PublicystykaMakowski: "Donald Tusk, emerytowany zbawca Platformy?" [OPINIA]

Makowski: "Donald Tusk, emerytowany zbawca Platformy?" [OPINIA]

Jeśli ktoś miał wątpliwości, po co Donald Tusk wydał pisane naprędce dzienniki, już wie, że nie chodziło o kolejnego po Tokarczuk literackiego Nobla. Posłużyły mu one za pretekst do podjęcia debaty o przyszłości własnej partii. Z sobotniego spotkania autorskiego wyszedł bowiem jeden przekaz: Platforma musi dokonać głębokiego resetu. Ten statek z kapitanem Schetyną już dalej nie popłynie.

Makowski: "Donald Tusk, emerytowany zbawca Platformy?" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Leszek Szymański
Marcin Makowski

14.12.2019 | aktual.: 14.12.2019 21:54

"Ja bym chciał być emerytowanym zbawcą narodu. (…) Ja najbardziej chciałbym być szefem silnej, bardzo wpływowej, współtworzącej albo tworzącej rząd partii" - mówił Jarosław Kaczyński w 1994 r. w rozmowie z Teresą Torańską. 14 grudnia 2019 r. Donald Tusk, promując książkę pt. "Szczerze", innymi słowami zakomunikował podobne intencje w stosunku do Platformy Obywatelskiej.

Chciałby być jej "emerytowanym zbawcą", choć wciąż nie do końca wie jak. Wie jednak, jaki sygnał wysłać. Partia się zmieni, znajdzie nowych ludzi, świeżą energię do walki o władzę, albo podzieli los potężnej niegdyś Unii Wolności. Którą zresztą on sam pomagał zdekomponować, zakładając PO w 2001 r. z Andrzejem Olechowski i Maciejem Płażyńskim.

Co po Platformie?

Dzisiaj sytuacja może się powtórzyć. - Jeśli przychodzi odpowiedni czas i są możliwości, żeby nastąpiła zmiana na lepsze, nie można wahać się ani chwili. Platforma musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to jest właśnie ten moment. Wiele wskazuje na to, że to jest czas na zmianę pokoleniową i energetyczną - stwierdził Tusk na biletowanym spotkaniu w siedzibie Agory. O tym, że wewnątrz partii są ludzie, którzy podobne sygnały czytają jako wezwanie do działania, niech świadczy skład pierwszych rzędów.

Próżno szukać w nich Grzegorz Schetyny i polityków kojarzonych z prezesem partii, brylowali natomiast świeżo upieczona kandydatka na prezydenta (i wieloletnia stronniczka Tuska) Małgorzata Kidawa-Błońska, wprost komunikujący chęć ubiegania się o fotel szefa Platformy Borys Buska, nowa gwiazda partii - marszałek Tomasz Grodzki, były ambasador w Waszyngtonie Ryszard Schnepf, europosłanka Róża Thun czy poseł Michał Szczerba. Wszystko zwolennicy "nowego kursu".

Tusk liczy szable

Nawet jeśli to czysty zbieg okoliczności, na pewno niesamowicie korzystny dla Tuska, że wieczór autorski poprzedzony konferencją prasową odbył się chwilę po prawyborach w partii. - Serce bije mocniej z radości, że to Małgorzata Kidawa-Błońska. Nie zgadzam się z głosami, że jest za mało bojowa lub charyzmatyczna. W polskiej polityce takie jest oczekiwanie, ważną rolę powinni odgrywać politycy, którzy przekazują sobą ciepło. Jej naturalną cechą jest łączenie ludzi - przekonywał Tusk pytany przez dziennikarzy o komentarz do rozstrzygnięć delegatów Platformy. Jeśli uznać je za symboliczne liczenie szabel, wspierany przez Grzegorza Schetynę Jacek Jaśkowiak poległ razem ze swoim patronem.

Donald Tusk jest już jednak w polityce na tyle długo, że wie, że nawet jeśli składa się na czyimś policzku pocałunek śmierci, należy to czynić z uśmiechem. Dlatego, aby nie stworzyć wrażenia frontalnego ataku na swojego następcę, szybko dodał, że "wysoko ocenia Grzegorza Schetynę i większość jego decyzji w ostatnim roku", zalecał również schowanie do kieszeni "pretensji, że Schetyna jest taki a nie inny", ponieważ zrobił co mógł. - Uważam, że prawdopodobnie doszedł do ściany - dodał jednak były szef Rady Europejskiej.

Dlaczego nie prezydent?

Równocześnie odpowiadał, dlaczego w takim razie nie chciał raz jeszcze wziąć personalnej odpowiedzialności za losy swojego obozu. - Proszę odrzucić myślenie, że gdybym został w Polsce, to PiS by nie wygrał wyborów. To anachroniczna kalkulacja. Dało się zauważyć odczuwalne zmęczenie Tuskiem, a mam tu wyczulone radary. (…) Uważam, że być może gdybym został, to byłoby trudniej. (…) Byłoby bez sukcesu brukselskiego. Na szczęście nikt tego nie sprawdzi - przekonywał szef Europejskiej Partii Ludowej.

Odniósł się również do niekandydowania w wyborach prezydenckich, uważając, że dzięki tej decyzji zniweczył plany wieloletniej "prekampanii PiS-u", która była wycelowana i profilowana tak, aby bezpośrednio kontrować jego start, a w obecnej chwili nie ma dobrego punktu zaczepienia. - Emocje pchały mnie w różnych kierunkach. Ale i tak na końcu włączyła się kalkulacja. Niezależnie jak byłoby to dla mnie bolesne, jeśli oni zainwestowali tak dużo pieniędzy i czasu, by mnie dyskredytować, najlepszym sposobem ogrania ich będzie zmarnowanie ich wysiłku - dodał Donald Tusk.

Praca u podstaw

Całe spotkanie pełne było również odniesień do współczesnej taktyki opozycji, w przypadku której były szef RE pochwalił model "ulicy i zagranicy" jako ten, który zainteresował kwestiami praworządności w Polsce polityków z Brukseli, a dzięki temu zainteresowaniu i presji, "PiS musiał się wycofać z najgorszych rozwiązań". Dodał również, że w przyszłym roku przedstawi plan, jak wygrać wybory w 2023.

I to jest chyba najważniejsza przesłanka i komunikat wysłany przez polityka, który miał przyjechać na białym koniu i zdetronizować Andrzeja Dudę, ale postawił na bardziej zakulisowy i "pozytywistyczny" plan pracy u podstaw, promowania nowych liderów, wsparcia merytorycznego, a w sytuacji kryzysowej - pobłogosławienia nowej formacji, która powstanie na gruzach Platformy. Nawet z tylnego siedzenia łatwego zadania dzisiaj "emerytowany zbawca Platformy" nie ma.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Zobacz także
Komentarze (0)