PublicystykaMakowski: "Biologia, a nie ideologia. Edukacja seksualna nie może indoktrynować dzieci" [OPINIA]

Makowski: "Biologia, a nie ideologia. Edukacja seksualna nie może indoktrynować dzieci" [OPINIA]

Szerokim echem odbiła się zapowiedź wprowadzenia do warszawskich szkół standardów WHO ws. edukacji seksualnej. To efekt podpisania przez prezydenta Trzaskowskiego tzw. ”Deklaracji LGBT+”. Pomijając panikę moralną części prawicy, warto przyjrzeć się dokładnie tym zapisom. Dla wielu rodziców mogą być one nie do zaakceptowania. Co wtedy?

Makowski: "Biologia, a nie ideologia. Edukacja seksualna nie może indoktrynować dzieci" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © East News | PIOTR MOLECKI
Marcin Makowski

27.02.2019 | aktual.: 27.02.2019 14:20

"Warszawska polityka miejska na rzecz społeczności LGBT+" - tak brzmi pełna nazwa dokumentu podpisanego 18 lutego przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego.

Poza wsparciem w dziedzinie bezpieczeństwa, sportu, pracy i administracji, zakłada również wprowadzenie w stołecznych szkołach "edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej zgodnej ze standardami WHO, aktywne wspieranie nauczycieli, jak i otwartości na inicjatywy III sektora dotyczące spraw społeczności".

Choć zapis jest niezwykle lakoniczny, w rzeczywistości stanowi jednak bardzo istotną zmianę w priorytetach prowadzonego do tej pory nauczania odnośnie spraw seksualnych oraz zakładania rodziny.

Co zaleca WHO?

Jeśli wczytamy się bowiem precyzyjnie w zapisy Światowej Organizacji Zdrowia i propozycje tematów podejmowanych w kształceniu dzieci, okazuje się, że w zaleconych do przyswojenia informacjach, umiejętnościach i postawach mamy do czynienia z czymś znacznie więcej, niż suchym informowaniem o biologii człowieka i współżyciu wraz z jego konsekwencjami.

Pomijając moralne uniesienia, a skupiając się na faktach, ”deklaracja LGBT+” w linii prostej prowadzi do ideologizowania i przekraczania granic, które wielu rodziców może uznać za krzywdzące dla swoich dzieci.

Przykłady: program WHO zakłada, że przedszkolaki w wieku od 0 do 4 lat, będą słuchały o ”zabawie w lekarza”, 4, 5 i 6-latkowie natomiast, dowiedzą się czym jest ”radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja we wczesnym dzieciństwie oraz odkrywanie własnych narządów płciowych”.

Idźmy dalej, wiek od 6 do 9 lat to m.in. ”wybór dotyczące rodzicielstwa i ciąży, podstawowe informacje dotyczące antykoncepcji i planowania rodziny, seks w mediach i internecie, nauka masturbacji i autostymulacji, stosowny język seksualny i współżycie”.

Wraz z wiekiem (9-12 lat), dzieci będą przyswajać wiedzę o ”różnorodności zachowań seksualnych, uzyskiwaniu doświadczeń seksualnych, akceptacji różnych sposobów okazywania seksualności”.

Nastolatkowie od 15 lat wzwyż z kolei, będą na lekcjach ”podchodzić krytycznie do norm kulturowych w odniesieniu do własnego ciała” oraz ”podchodzić krytycznie do norm religijnych w odniesieniu do ciąży, rodzicielstwa, etc.”.

Czymś bez alternatywy i pozbawionym jakichkolwiek niuansów będzie również ”akceptacja różnych orientacji seksualnych i tożsamości, otwartość na różnego rodzaju związki i style życia”. Od uczniów i nauczycieli będzie się również wymagać aktywnej walki z bardzo szeroko definiowaną homofobią i trans fobią.

Warszawa nie ukrywa intencji

Na pytanie o szczegóły i implementację tego programu do szkół publicznych w Warszawie, wiceprezydent Paweł Rabiej w Polsat Info odpowiedział: ”Chodzi o to, żebyśmy w szkołach mieli rzetelną edukację seksualną, która jest potrzeba, żeby ochronić się przed pedofilami w kościele czy szkole”.

Przecież tutaj nawet nikt nie ukrywa, że element ideologiczny idzie na równi z edukacyjnym. I to jest mój główny zarzut wobec władz stolicy. Nikt nie ma prawa wymagać od rodziców i dzieci chodzenia na tego typu lekcje, jeśli z jakichś względów będą one dla nich nie do zaakceptowania, a można z dużą dozą prawdopodobieństwa domniemywać, że tak się właśnie stanie. Warto jednak zaznaczyć, że istnieje inny punkt widzenia.

Katarzyna Banasiak z grupy Ponton podkreśla, że standardy Światowej Organizacji Zdrowia często są wyrywane z kontekstu. ”I tak się dzieje w tym przypadku. Te standardy to nie program lekcji, ale zbiór obserwacji tego, co się dzieje z człowiekiem na różnych etapach rozwoju. Nie jest tak, że czterolatek będzie uczony masturbacji” - podkreśla. Czy rodzice powinni jednak wierzyć na słowo? Sądzę, że nie.

Jeśli kogoś nie przekonuje światopogląd czy sumienie, niech sięgnie po konstytucję. Artykuł 48 definiujący zakres władzy rodzicielskiej stanowi bowiem, że ”rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”.

Krytyczne podejście do norm religijnych, poruszanie tematu masturbacji czy afirmowanie innych orientacji seksualnych u dzieci w wieku przedszkolnym, słusznie może być uznane za naruszanie praw rodzicielskich właśnie w tym zakresie.

Dyskusja o edukacji seksualnej nie powinna dotyczyć jak obecnie, licytowania się na ideologię i politykę, ale autentycznej pomocy w odnalezieniu się młodych ludzi w tym skomplikowanym świecie.

Zamykaniem oczu i udawaniem, że ekspansja pornografii czy różnorodność postaw seksualnych nie istnieje, niczego nie zmieni się na lepsze. Musi jednak istnieć w tym zakresie miejsce na rozsądny kompromis, wyłączający z edukacji indoktrynację światopoglądową.

I chyba właśnie ta druga rzecz jest dzisiaj powodem do niepokoju w Warszawie. Niech rodzice, a nie prezydent Trzaskowski, mają ostatnie zdanie w kwestii wychowania własnych dzieci.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
lgtbRafał Trzaskowskiseks
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)