będzie chciał nas zabijać. Pomysł całkowitego zakazu aborcji jest pomysłem na zabijanie kobiet w obliczu prawa.
Pisała pani 10 lat temu: „Nie obchodzi mnie, co na temat porodów i aborcji mają do powiedzenia kolejne rządy w Polsce. Polska jest kobietą i musi mieć zagwarantowaną lepszą ochronę prawną kobiet, opiekę socjalną dla matek, komfortowe porody z darmowym znieczuleniem, refundowane środki antykoncepcyjne i oświatę seksualną w szkołach”.
Normalność, totalna normalność. Ale przecież wiadomo, dlaczego nic się nie zmieniło.
Dlaczego?
Jako pisarka lubię się wsłuchać w język. I co wtedy słyszę? Podziemie aborcyjne. Z czym się w Polsce kojarzy podziemie? Z okupacją, państwem podziemnym. Nagle my, kobiety, stałyśmy się partyzantkami. I mamy okupanta spychającego nas do podziemia. To znaczy, że nie ma demokracji. W Polsce tak jest od 300 lat. Jeżeli Ziemkiewicz pozwala sobie powiedzieć, że kobiety pod domem Kaczyńskiego wykrzykują o swoich cipkach, to o czym my w ogóle mówimy? Jesteśmy cipkami, niczym więcej. Jesteśmy traktowane jak cipki.
Do tego o jednej z feministek Ziemkiewicz pisze per „zdeformowana”.
W ogóle kobieta jest zdeformowaną istotą. Nie trzeba wskazywać która. Wszystkie. Bo mamy dziurę między nogami, dziurę w sercu po zawiedzionej miłości do mężczyzn i wyrwę po mózgu. A, przepraszam, mamy ordery cycków i nogi, żeby klękać, co Ziemkiewicz dostrzega i zamieszcza u siebie na stronach jako ideał kobiecości. Najlepiej w czarnej bieliźnie zamiast na czarnym marszu.
I, jak rozumiem, nie widzi pani za bardzo sygnałów zmiany na lepsze?
Żadna partia w Sejmie od 25 lat nie pomogła kobietom. Bo rządzi nami kler i mafie partyjne. Proszę posłuchać tego, co mówi Trump, przewodzący amerykańskim prymitywom.
Trump to a propos polskiej sytuacji?
Czasem mam wrażenie, że Trump jest Polakiem katolikiem. Ale nie, on nabijał się z papieża. Najwidoczniej to patriarchalny wrodzony mental, niezależnie od kraju. Z tym, że Trump napastujący kobiety, wulgarny wobec nich, jest w porównaniu z naszymi Ziemkiewiczami odważny. Mówiąc o karaniu aborcji nie powoływał się na Boga. To było jego zdanie, zdanie zwykłego dupka, a nie Stwórcy. Szacun. Nasi chłopcy z mafii partyjnych chowają się za szefa szefów, Boga Najwyższego.
Dobrze, że wspomniała pani o Trumpie i Amerykanach, bo chcę zapytać o to, czy rzeczywiście mówimy wyłącznie o „polskim problemie”?
W Europie katolickie kraje, jak Hiszpania czy Irlandia, odpuściły gnębienie kobiet. Na Malcie trwa to nadal, ale to wysepka jak Korsyka, gdzie trzymanie się poglądów jak skały zapewnia przeżycie. Jedynie w Polsce Kościół się umacnia, zdobywa wpływy, jakich nie miał przed laty. Dzieje się u nas kontrrewolucja, a raczej ciąg dalszy kontrreformacji, która wpakowała nas w sarmatyzm. Dotąd z niego nie wyszliśmy. Świat powoli się zmienia na lepsze, a nam jak u Sienkiewicza dymi się z kapuścianych głów, dymem z konklawe.
Czyli jednak to ta Polska taka zła?
Na Zachodzie patriarchat się kompromituje. Zadziwiająca jest symbolika tego procesu. Kandydata na władcę świata, czyli prezydenta Ameryki, dobija przemówienie kobiety - Michelle Obamy. Inny samiec alfa, zarządzający międzynarodowym funduszem walutowym Strauss-Kahn, też został pokonany przez czarnoskórą kobietę. Doszło do ugody po zarzutach gwałtu, ale jego kariera się skończyła. Emigrantka, sprzątaczka i żona prezydenta. Cała skala socjalna. Biały, wszechpotężny facet i na kontrze kobieta, do tego czarna. To bardzo symboliczne. Ta walka przeciwieństw, w której poniżane, pogardzane kobiety niszczą hipokryzję omnipotentnego patriarchy. Ale my wciąż mamy Czarną Madonnę wspierającą patriarchat.
Czy te sytuacje, o których pani mówi, nie wpływają na Polki i Polaków?
Pośrednio na pewno. U nas jest inny problem z demokracją. Politycy obudzili się nagle z ręką w nocniku, bo, och, jak to możliwe, PiS atakuje Trybunał Konstytucyjny, depcze opozycję, robią, co chcą! Przepraszam bardzo, ale co przez ostatnie 25 lat trenowaliście w parlamencie? Prawa kobiet, połowy społeczeństwa traktowaliście jak nieistniejące. Zrobiliście sobie z naszych obywatelskich praw, naszych ciał, pas startowy do władzy albo raju, i teraz się dziwicie? Obudziliście się z ręką w nocniku, zasrane politycznie niewiniątka? Byłyśmy traktowane jak wy. Nie bez powodu powiedziałam wiele lat temu, że „Polska jest kobietą”.
Sugeruje pani, że rządy PiS-u są efektem olewania kobiet przez wszystkie poprzednie rządy?
Nie sugeruję, ja to wiem. Upadek demokracji w Polsce jest efektem traktowania kobiet. Z pogardy dla nich nie wytworzono żadnych mechanizmów, które by mogły powstrzymać przewagę polityczną jednej grupy nad inną. Nie wytworzyła się taka kultura polityczna, mental szacunku dla poglądów i praw innych. Czy ktoś wyciągnie z tego wnioski? Nie wiem.
Upadek, ale z drugiej strony pisze pani w książce, że demokracji w ogóle u nas jeszcze nie ma, że jeszcze nie powstała. Pisze pani, że wcześniej mieliśmy do czynienia z demokracją pozorną, a teraz z jej brakiem.
Żaden rząd nie pozwoliłby sobie na takie traktowanie opozycji i instytucji państwowych, gdyby w mentalności czy kulturze politycznej było myślenie o tym, że żadna mniejszość – a kobiety nawet nie są mniejszością, tylko są większością! - nie może być wyzuta ze swoich podstawowych praw. Tak się zachowywali właścicieli niewolników na plantacjach. Panowie na folwarkach zarządzające upodlonym pańszczyzną chłopstwem. Kobiety wyszły na ulice, co jest bardzo piękne, ale jednocześnie smutne.
Bo za późno?
Bo wychodzimy na ulice dopiero, gdy mówią, że będą nas zabijać zgodnie z prawem. Ciąża pozamaciczna? Trudno, umieraj, Bóg nad Polską tak chciał. Nad Watykanem nie, ale my mamy własny Kościół, prawdziwy. Teraz, kiedy skończyły się wojny i powstania, frontem jest ciało kobiety.
No dobrze, ale kto za to odpowiada? Źli faceci?
Przede wszystkim mental, ale w tym mentalu siedzimy też my, kobiety. Teraz piłeczka jest po stronie kobiet. Faceci niczego się nie nauczyli. Nie wierzę w polskich mężczyzn, przepraszam pana bardzo.
Nie szkodzi. Domyślałem się tej pani niewiary, zanim tu przyszedłem.
25 lat męskich rządów i albo kasa, albo własne ego - nic więcej się nie liczy. Pajacowanie, wszystkich, tych z lewa, i z prawa. Partie, również niby postępowe, czyli Palikot czy SLD, i te niby liberalne (o prawicowych nawet nie mówię), zrobiły sobie jatkę z praw kobiet. Konsekwencją jest załamanie się demokracji i rządy PiS-u. Te czarne marsze, ta moc na ulicach, to jest jeszcze mało – uważam, że powinny być koktajle Mołotowa i płonące opony. Zbieranie petycji już było, są w sejmowym koszu na śmieci, tam gdzie nasze podpisane nadzieje. Protest Polek nie powinien przypominać flash mobu: skrzykujemy się, zbieramy na akcję, a potem się rozchodzimy. To nie działa, musimy się zejść w Sejmie, ale na stałe. Nikt za nas tego nie zrobi.
Czyli nie powinno być wojny PiS kontra reszta świata tylko kobiety kontra reszta świata?
Ale ta wojna przecież trwa od dawna. Gdy chujowa (tzn. męska) demokracja jest zagrożona, wzywa się kobiety, bo Polska ginie. A potem ustąpcie miejsca zwycięzcom, może wam coś skapnie z pańskiego stołu. Tylko nie ruszajcie kompromisu aborcyjnego, bo stary niedźwiedź, 2000-letni, się obudzi i nas zje. Nieważne, że straszy się nas piekłem, jakby na ziemi nie zrobili nam za życia piekła kobiet. Gorsze, że oprawcę, kolonizatora, tego aliena, któregośmy same sobie wyhodowały, mamy w sobie. Mamy w sobie zakodowaną niewolniczą mentalność.
Właściwie po co drugim pani zdaniu mógłbym jak katarynka powtarzać pytanie: „nie przesadza pani?”.
Nazywanie rzeczy po imieniu to przesada? I wie pan czego jeszcze kompletnie nie rozumiem?
Nie mam pojęcia.
Tego, że Kościół w Polsce utrzymują głównie kobiety – one przynoszą świeże kwiaty na ołtarz, wdowy oddają wdowi grosz. Głównie kobiety siedzą w kościelnych ławkach i dbają o religijne wychowanie dzieci – a Kościół w podzięce wymyśla, że z okazji rocznicy Chrztu Polski złoży z nich ofiarę na ołtarzu wiary.
Kobiety chodzące do kościoła to raczej nie te same, które są zwolenniczkami prawa do aborcji.
Wszystkie płacimy z podatków za lekcje religii, za dotacje na Kościół, na to, żeby nas ogłupiano i upokarzano. Gdyby miał to zobrazować Duda-Gracz, namalowałby Polki za ostatnie pieniądze kupujące kamienie, którymi biskupi i politycy je kamieniują. Kobiety mogą przestać chodzić do kościoła i słuchać biskupów, ale wiem, że takie cuda raczej w dużych miastach.
Dlaczego?
Bo prowincja jest w szantażu, w szachu kleru, dobrej opinii i innych rzeczy. Ale od dużych miast często się zaczyna. Rewolucja zaczęła się w Paryżu, nie na prowincji. Zabrnęliśmy z polskim katolicyzmem w pogaństwo. 30 lat temu 1/4 Polek i Polaków uważała aborcję za zło. Co się stało przez ten czas? Wiadomo, penalizacja zmienia poglądy. Do tego lekcje religii. Wśród zwolenników całkowitego zakazu aborcji najwięcej jest 17-24-latków. Boję się, że przywykniemy powoli do myśli, że jednak ten całkowity zakaz z drobnymi poprawkami jest OK. Takie są schematy przesuwania granic, także granic rozumu.
No dobrze, ale mówi pani, że 10 lat temu przewidziała pani, że przyjdzie taki rząd, który będzie chciał zabijać kobiety. Ale wtedy, 10 lat temu, próbowałyście coś zmienić i to się nie udało…
A czy Polkom się w ogóle coś udało w tym czasie oprócz parytetu?
Ale dlaczego się nie udało?
W momencie szczytowania Partia Kobiet miała 11 proc. poparcia. Nikt nie dał ani grosza na partię. Lepiej niech Polki tańczą z gwiazdami. Sukces Palikota - milioner z doświadczeniem politycznym. W sukcesie Kukiza brały udział kopalnie miedzi, o ile się nie mylę. Partia to fabryka. Jest projekt, ale żeby go wyprodukować, trzeba mieć pieniądze. Do tego nasz mental. W momencie głosowania niektóre feministki mówiły – głosujemy na PSL.
Na PSL?
Tak, proszę sprawdzić w internecie. Nie będę się wgłębiała w tę pokrętną logikę. Może dlatego że w PSL prawie nie ma kobiet?
A może z powodu Leszka Kołakowskiego, który też zachęcał swego czasu do głosowania na PSL?
Może. Kobietom się wmawia, że polityka jest brudna.
A nie jest?
Wmawia się nam, że naszymi interesami lepiej zajmą się partie już istniejące. Przed kolejnymi wyborami możemy przecież wszystko obiecać, prawda? Gdy przegrywają kobiety, przegrywa Polska.
Ale realistycznie patrząc – czy widzi Pani w najbliższym czasie możliwość rzeczywistej zmiany politycznej?
W jakim sensie?
Czy widzi pani np. jakąś partię, która w najbliższym czasie ma szansę pokonać PiS?
Nie chcę, by żadna z siedzących dzisiaj w Sejmie partii doszła do władzy po PiS-ie. Porządzi cztery lata, a po niej wróci PiS, tylko jeszcze gorszy, jeszcze mocniejszy. Tak samo nie chcę wcale powrotu „lewicy” w rodzaju SLD. Nie wiem, z kim teraz flirtuje Miller…
Zdaje się, że z PiS-em.
Flirtował z Kościołem, więc bardzo możliwe, że teraz flirtuje z PiS-em. Mam gdzieś taką lewicę. PiS jest jak dinozaur…
Bo taki wielki czy taki straszny?
Bo ma wielkie cielsko, cielsko polskiej prawicy, tej prowincji patriotyczno-kościelnej. I ten dinozaur ma jeden mózg, którym jest oczywiście Kaczyński. Jeden mózg dla tylu osób! Niepojęte, prawda? Ale ten dinozaur jednak się ciągle uczy.
Czego na przykład się nauczył?
Na przykład żeby nie wchodzić w koalicje. Teraz ma ochotę zjeść konstytucję, przystawką będzie Trybunał. Nie przerabiał jeszcze buntu kobiet, więc się wycofa w krzaki, ale wróci z własną propozycją ustawy. Meteoryt nie spadnie, więc ten dinozaur przetrwa. I gdy straci władzę, za jakiś czas powróci, znowu z nieco większym mózgiem, powiększonym o kilka nowych komórek. My, proszę pana, żyjemy w głowie Jarosława Kaczyńskiego. W głowie tego dinozaura. Jego młodości, gdy szkoły miały osiem klas, a studia pięć, i nie było wymian zagranicznych dla studentów. W telewizji był Teleturniej i wszyscy bali się partii i jej sekretarza. Jeżeli nie zmienimy Polski, by stała się krajem również wolności kobiet i ich praw, jeśli nie doczekamy się w Sejmie takiej partii jak np. Razem, to przez długie lata naprawdę nic się nie zmieni.
A Razem dlaczego pani ufa, skoro nie ufa pani wszystkim innym partiom?
Chociażby dlatego, że Zandberg wychował się w Danii.
A co to ma do rzeczy?
To, że w Skandynawii kobiety mają pełnię praw i on tym nasiąknął. Nie da sobie wcisnąć sarmackich bzdur. Nie będzie wchodził w dyskusje z kosmitami twierdzącymi, że, cytuję: „Nie możesz się wypowiadać za aborcją, bo się urodziłeś i nie wiesz, co czuje usunięty embrion”. Dziwne, że jeszcze nie mamy w Sejmie pustej, symbolicznej ławy dla 7 milionów embrionów, bo na tyle wyliczane są „zbrodnie” Polek porównywane do zbrodni w Auschwitz. Czas najwyższy, by kobiety wzięły sprawy w swoje ręce.
A może nie Razem, ale Petru z Nowoczesną?
Wystarczy posłuchać, co Petru mówił o gejach, żenada. Z zewnątrz politurka nowoczesnej ogłady, a w środku polaczkowy homofob.
Miałem na myśli raczej posłanki Nowoczesnej.
Zebrał wokół siebie świetne kobiety! Świetne baby w złym miejscu. Mam nadzieję, że one się w końcu od niego odczepią i pójdą tam, gdzie będzie możliwość zawalczyć o swoje prawa.
Na pewno nie dołączą do Razem...
Ale w końcu mądre Polki zbiorą się razem, wierzę w to. I może – na co również liczę – Barbara Nowacka odczepi się od starych dziadów i założy własną partię. Palikotowi i Millerowi się wydawało, że to oni dali szansę zaistnienia Nowackiej. W rzeczywistości to ona ich wyciągnęła z niebytu przed wyborami. My się z tobą ożenimy i damy ci zaszczyt noszenia naszego nazwiska. A ty będziesz pracować na etacie i poprowadzisz dom, a przy okazji zajmiesz się sama dziećmi, wyciągając faceta z alkoholizmu czy innego bagna. Typowe dla stosunków męsko-damskich w Polsce.
Manuela Gretkowska - pisarka, autorka 20 książek przetłumaczonych na kilkanaście języków. Absolwentka filozofii UJ i antropologii paryskiej Szkoły Nauk Społecznych. Azylantka polityczna za komuny, założycielka Partii Kobiet, matka, żona, wolny duch. W 2016 roku ukazała się "Kosmitka", jej najnowsza książka.