Majmurek: "Kuchciński twardo wylądował. Pociągnie za sobą w dół partię?" (Opinia)
Stało się to, co obstawiało większość komentatorów: marszałek Sejmu Marek Kuchciński podał się do dymisji. Czy raczej należałoby powiedzieć: został zdymisjonowany przez Jarosława Kaczyńskiego. Kluczowe dla polskiej polityki pytanie brzmi teraz: czy upadek marszałka pociągnie w dół jego partię i zagrozi władzy PiS w Sejmie następnej kadencji?
08.08.2019 | aktual.: 08.08.2019 15:46
Mleko się rozlało
Dzisiejsza decyzja Kaczyńskiego była oczywista, prezes PiS nie miał innego wyboru, sprawa wymknęła się wizerunkowo spod kontroli. Poniedziałkowa konferencja prasowa marszałka nie zamknęła sprawy.
W każdym kolejnym dniu wypływały nowe informacje o kolejnych osobach zabieranych przez Kuchcińskiego na pokład: rodzeństwie, wnukach, dzieciach, wreszcie posłach PiS. Idiotyczne tłumaczenia Stanisława Piotrowicza ("marszałek żadnemu obywatelowi w potrzebie nie odmówiłby lotu"), czy Karola Karskiego, który nie potrafił odpowiedzieć dziennikarzom, czy na pokładzie rządowego samolotu leciał w oficjalnej delegacji, czy prywatnie, zwyczajnie ośmieszały rządzącą partię.
Zobacz także
Opozycja waliła w PiS i Kuchcińskiego jak w bęben. PiS nie było w stanie skontrować tego żadną sensowną własną narracją. Tłumaczenie Kuchcińskiego, iż jego liczne podróże lotnicze wynikały z "przyjęcia aktywnego modelu sprawowania funkcji marszałka" oraz licznych terenowych konsultacji "aktywności legislacyjnej Sejmu" trudno uznać za cokolwiek innego niż obrazę inteligencji wyborców. Przecież większość lotów odbywała się na trasie dom marszałka-Warszawa, trudno uwierzyć, że obowiązki wzywały Kuchcińskiego tak często akurat w rodzinne strony.
Kuchciński stał się łatwym celem nie tylko dla polityków. Internet zalały memy wyśmiewające marszałka. Nawet najbliżsi rządzącej partii publicyści stracili ochotę, by Kuchcińskiego bronić. Sprawa "zażarła" społecznie, jeden z dziennikarzy skrajnie prorządowej "Gazety Polskiej" donosił na Twitterze, iż był świadkiem sytuacji, gdy na widok przelatującego samolotu młodzież grająca w piłkę na boisku kpiła "patrzcie, Kuchciński!". Wewnętrzne badania partii wykazały, że zdecydowana większość opinii publicznej domaga się dymisji Kuchcińskiego. Na starcie kampanii wyborczej PiS mogło więc zareagować tylko w jeden sposób.
PiS przespało sprawę?
Czemu PiS od razu nie zdymisjonowało Kuchcińskiego? Nigdy nie był przecież jakimś szczególnym zasobem dla rządzącej partii. Wręcz przeciwnie: fatalnie radził sobie w kontaktach z mediami, nie wytrzymywał w kryzysowych sytuacjach. Polityk z Podkarpacia nie miał też swojej frakcji w partii ani popularności i charyzmy pozwalającej mu stworzyć jakąś niezależną formację obok PiS. Partia mogła go bezkarnie zrazić do siebie. Czemu tego nie zrobiła?
Być może zawiniło to, że rządzący uwierzyli we własną propagandę, w to, że drugą kadencję mają już w kieszeni, a wdzięczni za 500+ Polacy wybaczą im wszystko. Widać było wyraźnie, jak do ostatniej chwili czołowi politycy PiS bagatelizowali sprawę, traktując ją jako żart. Rej wodził w tym zwłaszcza zastępca Kuchcińskiego, Ryszard Terlecki, który kpił, że niestety nie latał z marszałkiem i nie może powiedzieć, jak było w powietrzu, a jako krakowski centuś nie oddałby za loty ani złotówki.
Być może zaważył na tym sposób zarządzania państwem, gdzie wszelkie strategiczne decyzje podejmuje prezes Kaczyński – nadpremier na co dzień stojący tyleż ponad, co obok codziennej pracy państwa. Ten model sprawia, że poszczególni wysocy urzędnicy z ramienia PiS – w parlamencie i rządzie – przyjmują zasadę, iż na swoich stanowiskach są udzielnymi książątkami, którzy mogą wszystko, dopóki prezes się nie dowie i nie pogrozi palcem.
W sprawie lotów Kaczyński zainterweniował: podobnie jak po kryzysie z nagrodami dla ministrów rządu Beaty Szydło wyszedł do opinii publicznej i powiedział: "nic złego nie zrobiliśmy, ale my słuchamy Polaków, szanujemy wolę suwerena". Wykorzystał też kryzys dla podkreślenia swojej władzy w partii.
Po dzisiejszej konferencji nikt nie ma wątpliwości, że marszałek, formalnie druga osoba w państwie, odpowiada przed szeregowym posłem. Kaczyński zaś raz jeszcze przedstawił się jako surowy, ascetyczny, zatroskany o państwo ojciec narodu, który czasem musi powściągnąć cugli swoim zapominającym o misji i podążającym za prywatą podwładnym. Jest to tyleż efektywne w zarządzaniu partią, co patologiczne – jak pokazuje nie tylko afera z lotami – w zarządzaniu państwem.
To nie zamyka sprawy
Czy dymisja Kuchcińskiego zamknie sprawę i odwróci od niej uwagę opinii publicznej? Tempo kampanii jest imponujące, nowe tematy będą pojawiać się w medialnym młynie z szybkością pocisków wystrzeliwanych z broni maszynowej. Opozycja musi jednak robić wszystko, by afera Kuchcińskiego żyła jak najdłużej. I ma do tego kilka dobrych punktów zaczepienia.
Po pierwsze, Kuchciński ciągle pozostaje jedynką PiS na Podkarpaciu. Po drugie, loty Kuchcińskiego organizowało MON – czy nikomu nie zapaliła się tam przez te wszystkie lata lampka, że coś jest nie tak? Pozostaje też sprawa posłów korzystających z darmowych lotów – czy oni nie powinni ponieść konsekwencji? PiS twardo też twierdzi, że nie złamano prawa – czy jednak na pewno jest to prawdą w przypadku samotnego lotu żony marszałka z Rzeszowa do Warszawy? Wreszcie, na koniec, jest jeszcze kwestia zachowania Centrum Informacyjnego Sejmu – które co najmniej podawało nieprawdziwe informacje, jeśli nie po prostu okłamywało opinię publiczną w tej sprawie. Czy robiło to na polecenie marszałka?
PiS próbowało odwrócić uwagę od sprawy, przypominając loty Tuska. Dla nikogo, może poza najtwardszym elektoratem, nie jest to przekonujące. Tusk nie rządzi od pięciu lat. Premier i marszałek to przecież zupełnie inne funkcje i inne obowiązki jeśli chodzi o poruszanie się po Polsce i świecie. Wbrew poleceniom PiS dziennikarze nie zainteresują się lotami Tuska, będą za to dalej grzebać w lotach obecnej władzy. I nie zdziwię się, gdy znajdą tam kolejne niewygodne dla PiS fakty: trudno uwierzyć, by marszałek Sejmu w obecnym układzie władzy okazał się jednym, jedynym niechlubnym wyjątkiem.
Na ile to wszystko przełoży się na wyniki wyborów? Dziś trudno powiedzieć. Cała afera może równie dobrze rozejść się po kościach, jak i okazać się dla PiS bardzo bolesna. Uderza bowiem w kluczowy dla sukcesu PiS wizerunek skromnej partii, rozumiejącej życie zwykłych Polaków i Polek. Oczywiście twardy elektorat PiS się od nich nie odwróci, socjalny pewnie nie przejdzie z tego powodu do KO – ale może zostać w domu. Za to sprawa Kuchcińskiego to kolejny czynnik, jaki będzie mobilizował do urn elektorat PiS niechętny. Z pewnością na początku kampanii wyborczej opozycja dostała cenny dla siebie prezent.
Jakub Majmurek dla WP Opinie