"Mam odwagę mówić o cudzie" - profesor Skalski dla WP o 2‑letnim Adasiu
Dwuletni Adaś został odłączony od respiratora i oddycha samodzielnie. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, chłopiec kontaktuje się z otoczeniem. - Adaś wrócił do żywych. Dla mnie to jest cud. Cieszymy się ogromnie - mówił prof. Skalski, który opiekuje się chłopcem.
Dr Skalski podkreślił, że 2-letni Adaś to unikalny przypadek w skali światowej, który swoimi możliwościami zaskakuje go cały czas. - Dziecko bierze do ręki zabawki. Odpowiada na krótkie polecenia. Stalo się to, o czym żeśmy marzyli - mówił wyraźnie ucieszony lekarz. Zapytamy, czy chłopiec nadal jest "obrażony", stwierdził, "że chyba mu przeszło".
Chłopca czeka teraz rehabilitacja. - To jest żmudny etap, ale ogromnie ważny. Żeby dziecko mogło się normalnie rozwijać - intelektualnie i fizycznie - podkreślił dr Skalski.
Lekarz przyznał również, że przypadkiem dwuletniego Adasia interesują się cały świat. - To rzeczywiście - nie boję się tego powiedzieć - ogromny sukces. Trudno zliczyć wszystkich, którzy się z nami kontaktują - zaznaczył.
Przed dzieckiem szereg badań, by upewnić się, że nie ma żadnych zmian w mózgu. Część z nich zostanie przeprowadzonych już dziś. To, jak szybko Adaś dochodzi do zdrowia, przechodzi najśmielsze oczekiwania lekarzy. To napawa optymizmem.
"Bardzo cieszymy się z jego stanu"
Prof. Skalski już wcześniej mówił, że to, jak będzie postępować leczenie, zależy od dziecka. - Nie mamy obaw, co do jego nerwów. Pozostaje kwestia pełnego powrotu do stanu intelektualnego. Tu jest zawsze cień niepewności, ale liczymy na to, że to się uda - mówił lekarz. - My się bardzo cieszymy z jego stanu - dodał. - Jest duża szansa, że Adaś wyjdzie z tego bez szwanku, trzymamy za to kciuki - zaznaczył.
Wiemy, że Adaś rusza nóżkami, rączkami, otwiera oczy, wypił kilka łyków herbaty. Lekarz powiedział w środę reporterowi WP, że Adaś ciągle walczy, chociaż jest... "obrażony". - Niech Pan sobie wyobrazi, jest Pan małym chłopcem, wszędzie wokół obce osoby. Na razie Adaś jest troszkę na nas obrażony, na was(dziennikarzy) też. Ale pozytywnie obrażony, reaguje na otoczenie - mówi profesor. - Pełen sukces będzie jak dziecko będzie się chciało z nami bawić zwyczajnie zabawkami, na razie każda chwila przynosi nam radość. Jego stan się poprawia, nie mamy już obaw co do innych organów - mówił lekarz.
Proces wybudzania chłopca ze śpiączki rozpoczął się już we wtorek. Proces ten trwał długo, ponieważ 2-latek trafił do szpitala w stanie skrajnej hipotermii - nie można było go ogrzewać bez wyrządzenia mu szkody. Chodziło o powolne "wybudzenie" organów Adasia, tak by mogły działać po obudzeniu chłopca.
Rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego Magdalena Oberc mówiła wcześniej w rozmowie z Wirtualną Polską, że stan 2-latka jest ciężki, ale cały czas poprawia się. W poniedziałek został odłączony od sztucznego płucoserca.
- Chłopiec ma wielką wolę walki, jest dzielny - powiedziała. Przyznaje jednak, że nie spotkali się jeszcze z tak trudnym przypadkiem. - Nie mieliśmy w szpitalu jeszcze nikogo, kto tak długo przebywał w stanie wychłodzenia organizmu - dodała. Przy chłopcu jest cały czas rodzina.
Prof. Skalski ostrożny z rokowaniem ws. Adasia
Rano w środę prof. Skalski mówił, że rokowania są pomyślne, ale nie wiadomo, w jakim dziecko będzie stanie, jak się wybudzi. Teraz już wiemy, że wybudził się bez komplikacji i bardzo szybko.
- Pięć godzin wychłodzenia i taki stan dziecka to jest coś niebywałego. Jeśli przeżyje, to jest rekord świata. Bardzo mu tego życzę. Poza domem był aż siedem godzin. Poza tym jest niesamowicie odporny, to wyjątkowy pacjent, wyjątkowe dziecko. To niesamowite, że tak umiał się zaadaptować do niskiej temperatury - podkreślał Skalski.
Profesor mówił, że dziecko było "profesjonalnie przywiezione do szpitala". Lekarze zajęli się chłopcem w prawidłowy sposób. - To czego nie wolno robić z wychłodzonym pacjentem, to nie wolno go ogrzewać. Tak było z Adasiem. Żeby ogrzać człowieka w hipotermii, trzeba go koniecznie najpierw podłączyć do sztucznego płucoserca. Na początku nawet się obkłada ciało lodem, żeby utrzymać je dłużej w tej niskiej temperaturze. Tylko wtedy mamy szansę go uratować, jednocześnie stabilizując jego krążenie - powiedział Skalski.
Dodał też, że Adaś był dla swojego bezpieczeństwa reanimowany na otwartej klatce piersiowej. We wtorek dziecko przeszło operację zamknięcia klatki piersiowej.
Odniósł się tez do informacji o tym, że Adaś jest lunatykiem i to mogło mu pomóc w tej sytuacji. Powiedział, że to jest sommambulizm i często występuje u dzieci w tym wieku, ale to nie jest istota sprawy i nie przeceniałby tego.
Adaś sam wyszedł z domu
Zaginięcie dziecka zgłosiła w niedzielę rano babcia, pod której opieką był Adaś. Na poszukiwanie chłopca wyruszyli policjanci i strażacy. Po godzinie, około godziny 8, wyziębione dziecko odnaleziono nad rzeką, 600 metrów od domu.
Chłopiec miał na sobie tylko piżamę. Policjant, który go odnalazł, pobiegł do najbliższego domu i tam w ciepłym pomieszczeniu rozpoczął reanimację. Wezwano pogotowie, które przewiozło malucha do szpitala w Prokocimiu. Organizm chłopca był wyziębiony do 12 stopni Celsjusza.
- Policja ustala w jakich okolicznościach wyszedł z domu - mówi Katarzyna Padło z małopolskiej policji. Przeprowadzono rutynowe badania trzeźwości, jednak okazało się, że opiekunka nie piła alkoholu. W niedzielę nie można było porozmawiać z jego babcią, kobieta trafiła pod opiekę psychiatry.