PublicystykaMakowski: Na polsko-izraelskiej wojnie dyplomatycznej tracą wszyscy [OPINIA]

Makowski: Na polsko-izraelskiej wojnie dyplomatycznej tracą wszyscy [OPINIA]

Polsko-izraelska "zimna wojna", która toczy się na gruncie historii i dyplomacji, opiera się na niezrozumieniu dotyczącym wspólnej przeszłości, niezrozumieniu istoty prawa, przeciwko któremu się występuje, oraz braku wzajemnego szacunku. Nowa ustawa dotycząca restytucji majątkowej w Polsce nie "neguje Holokaustu". Ona po prostu - choć w sposób połowiczny - cywilizuje sytuację, w której wieloletni właściciele nie mogli być pewni jutra we własnym domu.

Yair Lapid, obecny szef izraelskiego MSZ, przyszły premier Izraela
Yair Lapid, obecny szef izraelskiego MSZ, przyszły premier Izraela
Źródło zdjęć: © NurPhoto via Getty Images | NurPhoto
Marcin Makowski

Gdyby na dyplomatycznej mapie świata ustawić obok siebie Polskę i Izrael oraz wskazać cechy, które łączą obydwa narody, mogłoby się wydawać, że są skazane na sojusz. Tysiąc lat wspólnej historii na terenach Rzeczpospolitej, wolnej od prześladowań religijnych. Wspólna trauma II wojny światowej, skomplikowane powojenne losy polityczne, walka o suwerenność w obliczu presji geopolitycznej, wreszcie - stawianie na młodych oraz rozwój sektora innowacyjnego. Nie przez przypadek podczas pierwszej kadencji Knesetu było w nim tak wielu Żydów pochodzących z Polski, że to właśnie ten język dominował w obradach parlamentu. 

Klincz dyplomatyczny

Tymczasem, gdy wniknie się w szczegóły, zamiast wspólnego języka, w relacjach polsko-izraelskich panuje dzisiaj daleko posunięta nieufność, jeśli nie wrogość. Koszmar Holokaustu i debata wokół jego konsekwencji - zepchnięta na margines w czasach komunizmu - wraca w postaci liczących dekady uprzedzeń, żali i sporów o utracone majątki. Dzisiaj jesteśmy świadkami kolejnego odcinka konfliktu, który w przestrzeni medialnej toczy się od stycznia 2019 r., oraz wycofanej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. 

Kolejny raz u jego podstawy leżą niedomówienia, przekłamania oraz doraźna polityka wewnętrzna. Trudno inaczej odebrać słowa obecnego szefa izraelskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz przyszłego premiera nowej koalicji rządzącej Yaira Lapida.

W odpowiedzi na uchwaloną przez polski Sejm (nadal nie ma zgody Senatu oraz podpisu prezydenta) nowelizację ustawy o Kodeksie postępowania administracyjnego, Lapid wytoczył najcięższe i rzadko spotykane w dyplomacji działa. Polskie przepisy regulujące możliwość ubiegania się o zwrot majątku nazwał "hańbą", uznając, że "są pogwałceniem praw ocalałych z Holokaustu i ich potomków".

O co toczy się polsko-izrelski spór o restytucje?

"To niemoralne prawo poważnie uderzy w stosunki między naszymi państwami. Z powagą podchodzimy do próby uniemożliwienia zwrotu prawowitym właścicielom mienia zagrabionego w Europie Żydom przez nazistów i ich kolaborantów. Polska wie, co jest właściwym krokiem w tej sprawie" - głosił komunikat opublikowany przez ambasadę Izraela w Polsce. Wystarczy jednak zapoznać się z argumentacją polskiego ustawodawcy, żeby zrozumieć, jak głęboko zabrnęliśmy w manipulacji faktami.

W rzeczywistości nie mamy bowiem do czynienia z "nową ustawą o Holokauście", jak przedstawia sprawę np. Liga Przeciwko Zniesławieniom. Polski rząd w prostej linii wykonuje bowiem wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2015 roku, który przyjął, że w przypadku zakupu po upadku komunizmu (1989 r.) nieruchomości, wcześniej znacjonalizowanej przez Polską Rzeczpospolitą Ludową, w pewnym momencie ewentualne roszczenia administracyjne dotyczące jej własności muszą wygasnąć.

Okres na zgłaszanie praw do nieruchomości ustalono jako górną granicę ustawową, czyli 30 lat. Nadal jednak, wbrew słowom Yaira Lapida, zgodnie z polskim prawem każda osoba posiadająca indywidualne prawa spadkowe będzie mogła się domagać zadośćuczynienia na drodze pozwu cywilnego, który zostanie rozpatrzony przez polskie sądy. 

Nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego nie odnosi się zatem do II wojny światowej, Żydów, Holokaustu ani nie pozbawia nikogo przynależnych mu praw do ewentualnego odszkodowania za utracone dobra. Nad szczegółami zapisów polskiego rządu, czasem danym na wprowadzenie w życie ustawy i jej konsekwencjami można oczywiście dyskutować, natomiast w żadnej dyskusji, która opiera się na źródłach, a nie wzajemnych uprzedzeniach, nie da się postawić znaku równości między koniecznością zabezpieczenia stanu prawnego obecnych właścicieli z "pogwałceniem praw ocalałych z Holokaustu".

Zdecydowana większość spraw o restytucje dotyczy obywateli polskich, natomiast brak wyznaczenia granicy, po której lokatorzy mogą być pewni swojej własności, powodował do tej pory całą serię przestępstw i nadużyć, nazwanych nie bez powodu "dziką reprywatyzacją". 

Co dalej z własnością bezdziedziczną?

W konsekwencji braku systemowego uregulowania kwestii własności wielu powojennych nieruchomości w Warszawie, już w demokratycznej III Rzeczpospolitej wyspecjalizowane w procederze kancelarie prawnicze (często powiązane ze światem przestępczym) wykorzystywały podrobione albo trudne do zweryfikowania pełnomocnictwa - według daty urodzenia najstarszy właściciel w momencie wprowadzenia sprawy miał mieć 130 lat - do wysiedlenia z kamienicy mieszkających tam od dekad rodzin.

Niejednokrotnie to właśnie ci ludzie dźwigali kamienice z ruin po wojnie oraz niemieckich zniszczeniach polskiej stolicy podczas powstania warszawskiego, inwestowali w jej remonty oraz bieżące utrzymanie, nigdy do końca nie mogąc się czuć pełnoprawnymi właścicielami. Nowelizacja polskiego prawa ma tę sytuację zmienić. 

Równocześnie, bodaj najbardziej niepokojąca kwestia pojawiająca się w wypowiedziach polityków USA oraz Izraela dotyczy tzw. własności bezdziedzicznej, która niegdyś należała do obywatela polskiego pochodzenia żydowskiego, ale dzisiaj - ponad 80 lat od wybuchu II wojny światowej, nie ma już legalnego spadkobiercy. Zgodnie ze stanowiskiem izraelskiego MSZ oraz amerykańskiej ustawy JUST Act 447, "w przypadku bezspadkowej własności wymagane jest zabezpieczenie własności lub odszkodowania, by wspomóc ofiary Holokaustu, wesprzeć edukację o Holokauście i inne cele".

Dochodzimy zatem do paradoksu, w którym konflikt dyplomatyczny nie dotyczy już tylko ewentualnych żyjących spadkobierców, ale również niemających z nimi związku instytucji, które nagle mogłyby się ubiegać o zwrot całych nieruchomości będących obecnie w rękach prywatnych właścicieli. Tymczasem wszystkie cywilizowane państwa od czasów rzymskich przyjęły zasadę, że mienie bezspadkowe przechodzi na rzecz Skarbu Państwa, tak dzieje się również w Stanach Zjednoczonych.

Ciężar zadośćuczynienia

Cała ta dyskusja toczy się w cieniu braku realnego zadośćuczynienia ze strony niemieckiej za krzywdy oraz niemożliwe do oszacowania zniszczenia na terenie Polski, która od 1939 do 1945 roku była rejonem działań frontowych, brutalnej okupacji oraz największego powstania narodowego czasów II wojny światowej. Z perspektywy polskiej racji stanu oraz percepcji historycznej trudno zrozumieć, dlaczego dzisiaj zarówno Ameryka, jak i Izrael przerzucają niemal cały ciężar odpowiedzialności za dramat największego konfliktu w dziejach na jedną z jego największych ofiar, a nie na sprawców.

- Nie możemy godzić się na sytuację, w której nie rozmawia się o treści ustawy, tylko bez żadnej próby merytorycznej rozmowy przechodzi się do ataków i oskarżeń o czyny niemoralne, bo coś takiego przecież wprost napisał minister spraw zagranicznych Izraela - powiedział w polskich mediach wiceszef MSZ, dodając, że "to nie jest sposób, w jaki rozmawiają ze sobą partnerzy, którzy się szanują".

Jeżeli relacje polsko-izraelskie mają wrócić na właściwe tory i zrealizować swój potencjał, trzeba zacząć właśnie od wzajemnego szacunku. Zrównywanie państwa, które nigdy nie wystawiło nawet jednego żołnierza do służby w armii Adolfa Hitlera z kolaborantami, którzy wystawiali wielotysięczne dywizje, do niego nie należy.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)